Żarty sprzed wieków [Così fan tutte w Polskiej Operze Królewskiej]
Così fan tutte Wolfganga Amadeusza Mozarta to kolejna udana inscenizacja Polskiej Opery Królewskiej. Niewielka (pamiętająca drugą połowę XVIII wieku i czasy Stanisława Augusta) scena Teatru Królewskiego w Starej Oranżerii Łazienek Królewskich w Warszawie cudownie zmieniła się we wnętrze pałacu w Neapolu. Mieszkają w nim dwie siostry: Fiordiligi (Anna Wierzbicka) i Dorabella (Aneta Łukaszewicz), głęboko i z wzajemnością zakochane w młodych oficerach: Ferrando (Jacek Szponarski) i Guglielmo (Robert Szpręgiel).
Wydawałoby się, że nic nie może zmącić ich szczęścia. Niestety tu pojawia się don Alfonso, który w rozmowie z młodzieńcami upiera się, że żadna kobieta nie potrafi być wierną i nawet ich własne, dotychczas nieskazitelnie uczciwe i cnotliwe, wybranki w sprzyjających okolicznościach uległyby innym zalotnikom. Panowie decydują się na fortel, który ma sprawdzić wierność ich ukochanych - próbują je uwieść pod przebraniem albańskich szlachciców. Ostatecznie (mimo początkowych ogromnych oporów) obie siostry ulegają natrętnym zalotnikom. Don Alfonso tryumfuje, jednak później tłumaczy nieszczęśliwym narzeczonym że Così fan tutte – „tak czynią wszystkie”, a przecież młodzieńcy w głębi serca i tak je kochają, wiec niech kochają je takimi, jakimi są.
Così fan tutte wzbudziło we mnie wiele sprzecznych emocji. Z jednej strony była muzyka Wolfganga Amadeusza Mozarta, perfekcyjnie wykonana przez orkiestrę Polskiej Opery Królewskiej pod batutą Karola Szwecha, oraz śpiewacy, którzy prócz wspaniałych zdolności wokalnych posiadają również talenty aktorskie, plus klimatyczna scenografia – wszystko to wzbudziło mój szczery zachwyt. Jednak już sama treść opery nie. Libretto napisane zostało pod koniec XVIII wieku przez Lorenza da Ponte jako typowa opera buffa – czyli opera komiczna, pełna zwrotów akcji, wyrazistych postaci, momentów do śmiechu, ale też do wzruszenia. Jednak to, co w 1790 roku bawiło, obecnie może razić. Z dzisiejszego punktu widzenia takie zachowanie byłoby co najmniej niedopuszczalne, a być może – karalne. Natręctwo obu „albańskich szlachciców”, którzy nachodzą dziewczyny mimo kategorycznego nakazu opuszczenia ich domu, oraz nachalność w obliczu stanowczej i wyraźnej odmowy obecnie mogą uchodzić za molestowanie lub stalking. Sam pomysł Don Alfonsa, by „wypróbować” wierność ukochanych, dziś mógłby zostać skojarzony z syndromem Otella – czyli uporczywym podejrzewaniem partnera o niewierność i szukaniem nieistniejących dowodów na zdradę.
Mimo to, a może właśnie dlatego, stanowczo warto wybrać się na Così fan tutte. Pozwólmy by zachwyciła nas muzyka, śpiew i scenografia, poczujmy ten niezwykły klimat. Bawmy się, ale też zastanówmy. Okazuje się, że dziś ta XVIII-wieczna opera, prócz wyśmienitej rozrywki, może dać nam również wiele do myślenia.