9 niepopularnych piosenek Kate Bush, które warto poznać
Dzięki czwartemu sezonowi „Stranger Things” piosenka Kate Bush pt. „Running up That Hill” odkrywana jest na nowo. Grono fanatyków wokalistki szybko się powiększa. Warto więc powiedzieć, kim jest Kate Bush – artystka, która jednocześnie potrafiła wyprzedzać Madonnę na listach przebojów i zainspirować całe pokolenia piosenkarek.
Pod koniec maja zapremierował czwarty sezon „Stranger Things”. Poza podziwianiem strony wizualnej, można było zachwycić się dzięki niemu twórczością Kate Bush, której piosenka uświetniła serial. Na fali popularności „Running up That Hill”, kolejne single artystki przeżywały drugą młodość. W tym całym cudownym zamieszaniu zanikać może prawdziwy czar twórczości Bush. Dlatego, zamiast kolejnej składanki hitów, pozwalamy zapoznać się z dziewięcioma nie najpopularniejszymi utworami Kate Bush, które pozwolą zanurzyć się w fantastycznym uniwersum tej artystki.
1. L'Amour Looks Something Like You
Z premierowego albumu Kate Bush – „Kick Inside” – pochodzi jedna z jej najpopularniejszych piosenek – „Wuthering Heights”. Jest to wariacja artystki na temat „Wichrowych wzgórz” Emily Brontë (a właściwie na temat filmu telewizyjnego, który zobaczyła jako dziecko). Singiel zachwyca od pierwszego usłyszenia: jednocześnie zachwyca i bawi, nawiązuje do brytyjskiej literatury i miesza przeróżne style muzyczne. To bardzo dobry opis nie tylko tego utworu, lecz także wczesnej twórczości Bush.
A jednak – pierwszy album wokalistki zachwyca wielu kompletnie inną stroną. Piosenki z następnych płyt skupiają się często na problemach społecznych czy ludzkiej psychice. Zazwyczaj opowiadają też literackie lub te wymyślone przez samą Bush historie. A Na „Kick Inside” można poznać samą Kate… a przynajmniej takie ma się wrażenie. Oprócz piosenek o Katarzynie Heathcliff czy Georgiju Gurdżijewie można usłyszeć utwory o zakochaniu albo pierwszych seksualnych przeżyciach (najprawdopodobniej inspirowane przeżyciami artystki). To dla każdego fana bardzo miły „smaczek” – Bush rzadko opowiada o swoim prywatnym życiu zarówno w wywiadach, jak i w piosenkach. Na swoim pierwszym albumie zdaje się mówić otwarcie (choć co prawda anonimowo) o swoim młodzieńczych zauroczeniach.
„L’amour Looks Something Like You” to niespełna dwuipółminutowa piosenka, która, jak na Kate Bush, jest całkiem konserwatywna. Można oczywiście usłyszeć jej pełny modulacji głos i bajkową melodię, ale… trudno na podstawie tego utworu poznać jej styl. Jednak łatwiej dzięki niej poznać osobę, która stoi za każdą piosenką.
2. Don't Push Your Foot on the Heartbrake
„Lionheart” – to kolejny album Bush. Kate nie tyle rozwija na nim swój styl, ile pozwala mu wybrzmieć nowymi środkami wyrazu. Z kompozycji podobnych do tych z „Kick Inside” tworzy utwory pełniejsze, bardziej energetyczne i jeszcze mocniej wciągające w wykreowane światy. Pojawiają się ambitniejsze aranżacje, które raz zadziwiają egzotycznymi instrumentami (choć to jeszcze nic w porównaniu z następnymi płytami), a innym razem wprowadzają wczesną elektronikę. Razem z fikcyjnymi historiami zawartymi w każdej piosence i kompozycjami pełnymi młodzieńczego szaleństwa, album ten wydaje się muzycznym gabinetem osobliwości.
Na jednej z półek tej galerii znajduje się piosenka pełna rockowego poweru. „Don’t Push Your Foot on the Heartbrake” według Bush miał imitować styl… Patti Smith. Z jednej strony ta inspiracja dziwi, a nawet śmieszy – Kate Bush bliżej do Davida Bowiego czy innych glam- i artrockowych wokalistów tamtych czasów. Z drugiej – słuchając jej dyskografii, trudno nie odnieść wrażenia, że faktycznie inspiracje artystki sięgają od muzyki etnicznej do klasycznego jazzu. Wpływ na jej twórczość mieli m.in.: Roy Harper, Steely Dan, Bulgarka Trio, David Gilmour czy Prince. Całkiem zróżnicowana mieszanka, prawda? To ona jednak stworzyła Kate Bush.
3. Army Dreamers
Okładka „Never for Ever” swoim szaleństwem świetnie oddaje twórczość Kate Bush. Spod sukienki młodej wiedźmy wylatują najróżniejsze stwory i stworzenia, które atakują zaskoczonego widza. I tak na trzecim albumie Bush nadal zaskakuje i zasypuje słuchacza swoimi pomysłami. Produkcja i brzmienie wszystkich piosenek jeszcze bardziej się różnicują. Powoli w odstawkę idą orkiestrowe aranżacje. Wkraczają natomiast syntezatory, automaty perkusyjne i pojawia się więcej elektroniki. Oprócz utworów niezwykle teatralnych i opartych na fikcyjnych historiach (np. „Infant Kiss”) pojawiają się całkiem zaangażowane single, m.in…
„Army Dreamers”. Jest to lament matki w rytmie walca. Płacze ona za zmarłym w wojsku synem. Nie jest to jednak to pacyfistyczny manifest czy tyrada krytykująca wojnę. Raczej rozmyślanie nad tym, co czuje osoba po stracie. Bush zastanawia się też nad tym, ciągnie młodych chłopaków do armii i dochodzi do smutnych wniosków. „On nie ma co robić, nie ma jak się wyrazić. Więc wstępuje do wojska” – mówiła Bush w wywiadzie dla „Sunday Times”, opisując zmarłego bohatera swojej piosenki.
Bush nie stworzyła wielu takich utworów. Utworów, które faktycznie komentowały drażliwe i kontrowersyjne tematy społeczne. Tym razem zrobiła to, ale jak zawsze w swoim stylu – śpiewając o najprostszych uczuciach i opowiadając wyimaginowaną historię. A jednak – te wymyślone przez nią światy wydają się niezwykle prawdziwe, i pozwalają komentować rzeczywiste i bieżące problemy. Ostatecznie wpływają nie tylko na uczucia czy emocje, ale i poglądy słuchaczy.
4. All The Love
Bush napisała kolejne piosenki. Poczuła, że brzmią świeżo i inaczej. Zdecydowała się wtedy odsunąć swojego producenta – Jona Kelly’ego i sama zasiąść za sterami produkcji. Jej czwarty krążek – bardzo ważny, choć nie w pełni udany – dobrze opisuje sama Kate:
„»The Dreaming« był dla mnie decydującym albumem. Nie nagrywałam wtedy niczego od bardzo dawna i po raz pierwszy miałam taką swobodę. To było jednocześnie odurzające i przerażające. Mogłam zawalić we wszystkim i zrujnować swoją karierę za jednym zamachem. Cała ta energia, moje frustracje, moje obawy, moje pragnienie odniesienia sukcesu – wszystko to znalazło się na płycie. Taka jest zasada muzyki: uwolnić wszystkie napięcia, które istnieją w tobie”.
Na tym bardzo ostrym i agresywnym albumie można znaleźć „All the Love”. Piosenka znajduje się już na drugiej (nieco spokojniejszej) stronie płyty. I pośród innych cudownych kawałków, takich jak „The Night of the Swallow” i „Houdini” można usłyszeć niezwykle intymną piosenkę o samotności w przyjaźni. „All the Love” zanurza w emocjach, które przeżywała Bush. I można pisać o tym, jak to robi, ale lepiej zwrócić uwagę na to, jak artystka zmienia się jako autorka. Jej utwory już nie tylko przenoszą do dziwacznych i wyimaginowanych światków, ale koją i odcinają od rzeczywistości. Bush, co dało się słyszeć już na poprzednim albumie, zaczęła świadomie korzystać ze wszystkich środków wyrazu. Dzięki temu powoli pozostawiała za sobą karykaturalną, przeteatralizowaną stylistykę i pozwoliła wybrzmieć prawdziwym i nieobrobionym emocjom.
5. Under the Ivy
Nadszedł w końcu czas na największy sukces Bush – „Hounds of Love”. Piąty album wokalistki zdobył niezwykle pozytywne recenzje krytyków, a dzięki zainteresowaniu fanów przegonił na brytyjskich listach przebojów „Like a Virgin” Madonny! Single z pierwszej strony płyty zachwycają, ale zamiast o nich mówić, lepiej ich słuchać. Najciekawsze jednak w tym wypadku jest głęboko ukryte.
„Under the Ivy” to piosenka, która znalazła się na stronie B singla „Running up That Hill” wydanego na winylu – nie znajdzie jej się na albumie. I może nie jest tak złożona czy tak znana jak single z pierwszych miejsc list przebojów, ale po prostu czaruje. Być może dlatego, że przy takiej masie emocji na albumie taka miniatura to miła odmiana. Być może dlatego, że zachwyca historia o kobiecie, która wraca do swojego miejsca z dzieciństwa i ponownie staje się mała. A być może dlatego, że słyszymy Kate Bush, która pomimo że tworzy swój najpopularniejszy album, pisze prostą romantyczną piosenkę trafiającą w serce.
6. The Fog
Album „Sensual World” (jak i każdy późniejszy) nie powtórzył pod kątem popularności sukcesu „Hounds of Love”. Ten i następne krążki pozwalały natomiast odkrywać kolejne strony wrażliwości artystki. Trudno mówić tu o „rozwoju” jej stylu czy zdolności – Bush na etapie pierwszych pięciu albumów stała się niezwykle dokładnym i zdolnym rzemieślnikiem. Jej kolejne projekty były już raczej eksploracją niezbadanych terenów i stylistyk. W tym przypadku zgodnie z tytułem wokalistka stworzyła całe uniwersum uczuć, miłości, sensualności i erotyzmu.
Utwór „Fog” (jak i cały album) przepełniony jest kobiecością rozumianą dość stereotypowo. Jest delikatny, wrażliwy i kruchy. Każda kolejna piosenka zdaje się płynąć i ociekać romantyzmem. Ten stereotyp nie jest jednak w żaden sposób irytujący, bo Bush się w nim odnajduje i autentycznie go czuje. „Fog” dodatkowo wzbogaca płytę o świetnie użytą metaforę i podtekst (porównując próbę ratowania związku do nauki pływania). Tytułowa mgła, woda, dotyk, romans, ból i siła wciąż mieszają się w niewyraźny kształt, który jednak wciąga. Właściwie łatwiej go poczuć niż zrozumieć. Tak jak całą magiczną twórczość Kate Bush.
7. You're The One
Kate Bush staje się rockmanką? Nie do końca! Z pewnością jednak „The Red Shoes” jest albumem, który przez złośliwych zostałby nazwany „najbardziej normalnym” z całej dyskografii artystki. Pop-rockowe „Rubberband Girl” z gitarowym solo, mieszające rock z folkiem „The Red Shoes” czy love song „Top of the City” z pewnością przekonałyby ateistów stroniących od kultu Kate Bush. A jednak nawet w tych pop-rockowych warunkach kreatywność Kate daje o sobie znać. Pisze muzyczną litanię („Song of Solomon”), łączy piosenki z albumu w średniometrażowy film („The Line, The Cross, The Curve”) czy w końcu pisze piosenkę o Jezusie, którą produkuje sam Prince („Why Should I Love You”)! To koncepty, które krzyczą: KATE BUSH!
Za tym radosnym brzmieniem stoi jednak kilka trudnych lat związanych ze śmiercią mamy i przyjaciela oraz z zakończeniem długiego związku. Bush na albumie pełnym bólu otwarcie mówi o swoim smutku. Szczególnie ważna pod tym kątem wydaje się piosenka „Moments of Pleasure”.
Dwa główne składniki tego krążka – ból i rock – znajdują ujście w ostatniej pozycji na płycie. Rockowa ballada „You’re the One”, okazuje się z pozoru prostym, ale efektywnym rozwiązaniem. Etniczne brzmienie Bulgarka Trio, rockowy charakter i niezwykle emocjonalny głos Kate tworzą piosenkę, która doprowadza do łez słuchacza, jak i samą artystkę (która na koniec krzyczy pełna frustracji). Również obecny na albumie wątek duchowości odnajduje tu swoje przekorne rozwiązanie. Po zaśpiewaniu litanii i piosenki o Jezusie, wokalistka z namaszczeniem powtarza w refrenie finałowego utworu: „Jesteś jedynym, którego chcę. Jesteś jedynym, którego chcę!” („You’re the One”). A mimo wszystkich tych cech to… całkiem prosta rockowa piosenka, a nie epickie zakończenie tak bolesnego albumu. Bush pokazuje tu, że pomimo swoich „dziwactw” potrafi zamknąć swoje koncepty w niezwykle przystępnej formie… Nie robi tego oczywiście często, ale potrafi.
8. Aerial
Dwanaście lat (rodzinnego życia) po ostatnim albumie – w roku 2005 – Bush wydała płytę, która stała się kolejnym sukcesem. I nie ma co się oszukiwać – ten album to dowód, że Bush zwariowała. Łączy na nim renesansową stylistykę, progresywny rock, odgłosy natury i folkowe instrumenty. Rozmawia na nim z ptakami, śpiewa piosenki o pralce i wraca do czasów średniowiecza. Inspiracji jest masa! Album mimo wszystko okazał się najbardziej spójnym nagraniem do tej pory.
Dzieli się on na dwie części: „A Sea of Honey” („Morze miodu”) oraz „An Endless Sky of Honey” („Nieskończone niebo miodu”) i jest wyrazem najczystszego szczęścia. Choć nie brakuje na nim chwil nostalgii czy namysłu, to właśnie radość jest emocją, która dominuje album lepiej niż jakiekolwiek brzmienie. Pierwsza część zawiera tak niezwykłe piosenki, jak „Pi”, której tekst to kolejne cyfry tytułowej liczby, czy „Mrs. Bartolozzi”, której bohaterka patrząc na pralkę, odpływa w erotyczny trans. Jak zauważa sama Bush – te pomysły mogą faktycznie śmieszyć, ale zamiast tworzyć na ich podstawie komedię, artystka wyciska z nich wszystkie możliwe uczucia.
Druga część to tak naprawdę jeden wielki „trip”, w czasie którego muzyka miesza się ze śpiewem ptaków, dzień powoli przechodzi w noc, a Kate Bush przygląda się temu szczęśliwa jak nigdy. 40-minutowa suita w kojącym charakterze stale przyspiesza swój puls. I tak pohukiwanie sowy przeradza się w śpiew, opowieść o malarzu w barwny obraz zachodu słońca, flamenco w eteryczny nokturn, a to wszystko łączy się w finałowym kawałku.
„Aerial” to kompletny haj, w którym Bush, a słuchacz razem z nią, staje się jednym z naturą, mówi jak ptak i wygląda jak kwiat. Energia, coraz mocniejszy bit i w końcu gitara elektryczna zapewniają maksymalną satysfakcję. Na koniec blisko 80-minutowego albumu czujemy razem z Kate Bush całkowite spełnienie. Wraz z tą płytą możemy poczuć pełnię szczęścia.
9. Snowed In At Wheeler Street
Po niezwykle spójnym „Aerial” przyszedł czas na concept album z prawdziwego zdarzenia. Bush, wciąż zachwycona naturą, stworzyła „50 Words for Snow”. Zimowa płyta przenosi w otwarte zaśnieżone przestrzenie. Artystka, zamiast ciągnąć słuchacza w pośpiechu, pozwala mu dokładnie zwiedzić każdy zimowy świat, który kreuje. 10-minutowe, powolnie ewoluujące utwory opowiadają jak zawsze fantastyczne historie. Tym razem związane są z duchami, bałwanami i Yeti. Każda piosenka jednocześnie usypia i pozostawia w napięciu. I choć przenosi w środek zamieci śnieżnej, to niezwykle ogrzewa.
Album jest największym do tej pory romansem artystki z jazzem. Dominuje tutaj fortepian – jak na jej wczesnych płytach, ale brak tu tamtejszych symfonicznych aranżacji. W większości utworów Bush towarzyszy „jedynie” perkusja Steve’a Gadda i bas. Na jednej z piosenek pojawia się jednak towarzysz, którego obecność zaskakuje.
„Snowed in at Wheeler Street” w duecie z Etlonem Johnem jest emocjonalną bombą albumu. John i Bush wcielają się tu razem w rolę kochanków, którzy stale, w kolejnych wcieleniach muszą się rozstawać. Rozłącza ich pożar Rzymu, wojna czy 11 września w Nowym Jorku. Teraz siedzą obok siebie i boją się kolejnego rozstania. Ten scenariusz wciąga jako historia, ale i działa jako metafora. A obraz płonącego Rzymu, który rozdziela te dwie osoby, zostaje przed oczami na długo po przesłuchaniu.
Bush przyznała, że utwory na tym albumie pisała tak, jak swoje pierwsze piosenki – siedząc spokojnie przy fortepianie. Ale tak naprawdę - pomimo wszystkich zmian jakie przeszedł jej styl – twórczość Bush cały czas była niezmienna. Artystka na każdym albumie przenosiła słuchaczy do innego wymiaru, zachwycała konceptami na każdą piosenkę i wzruszała szczerymi, i prostymi uczuciami. Wśród zawiłości jej melodii i dziwacznych pomysłów, to może czasem umykać… ale Bush ze swoją wrażliwością potrafiła w każdej rzeczy i najgłupszej sytuacji odnaleźć pretekst do tworzenia sztuki, która wzrusza.