Artyści z niderlandzkiego wybrzeża i kolory ruchu [Beethoven i Szkoła holenderska w TW-ON]
Jeśli ktoś kojarzy termin „szkoła holenderska”, odnosi go zazwyczaj do malarstwa. W tej sekcji sztuki kojarzy się on z wyjątkowym mistrzostwem, w którym pędzel staje się narzędziem do odkrywania tajemnic ukrytych w martwych naturach, krajobrazach i portretach. To poezja wpleciona w prostotę codziennych czynności, która emanuje z dzieł holenderskich mistrzów XVII wieku – z niezrównanym Rembrandtem na czele, który mistrzowsko posługiwał się światłocieniem.
Ta prostota i ascetyczność przenika także kostiumy i środki inscenizacji w pracach choreografów, którzy tworzą w Holenderskim Balecie Narodowym - bo termin szkoła holenderska odnosi się do więcej niż jednej dziedziny sztuki.
Szkoła holenderska, a dokładniej niderlandzka to formacja artystyczna malarzy tworzących w XV i XVI wieku. Jej wpływ można dostrzec w twórczości takich mistrzów, jak bracia van Eyck, Hans Memling, Rogier van der Weyden i Dirk Bouts, którzy działali głównie we Flandrii. Artyści ci eksponowali swoje umiejętności w olejnych obrazach, wprowadzając innowacje i wyznaczając nowe trendy. W tym samym okresie kompozytorzy polifonii franko-flamandzkiej (m.in. Guillaume Dufay, Johannes Ockeghem, Josquin des Prez) doskonalili technikę wielogłosową w utworach wokalnych. To tylko dwie główne dziedziny sztuki, które odnoszą się do terminu „szkoła holenderska”. Trzecią z nich, najmniej znaną, jest taniec, a dokładnie grupa choreografów XX wieku, która znalazła swoje miejsce w renomowanym Het Nationale Ballet w Amsterdamie, istotnym centrum artystycznym, którego założycielką jest Sonia Gaskell, uznawana za matkę nowoczesnego baletu holenderskiego. Sonia Gaskell założyła Nederlands Ballet (później przemianowane na Nederlands Dans Theater) w 1959 roku, stając się jego pierwszą dyrektorką artystyczną. Jej styl charakteryzował się elegancją, precyzją i nowatorskim podejściem do ruchu, które zainspirowało kolejne pokolenia tancerzy i choreografów wśród których znaleźli się m. in. Rudi van Dantzig, Hans van Manen, Toer van Schayk i Ted Brandsen (obecny dyrektor zespołu w Holenderskim Balecie Narodowym).
„Szkoła holenderska” w tytule tryptyku baletowego, który miał swoją premierę w maju tego roku w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej, to termin odnoszący się do baletu, ale nawiązuje on też w pewien sposób do holenderskiej szkoły malarskiej. Dwie części spektaklu: "Grosse Fuge" Hansa van Manena i VII Symfonia Toera van Schayka, będące rekonstrukcjami historycznych choreografii, zostały uzupełnione o nową choreografię: Eroica Variations Teda Brandsena.
W pierwszej części tryptyku pt. Grosse Fuge – jednej z najsłynniejszych choreografii Hansa van Manena z 1971 r., zauważyłam najpierw jasne pointy. Pointy, które sprawiały wrażenie błysków światła, blików, które zwracają moją szczególną uwagę w twórczości Hansa Memlinga. Są subtelne, ale im dłużej na nie patrzysz, tym bardziej czujesz, jak jedną białą kropką i jednym ćwierćsekundowym wyrzutem stopy wędrujesz w świat utopijnej harmonii. Dlaczego właściwie utopijnej? Chyba dlatego, że tworzącej niemożliwe do powtórzenia uniwersa. Wiwisekcje światła i blasku. Ruchu ręki, która trzyma pędzel namoczony olejną farbą w kolorze kości słoniowej, i ruchu stopy, zamkniętej w perłowym szpiczastym bucie. To tylko jedna strona medalu i połączeń między tymi, wydawałoby się, absurdalnie odrębnymi dziedzinami sztuki. Rewersem jest tutaj prostota codziennego życia, którą obserwujemy w malarstwie niderlandzkim, ale też na scenie. W każdej z części tryptyku widzimy napięcia między postaciami, momentami przypominające te z obrazu Ostatnia Wieczerza Dirka Boutsa. Interakcje między baletmistrzami i baletmistrzyniami są niezwykle zniuansowane. Z pozoru powierzchowne, ale także pełne nerwowego napięcia. Całość kipi erotyzmem lat 70., który widać szczególnie w tej części tryptyku. Choreograf skupia się głównie na tancerzach – zarówno partnerkach i partnerach, jak i całej grupie – którzy są kształtowani i formowani przez muzykę, a ich materializacja jest związana z ich cielesnością oraz odwołaniem do płciowej tożsamości, będącej jednocześnie osadzoną w uniwersalnej, czystej przestrzeni sceny.
Druga część wieczoru to Eroica Variations – w choreografii Teda Brandsena. Brandsen jest mistrzem w wykorzystywaniu indywidualności tancerzy do stworzenia unikalnych i ekscytujących dzieł. Jego choreografie pełne są emocji, piękna i dynamiki, które poruszają i inspirują publiczność. Choreograf na prośbę dyrektora Polskiego Baletu Narodowego Krzysztofa Pastora stworzył zupełnie nowe przedstawienie z wykorzystaniem muzyki Beethovena. Warto wspomnieć, że sam Ted Brandsen jest jednym z czołowych choreografów swojego pokolenia, którego prace cieszą się uznaniem zarówno w kraju, jak i za granicą. Szeroko komentowana była jego choreografia do baletu Erato, która podobnie jak Eroica Variations podróżuje przez zniuansowane formy miłości, ukazując różnorodność ludzkich uczuć. Ta produkcja nie tylko zachwyca techniką i wirtuozerią, ale także odkrywa nowe możliwości sztuki tanecznej, czerpiąc inspiracje wprost z osobowości tancerzy warszawskiego zespołu. Watro pochylić się także nad kostiumami, które są nieodłącznym elementem tego spektaklu. Kreacje tancerzy są starannie dobrane i doskonale komponują się z atmosferą 15 Wariacji z fugą Es-dur op. 35 Beethovena. Detale, kolory i faktury kostiumów tworzą wizualną ucztę dla oczu, dodając jeszcze większej głębi i piękna całości.
Ostatnią częścią widowiska baletowego był popis choreograficzny van Schayka. Toer van Schayk – ceniony holenderski choreograf i scenograf, znany już wcześniej za swoje dzieło Dziadek do orzechów i król myszy stworzone wspólnie z Wayne’em Eaglingiem – zabrał się za adaptację VII Symfonii A-dur op. 92 Beethovena (prapremiera baletu odbyła się w 1986 r.). To arcydzieło symfoniczne zostało trafnie określone przez Richarda Wagnera jako „apoteoza tańca”. Van Schayk zachwycił widzów swoim oryginalnym podejściem plastycznym i doskonale zespolonym ruchem tancerzy z piękną kompozycją muzyczną. W czwartkowy wieczór mogliśmy obserwować, jak van Schayk umiejętnie wykorzystuje każdy dźwięk i nastrojową zmienność symfonii, tworząc pasjonujące sekwencje taneczne. Piękno tańca oddaje w pełni potęgę i emocje muzyki Beethovena. Także przestrzeń sceniczna w VII Symfonii jest doskonale wykorzystana, zapewniając klarowność i czytelność każdego ruchu. Scenografia van Schayka tworzy unikalną atmosferę, która doskonale współgra z muzyką i podkreśla emocje przekazywane przez tancerzy.
"Beethoven i Szkoła holenderska" w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej to spektakl dla melomanów, miłośników baletu, ale także publiczności zainteresowanej nową sztuką. Tryptyk baletowy stanowi swoisty hołd dla szkoły holenderskiej i jej dziedzictwa artystycznego. Holenderska sztuka ma bogatą historię i wpływ na światową scenę artystyczną. Ten tryptyk baletowy jest doskonałym przykładem jak dużą. Widz może zaobserwować pewną szczególną estetykę ruchu, która uwypukla zespół cech składających się na holenderską szkołę tańca. Przez połączenie różnych elementów sztuki – malarstwa, muzyki i tańca – twórcy tego spektaklu tworzą coś nowego i niezwykłego.