Nie zawsze trzeba uwspółcześniać [Czarodziejski flet w POK]
Czy dzieła dawnych mistrzów mimo upływu stuleci zachowują swoją wartość dla współczesnego odbiorcy? Czy są one dla niego ciągle atrakcyjne? A może należałoby je uwspółcześnić, uczynić bardziej zrozumiałymi? Zapewne czasami tak się dzieje z korzyścią dla utworu, jednak nie zawsze jest to konieczne, czego doskonałym przykładem jest „Czarodziejski flet” Wolfganga Amadeusza Mozarta w reżyserii Andrzeja Klimczaka.
Polska Opera Królewska zaprasza nas do dawnego Teatru Króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, mieszczącego się w Starej Oranżerii w Łazienkach Królewskich. Siedząc w niewielkim, zaprojektowanym na góra 300 osób wnętrzu prywatnego teatru królewskiego, które wygląda tak, jak je sobie wymarzył 250 lat temu Stanisław August, mamy szansę poczuć magię drzemiącą w muzyce Mozarta.
„Czarodziejski flet” opowiada historię młodego i odważnego księcia Tamina (Jacek Szponarski), który stara się uratować piękną i niewinną księżniczkę Paminę (Gabriela Kamińska), a jednocześnie, będąc poddany licznym próbom i wystawiony na wiele niebezpieczeństw - dojrzewa, zdobywa wiedzę o świecie i o sobie samym. Wszystko to utrzymane jest w konwencji baśni, co zakłada też pewną umowność. Poznajemy więc Królową Nocy (Aleksandra Olczyk), która prosi Tamina o uwolnienie jej córki Paminy z rąk złego Sarastra (Wojtek Gierlach). Księcia wspomaga w wyprawie Papageno (Paweł Michalczuk), który jest przeciwieństwem młodego arystokraty. Nie ma w nim wzniosłości, tylko przyziemność. Papageno to czysta radość życia i zdolność do zadowalania się najbardziej podstawowymi rzeczami, takimi jak codzienne jedzenie i picie, otrzymywane od Królowej Nocy w zamian za ptaki, które dla niej łowi. Do idealnego szczęścia brakuje mu jedynie żony. Jak to w baśni, „Czarodziejski flet” pełen jest zwrotów akcji, ale wszystko kończy się dobrze. Tamino i Pamina, po przejściu wszystkich prób, mogą być razem. Papageno znajduje równie jak on spontaniczną ukochaną – Papagenę (Agnieszka Kozłowska), a pozornie zły Sarastro okazuje się mądrym i sprawiedliwym arcykapłanem.
Stanowczo warto wybrać się do Teatru Królewskiego, by posłuchać „Czarodziejskiego fletu” w mistrzowskim wykonaniu orkiestry Polskiej Opery Królewskiej, pod dyrekcją Dawida Runtza. Piękną scenografię oraz kostiumy przenoszące nas do krainy baśni stworzyła Marlena Skoneczko. Szczególne wrażenie robiła majestatyczna, pełna władzy, ale też kapryśna i zmienna Królowa Nocy, która pojawia się na scenie na tle poruszającego się wraz z nią księżyca w pełni, ubrana w niebywale długą suknię wyglądającą jak rozgwieżdżone niebo. Z kolei arcykapłan Sarastro ukazywany jest w skromnych, ale pełnych godności szatach, na tle monumentalnej Świątyni Mądrości. Trzecią charakterystyczną postacią jest ptasznik Papageno – prosty i nieskomplikowany, pełen energii – sam przypominający strojem i zachowaniem wielką papugę.
Wszystko to sprawia, że „Czarodziejski flet” Wolfganga Amadeusza Mozarta otrzymał w Łazienkach godną oprawę. Być może właśnie tak odgrywano go kiedyś w najlepszych teatrach i na dworach królewskich