Bracia Lee na Walentynki [koncert w Filharmonii Łódzkiej]
W walentynkowy wieczór w Filharmonii Łódzkiej, po dwóch stronach sceny, zasiedli przy fortepianach Hyuk i Hyo Lee – bracia pochodzący z Korei Południowej.
Estrada została podzielona na pół. Podczas pierwszej części koncertu lewą stroną sceny zawładnął starszy z braci – Hyuk Lee, natomiast prawa należała do młodszego – Hyo Lee. Miałam wielką nadzieję, że po przerwie artyści zamienią się stronami i tak też się stało, dzięki czemu można było przyjrzeć się każdemu z braci z tej samej perspektywy i dostrzec różnorodność technik i odmienność interpretacji pianistów.
Artyści przygotowali dla zgromadzonej publiczności iście karnawałowo-walentynkowy program. Nie mogło więc zabraknąć repertuaru w rytmie tanga. Koncert rozpoczęły dwa dzieła Astora Piazzolli – „Adiós Nonino” oraz słynne „Libertango”. Już pierwsze dwa utwory pokazały różnorodność temperamentów artystów. Zwłaszcza ogniste „Libertango” przypominało pełną pasji rozmowę. Jak to między rodzeństwem często bywa – elementy pełne lirycznej zgody przeplatały się z dreszczem rywalizacji. Jako kolejny wybrzmiał utwór Dariusa Milhaud – „Scaramouche” op. 165b. Prowadząca koncert wspomniała o tym, że tytułowy Scarmouche to postać komiczna z commedia dell’arte, przedstawiająca żołnierza-samochwałę. Jednak kompozytora zainspirował jeden z paryskich teatrów, który nosił właśnie tę nazwę. Dzieło składa się z trzech części. Jako pierwsze wybrzmiało niezwykle energetyczne Vif, drugie, dające wytchnienie, Modéré, po to by zamknąć utwór ognistą Brazileirą. Ostatnim punktem programu w pierwszej części koncertu była Suita z opery „Porgy and Bess” George’a Gershwina, w której nie zabrakło charakterystycznych elementów jazzu i bluesa, a także fragmentu ze słynnym „Summertime”, w którym bracia znakomicie pokazali ogromne możliwości barwowe fortepianu poprzez wzajemne uzupełnianie się plam dźwiękowych.
Po przerwie nastąpiła zamiana – Hyo Lee zasiadł po lewej stronie sceny. Od razu dało się zauważyć kontrast między braćmi. Styl gry Hyo okazał się być wyraźnie bardziej poważny i stateczny. Jako pierwszy wybrzmiał „Karnawał zwierząt” Camille’a Saint-Saënsa. Artyści w cyklu miniatur podkreślili możliwości artykulacyjne i brzmieniowe instrumentów. Dla publiczności nie lada gratką było rozpoznawanie prezentowanych zwierząt, a także cytatów wprowadzonych przez kompozytora, np. kankana z opowieści Offenbacha przypisanego żółwiom. Na koniec artyści „zaprosili” publiczność do danzóna Arturo Márqueza – tańca pochodzącego z Kuby, nasyconego latynoamerykańskimi rytmami.
Nieczęsto zdarza się, że na scenie można podziwiać rodzeństwo. Bez wątpienia dla publiczności był to dodatkowy element rozmyślań, a dla artystów wyzwanie. Zewsząd słychać było te same pytania: Który z nich jest starszy? Który jest lepszy? Podejrzewam, że każdy z siedzących na publiczności miał swojego faworyta. Mnie bliżej do interpretacji Hyuka Lee, bo wbrew temu, co mówi się stereotypowo o starszych, że bardziej poważni i opanowani, porwał mnie swoją swobodą, lekkością i młodzieńczą frajdą. Jednak bez wątpienia obaj artyści to talenty warte uwagi, które w duecie prezentują niepowtarzalny wymiar emocji i wzajemnie uzupełniających się interpretacji.