Nauczyciele na terapii tlenowej [VI Ogólnopolska Konferencja dla Nauczycieli Muzyki]
Jest takie miejsce i czas, gdzie nauczyciele znajdują się w centrum uwagi. Od sześciu już lat listopadową porą przyjeżdżają oni do Domu Pracy Twórczej w Radziejowicach, by podczas Ogólnopolskiej Konferencji przygotowanej przez Narodowy Instytut Fryderyka Chopina naładować akumulatory „kaloryczną” energią, pasją i wiedzą.
Dzień pierwszy
Na recepcji pałacu radziejowickiego panuje ekscytujące poruszenie, jest też bardziej tłumnie niż w zeszłych latach. Dowiaduję się od organizatorów, że w istocie na tę edycję konferencji zapisało się siedemdziesięciu dwóch nauczycieli i tendencja jest wzrostowa. „Ze względu na ograniczoną liczbę miejsc noclegowych nie mogliśmy przyjąć wszystkich chętnych”, przyznaje Wioletta Krawczyńska, główny specjalista ds. eventów i koordynacji wydarzeń specjalnych. W kolejce po klucze do pokoi spotykam znajome twarze. Są radosne powitania, pozytywna energia pulsuje wręcz w powietrzu. I ten mały dreszczyk – gdzie w tym roku będę zakwaterowana? Może w pałacu… Wszyscy wiedzą, że wieża jest najpyszniejszym kąskiem. Ale o tym – potem. Trafiają mi się czworaki nad malowniczym stawem, to miejsce też lubię. Teraz przemieszczamy się do biura konferencyjnego, gdzie każdy uczestnik otrzyma napakowaną „nifcowymi” dobrami torbę w charakterystyczne, kolorowe instrumenty. Moja zaginie w ferworze intensywnego „dziania się”, ale szczęśliwie wróci do mnie.
Na Sali Nowego Domu Sztuki zgromadzili się już wszyscy uczestnicy konferencji. Ktoś jeszcze do kogoś macha, ostatnie testowe „raz-dwa-trzy” do mikrofonu i start! Radziejowickie spotkania nauczycieli uroczyście otwiera dr Seweryn Kuter, kustosz Muzeum Fryderyka Chopina, który przedstawia ekipę organizacyjną – jak zawsze gotową do pomocy i pełną życzliwości.
Pierwszy konferencyjny wykład należy do profesora Marcina Gmysa celującego w ciekawostkowych historiach – jak chociażby ta intertekstualna dotycząca niechlubnego, hołdowniczego epizodu Karola Kurpińskiego, który dla cara Aleksandra I skomponował Polonez D-dur, „Witaj królu”. Chopin w ciętej ripoście odpowiedział Polonezem c-moll op.40 nr 2, parodiując utwór kolegi. Pierwsza przerwa kawowa mija jak jeden pstryk. Tyle wydarzyło się przez ten rok, jest co opowiadać przy małym ciasteczku kolegom po fachu. Po piętnastu minutach wracamy do Sali konferencyjnej, a do profesora Marcina Gmysa dołącza Marcin Majchrowski, by przybliżyć publiczności muzyczne wątki „Litwinki” czy „Mazurka Dąbrowskiego” istniejące w kompozycjach czasów zaborów.
Kolejny punkt gęstego programu to warsztaty taneczne. Krzesła lądują pod ścianą, bo przecież potrzebna jest duża przestrzeń. „Tancerze, których zaprosiliśmy do współpracy, czyli Anna Teperek, instruktorka ZPiT »Warszawianka«, oraz Piotr i Bogumiła Zgorzelscy, liderzy Akademii Tańca Tradycyjnego, w mojej ocenie prezentują światowy poziom dydaktyki tańca”, zapewnia dr Paweł Siechowicz, twórca programu tegorocznej edycji konferencji. Tak, wszyscy chłoniemy każdy taneczny krok, a Anna Teperek z pasją i dowcipem opowiada o swoistej „etykiecie” tanecznej – elemencie wykształcenia w dawnej Polsce. „Nie do zaakceptowania był kandydat na męża, który nie potrafił brawurowo zaprezentować mazura”, tłumaczy pani Anna. Niektórzy uczestnicy konferencji zmieniają obuwie i ubranie. „Będę czuła się swobodnie no i trochę profesjonalnie”, śmieje się Agnieszka z Warszawy, poprawiając falbaniastą spódnicę w kwiaty. Póki co słuchamy, oglądamy, podziwiamy, ostrzymy apetyt na nasze taneczne wirowanie. Po obiedzie wracamy do przeszklonej sali. Teraz czas na praktykę. Teperek podaje instrukcję obsługi poloneza: co z ręką partnerów, jak wykonać ukłon ozdobny. „Uwaga, teraz noga odkierunkowa rusza w tył i robimy skinienie”, objaśnia pani Anna. Panowie dowiadują się, że w tańcu trzeba eksponować partnerkę. „Ręka prowadzącego musi być w gotowości, by zaopiekować się kobietą”, z uśmiechem podkreśla Teperek. Ktoś pyta, czy zawsze. Otrzymuje odpowiedź twierdzącą. Podoba mi się to! Panuje ogólne rozbawienie. Po przerwie kawowej czas na mazura. „Uwaga, mały przeskok, duży krok i mały krok”, słyszymy polecenie. Chodzi o to, by wyrosła nam piękna, mazurowa, lekka beza Pavlova. „Bo mazur ma elegancję francuskiego kadryla”, dodaje pani Anna. Kiedy Instruktorka „Warszawianki” pokazuje krok hołubcowy, w Sali słychać syki małej rezygnacji. Należę do tych osób, które poddały się i zajmują bezpieczną pozycję obserwatora. Nie mam jednak żalu do siebie. Tu wszystko odbywa się w wolności. Jeśli kroku hołubcowego polegającego na „klaskaniu nogami” moje ciało nie chce w mig przyswoić – trudno, nic na siłę. Inni „zawodnicy” dzielnie walczą. „Ciśniemy, ciśniemy, brawo my”, rozlega się zdecydowany głos męski. Instruktorka dodaje tańczącym otuchy. Po intensywnych ćwiczeniach rozmawiam z nauczycielami. „Było ciężko, ale zabawa przednia”, wyznaje Ola z Opola. Na wieczór zaplanowany jest recital Krzysztofa Książka, jednego z najbardziej interesujących pianistów XVII Międzynarodowego Konkursu im. Fryderyka Chopina. Artysta gra Balladę As-dur, wczesne polonezy op.71 i mazurki op. 6, których nie traktuje jako popis tanecznych figur. To raczej snute opowieści-impresje, i tak właśnie odczytuję nastrój utworów, które brzmią niekiedy onirycznie. W rozmowie z Pawłem Siechowiczem artysta wyznaje, że drażni go chopinowskie bel canto, a jego ulubionym utworem jest schubertowska „Fantazja na cztery ręce”, którą gra ze swoją żoną.
Książek zachwyca mnie swoją naturalnością, ale też pewnego rodzaju nonszalancją. Czuję niedosyt rozmowy, a to inspirujące uczucie. Umawiam się więc z artystą na wywiad w grudniu i już nie mogę się doczekać!
Dzień drugi
Na spotkanie z prof. Magdaleną Dziadek i dr Agnieszką Topolską szczególnie ostrzę sobie zęby. Uwielbiam te naukowczynie, które do bólu prawdziwie, zawsze z fascynującą erudycją podpartą rzetelną wiedzą trafiają kijem w mrowisko utartych schematów, klisz i mitów. To był pyszny panel dyskusyjny, a moje notatki pękają w szwach. I znów doświadczam uwielbianego przeze mnie niedosytu. Tak, zawsze, ale to ZAWSZE z Radziejowic zabieram napakowanie nie tylko niesamowitą energią do działań, ale też inspiracją do naukowych zgłębiań i nurkowań. Podczas przerwy kawowej rozmawiam z prof. Dziadek, która opowiada mi o „Halce” z 1937 r. zagraną w jidysz. To istna rewelacja! Kiedyś to wykorzystam… Chcę jeszcze zamienić kilka słów z dr Topolską, ale niestety, spieszy się na kolejny wykład w Warszawie. Tymczasem konferencjusze proszeni są o powrót na salę. Zostawiamy niedopite kawy i przerwane dyskusje, by posłuchać wykładu dr. hab. Tomasza Nowaka. Entomuzykolog barwnie opowiada o obecności tańców tradycyjnych we współczesnej polskiej kulturze. Nowak łączy doświadczenia prywatne z naukową wiedzą, stąd jego wykład jest żywy, trafia do słuchaczy, widać to!
Znów czas pląsów. W tym roku program został tak skomponowany, by taniec odmieniany był przez wszystkie przypadki. I świetnie! „Cała Europa szczepi tradycję ludową, ona jest sercem każdego kraju, poza tym ludowość, to bogactwo cudownych melodii”, podkreśla Grażyna Kilbach, autorka podręczników do muzyki, animatorka kultury, z którą w Radziejowicach spotykam się każdego roku.
„Niech się korpus sobie nie przygląda”, radzi Bogumiła Zgorzelska, instruktorka Akademii Tańca Tradycyjnego. Chodzimy po sali swobodnym krokiem, bez spięcia, dygów, po prostu kiwamy się. „Niech puls i fraza melodii was niesie, niech wejdą w ciało”, dodaje łagodnie instruktorka. Niektórzy przymykają oczy. Mam wrażenie, że uczestniczę w jakimś pierwszym stopniu wtajemniczenia tańcowego. Napięcie i lęk odchodzą. Po warsztatach rozmawiam z moją współlokatorką z Małopolski. „Wiesz, to megaodkrycie dla mnie. Dotąd traktowałam taniec jak coś wyjątkowego, a to sama naturalność, taka pierwotność wynikająca z ziemi”, zwierza się Dorota. Dziś, kiedy cytuję jej słowa, nabierają one dla mnie sensu metafizycznego nawet…
Obiad. Przyznam, że czas posiłków podczas konferencji to też ważny punkt radziejowickich wydarzeń. Już w kolejce do sałatkowni toczą się gorące rozmowy, nauczyciele wymieniają doświadczenia. Wiruje wspaniały entuzjazm. „Tu czujemy się u siebie, ze sobą, dla siebie”, mówi Basia. Anna jest pierwszy raz w Radziejowicach i nie opuszcza ją zachwyt. Do posiłków staram się siadać rotacyjnie, bo każda rozmowa to moje małe odkrycie, z którego cieszę się jak dziecko.
Po przerwie wracamy na blok wykładów. Dr Michał Piekarski opowiada o życiu muzycznym Lwowa przełomu XIX i XX wieku, a prof. Maciej Gołąb wprowadza publiczność w tajniki muzycznych narodzinach „Mazurka Dąbrowskiego”, rozprawia o jego bogatej, historycznej audiosferze. Katarzyna Janus z Fundacji Meakultura relacjonuje działania projektowe adresowane do klas 4-7, pokazuje pomoce dydaktyczne dotyczące instrumentów muzycznych. To całkiem przyjemne fiszki, z pewnością nauczyciele wykorzystają je podczas swoich lekcji. Jest jeszcze arcyciekawy wykład dr Pawła Siechowicza, którego erudycja i szerokoaspektowe spojrzenie na sztukę zawsze mnie zadziwia. Tym razem słucham z zaciekawieniem o młodopolskiej wyobraźni muzyczno-malarskiej. Siechowicz wprowadza słuchaczy w świat Różyckiej „Mona Lisy” op.31. Opowiada barwnie, a przy tym z muzykologiczną precyzją. Przed kolacją oglądamy archiwalne materiały filmowe, które prezentuje Piotr Zgorzelski z Kapeli TransFormacja.
I wreszcie nadchodzi entuzjastycznie komentowany, wyczekiwany czas tańców przy muzyce na żywo. Nie długo trzeba było czekać, by sala konferencyjna zamieniła się w płonący parkiet. Kapela TransFormacja wygrywa dziarskie oberki i krakowiaki, panuje atmosfera radosnego, nieskrępowanego żywiołu. Do tańca porywa się nawet dr Seweryn Kuter. Kiedy następnego dnia zapytam go o wrażenia, Kustosz Muzeum Fryderyka Chopina odpowie, że nie dało się stać z boku i być obserwatorem, a radziejowickie wydarzenia A.D. 2022 nazwie „odrębnym wszechświatem”. Potańcówka to magiczny czas, który postanawiam spędzić „wewnętrznie”. Trochę dygam, trochę przyglądam się, trochę kontempluję, ale przede wszystkim chłonę wszystko, co mnie otacza, i jest mi dobrze. Nagle, kilka krzeseł dalej, słyszę poruszenie i skrawek rozmowy. „Taak, to ja muszę koniecznie zadzwonić do wujka Zdzisia i opowiedzieć mu, kogo poznałam”, mówi rozentuzjazmowana pani w zielonej sukience. Okazuje się, że dwie trajkoczące miło osóbki to dalekie kuzynki i w tym radziejowickim korcu maku właśnie się poznały! Gęba mi się śmieje niesiona humorem sytuacyjnym! Takie momenty, to tylko podczas konferencyjnych spotkań! Gdy kapela gra „Dwa serduszka”, już wiadomo, że właśnie mamy hit radziejowicki, który przejdzie do historii. I w rzeczy samej, następnego dnia w drodze do pałacyku grupka konferencjuszy w rytm miarowego szuru liścianego nuci na głosy „Dwa serduszka”. Dołączam się, i tak razem wędrujemy na śniadanie.
Dzień trzeci
Czas śniadaniowy spędzam oczywiście z małopolskimi „Serduszkami”. Opowiadają, że są w niedospaniu, ponieważ w nocy urządzili sobie swoisty jam session. Mieszkają w wieży, a tam stoi fortepian, który aż się prosi, by na nim grać. „Serduszka” przywieźli do Radziejowic instrumenty: flet, wiolonczelę, harmonijki ustne i gitarę. Była też perkusja z… łyżeczek. W repertuarze nocnym znalazły się utwory Stachury, Starego Dobrego Małżeństwa i inne, bardziej lekkie. Pytam z zazdrością, ile osób muzykowało. Okazuje się, że całkiem sporo – w wieży zebrało się około piętnastu osób. „Po pandemii jesteśmy tak spragnieni wspólnego grania, że nie wyobrażaliśmy sobie Radziejowic bez tej przyjemności”. Obiecuję sobie w myślach, że w przyszłym roku poproszę koniecznie o pokój w pałacowej wieży.
Chociaż wybił ostatni dzień konferencyjny, w programie jest jeszcze wiele atrakcji.
Dr Paweł Siechowicz znów inspiruje! Tym razem prezentuje konferencjuszom przebogaty w swych możliwościach portal Google Arts & Culture. Okazuje się, że potencjał edukacyjny tego narzędzia to istny fajerwerk. Podziwiamy zamieszczony na portalu projekt Chopin Forever stworzony pod auspicjami Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina. Siechowicz opowiada ponadto o idei Leonarda Bernsteina, dla którego dzieło sztuki staje się punktem wyjścia do szerokich działań edukacyjnych obejmujących wszystkie przedmioty. Metoda „Artful learning” składa się z czterech etapów: doświadczenie, badanie, tworzenie i końcu refleksja. „Emocjonalne doświadczenie dzieła sztuki jest tu kluczowe, aktywuje w nas entuzjazm. Stąd wiedza, którą zdobywamy, jest po prostu jakościowo lepsza”, tłumaczy Siechowicz.
Podczas ostatnich warsztatów pracujemy według Bernsteinowskiej metodologii „Artful learning”. Jesteśmy podzieleni na grupy, a każda opracowuje, rozpisuje na przedmioty słowa klucze: wolność, tolerancja, ewolucja, recykling. Są jeszcze inne, których już dziś nie pamiętam. Przyznam, że to niezwykle płodna metoda, która wymaga jednak ćwiczenia z liderem. Wszystko przed nami – może w kolejnej edycji
Po ostatniej konferencyjnej przerwie kawowej rozbrzmiewa potężny głos Szymona Mechlińskiego, któremu towarzyszy Michał Biel. Artysta częstuje publiczność istnymi perłami mało znanych kompozytorów: Jana Skrzydlewskiego, Henryka Jareckiego, Ignacego Guniewicza, Henryka Skirmunta. Prawdopodobnie wszyscy mamy wrażenie, że uczestniczymy w niezwykłym wydarzeniu, bowiem utwory, których słuchamy, wykonuje tylko Mechliński. Młody artysta porywa mnie swym entuzjazmem, otwartością i radością wskrzeszania zapomnianych polskich kompozycji. Bo Mechliński to swoisty archeolog muzyczny. „Wykopuję diamenty, czasem trafi się jednak jakiś zgniły ziemniak słusznie zapomniany”, śmieje się artysta. Publiczność jest wyraźnie rozbawiona, gdyż Mechliński opowiada o swoich przygodach poszukiwacza skarbów w sposób barwny, dowcipny i bezpretensjonalny. „Praca z odkrytymi dziełami to nie kotlet schabowy – wystarczy obrócić i już jest! Czasem okazuje się na przykład, że kompozytor zapomniał wpisać tekst w pieśni”, relacjonuje Mechliński. Po spotkaniu-recitalu wokół artysty robi się tłumnie. Bo jeśli Mechliński deklaruje z rozmachem, że oto może się z nami podzielić wszystkimi nutami, które ma, to trudno nie skorzystać z takiej okazji! Ja już skorzystałam. Jestem szczęściarą. Przed obiadem można jeszcze posłuchać Mateusza Borkowskiego, który prezentuje swoją małą monografię Henryka Wieniawskiego. Po obiedzie zaś w Sali konferencyjnej czeka jeszcze dziwny instrument – Musicon. Podobno posiada sporo możliwości, świetnie się na nim improwizuje i na dodatek jest intuicyjny. To ogromny walec z niezliczoną ilością guzików oraz wieloma przydatkami w postaci brzękadełek, piszczałek i sztabek. Te warsztaty to raczej zabawa po omacku. Niestety nie do końca połapałam się w zasadzie działania Musiconu. Pewnie/może wszystko przede mną.
Zakończenie konferencji
Dr Seweryn Kuter zamyka radziejowickie spotkanie nauczycieli. Kustosz Muzeum Fryderyka Chopina określa ten czas konferencyjny jako magiczny. Tak, bo jeśli się już raz przyjedzie do Radziejowic z NIFC-em, to chce się tu wracać do końca świata!