Przepis na dobrą piosenkę [o Songwriting Camp ZAiKS]
Jest taka kuchnia w Polsce, gdzie raz w roku, w ciągu jednego tygodnia temperatura wzrasta o kilkadziesiąt stopni. W kotłach gotują się razem różne składniki, przyprawy, a ponad nimi unoszą się opary… W odpowiednim momencie następuje – jakże by inaczej – degustacja. O jakim miejscu mowa?
Kuchnią są zakopiańskie Domy Pracy Twórczej ZAiKS-u, wille Halama i Orlik. Kotły to zaaranżowane na studia nagraniowe pensjonatowe pokoje, a składnikami są teksty, melodie i harmonie. Ogień, dzięki któremu wszystko wrze, to wiedza, wyobraźnia i poczucie humoru zgromadzonych tam mniej i bardziej doświadczonych kucharzy – wokalistów i instrumentalistów. A smakowite potrawy to piosenki, których każdego roku powstaje ponad pięćdziesiąt.
Zadowolić konesera
Jak to w kuchni bywa, nie każde danie jest równie wspaniałe, nie wszyscy degustatorzy mają też podobny smak i gust. Co przydaje się na pewno? Książka kucharska! Przepisy, dzięki którym zwiększa się prawdopodobieństwo sukcesu. Z piosenkami jest podobnie – istnieje kilka uniwersalnych cech, które sprawiają, że piosenka ma szansę zostać hitem. Obserwując po raz drugi zakopiańską imprezę „Songwriting Camp ZAiKS”, mając porównanie z rokiem ubiegłym, a także od lat analizując twórczość jednej z gwiazd tegorocznego Campu, Andrzeja Zielińskiego, jestem gotowa przeprowadzić małe śledztwo i analizę tematu. Co sprawia, że podczas degustacji, czyli sesji odsłuchowych, uczestnicy proszą o dokładkę tej samej piosenki nawet kilkanaście razy? I czy fakt, że na Campie właśnie te, a nie inne robią furorę w gronie ich autorów, gwarantuje sukces także poza murami Domu Pracy Twórczej?
Bez celebracji
Co wyróżnia menu zaiksowej kuchni? Z pewnością nie ma w niej półproduktów, mrożonek i zup w proszku. Wszystko jest świeże, każdy tekst, melodia, pomysł na aranżację. Dania są stosunkowo proste, nie trzyma się składników przez dwa dni w marynacie, nie gotuje na wolnym ogniu. Na nagranie jednej piosenki przypadają cztery godziny, trzeba się zmieścić w tym czasie ze wszystkim. Mówi się, że gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść – ale na szczęście na Campie zespoły pracują w grupach pięcioosobowych.
…i bez cenzury
Każdy zespół składa się z jednego producenta muzycznego, jednej gwiazdy polskiej estrady i trojga uczestników o różnym stopniu aktywności na rynku muzycznym, wybranych spośród kilkuset osób, które nadeślą aplikacje. Choć w prawdziwej kuchni raczej by to nie przeszło, tu każdy może być autorem całości lub fragmentu melodii, tekstu, nagrać wokal lub ścieżkę instrumentalną. Historia polskiej piosenki oparta na genialnej poezji Osieckiej, Młynarskiego czy Gaertner zdaje się potwierdzać, że jeden autor to gwarancja tekstu spójnego i logicznego. Z drugiej strony, gdy czas nagli, a natchnienia brak, obecność innych osób wyzwala zapasy kreatywności. Powstają teksty śmiałe, często bardzo zabawne. Czasem niestety zawierają również wyrazy, które w mediach musiałoby zastąpić głośne „piiiiiip”. Taka piosenka raczej nie podbije radiowych redakcji muzycznych – choć niewykluczone, że słuchaczom całkiem by się podobało. Jeśli w radosnym twórczym zgiełku uda się przemknąć błędom językowym, sukcesu nie będzie, choćby wszystko inne grało dosłownie i w przenośni.
To im w duszy gra
Demokracja i dbałość o dobry nastrój mają to do siebie, że nikt nie chce występować w roli surowego krytyka, choć czasem – dla dobra samej piosenki – nie byłoby to złym pomysłem. Ogólnie sporo utworów posiada tekst ciekawy, wpadający w pamięć jak „Seba” z ubiegłego roku, opowiadająca historię pary z blokowiska po polsku i francusku. W tym roku urzekła mnie kołysanka w rytmie bossa-novy z nutą czarnego humoru, a także historia małomiasteczkowego prostaczka w bibliotece w dyskotekowej aranżacji. No i piosenka do kreskówki anime śpiewana w tercecie po japońsku, zupełnie abstrakcyjna. Wspaniała była też wyliczanka dla przedszkolaków o tym, czym jest czas – powinna trafić do repertuaru każdego udręczonego rodzica, który próbuje co rano nakłonić dziecko do wyjścia z domu. W tym roku uczestnicy byli nieco starsi, wielu ma już rodziny, siłą rzeczy sesja poświęcona piosenkom dla dzieci była im więc wyjątkowo bliska. Autentyczne zainteresowanie tematem to jeden z przepisów na dobry tekst, a utożsamienie z nim wykonawcy słychać potem na nagraniu.
Reguły? Brak
Do niektórych piosenek słowa powstawały dosłownie w kilka minut, do innych przerabiane były wielokrotnie. Na ogół w grupie była jedna osoba, która notowała pomysły – nie w notesie, a w komórce. Jedni po ustaleniu słów pierwszej zwrotki zabierali się za muzykę, zostawiając kolejne na później. Inni od razu chcieli mieć zarys całej historii, by do niej dobrać również nieoczekiwane zwroty akcji w muzyce. Gdy rozmawiałam z Alicją Janosz i Anastazją Sosnowską, gwiazdami tegorocznej edycji, obie podkreślały, że w każdej grupie praca wygląda inaczej, tak jak inne są osobowości i nawyki wszystkich członków zespołu. Zapamiętałam moment, kiedy Anastazja po prostu wyprosiła postronne osoby ze studia, by kolega mógł nagrać swój wokal bez stresu – spodobała mi się bardzo jej pełna troski i zrozumienia postawa. Szansę na sukces z pewnością zwiększa erudycja twórców. Wspomniane przeze mnie bossa-nova i biblioteczna opowieść urodziły się pod okiem rapera Łony, który przeczy wszelkim stereotypom. Ani tatuaży, ani złotego łańcucha, ani dresu. Zamiast tego ciepły uśmiech, niezwykle bogaty zasób słów i skojarzeń oraz umiejętność zainspirowania pozostałych członków zespołu.
Narodziny piosenki
Przyjrzyjmy się drugiemu najważniejszemu składnikowi – muzyce. W tym roku studia wypełniły niezliczone odmiany perkusjonaliów, gitary akustyczne i elektryczne, wiolonczela, skrzypce, kontrabas, flet, klarnet, trąbka, akordeon, do tego mnóstwo instrumentów klawiszowych dostarczonych przez organizatorów, łącznie z organami Hammonda. Wszystko to zabrzmiało w piosenkach, a połączone z ogromną inwencją twórczą producentów, ich umiejętnościami miksowania i przetwarzania brzmień, dało naprawdę dobry efekt. Moment, w którym rodzi się melodia, jest chyba najtrudniejszy do uchwycenia. Nie zawsze zdążyłam złapać ten błysk, pierwsze parę nut czy akordów, wokół których powstawała później całość. Często „zaczynem” jest harmonia. Wcale nie pojedyncza linia melodyczna, do której potem dorabia się akordy, tylko wręcz odwrotnie. W jednej z piosenek cały klimat utworu urodził się w momencie, gdy gitarzysta metodą prób i błędów wymyślił sekwencję nieoczywistych akordów, które znalazły się ostatecznie w samej końcówce.
Gulasz z deserem
Campowych piosenek naprawdę dobrze się słucha, a sprzyja temu proces studyjnej produkcji, którego podejmują się prawdziwi mistrzowie w swoim fachu. Otwierają przed uczestnikami istne wrota Sezamu – a za nimi dziesiątki efektów, barw, rytmów. Nie dałoby się spróbować wszystkich dostępnych możliwości, tutaj ważna jest intuicja i szybkość decyzji szefa studia, który od razu wyselekcjonuje najciekawsze opcje. Imponująca jest erudycja muzyczna producentów, uczestników zresztą też. Znają dziesiątki wykonawców, setki utworów w różnych stylach. Może stąd też bierze się bardzo często stosowany w campowych piosenkach zabieg – mieszanie gatunków. Idea nie jest nowa, podobnie przez lata komponował swoje utwory choćby Andrzej Zieliński, pisząc dla zespołu Skaldowie – jest w nich mieszanka big-beatu, klasyki, muzyki folkowej, rockowej ballady, renesansowej kapeli i wielu innych brzmień. Podobny pomysł słyszymy też np. w piosenkach zespołu Brathanki – po ludowej przyśpiewce wkracza hip-hop i wszystko dalej do siebie pasuje. Słucha się tego dobrze, a wręcz znakomicie i osobiście uważam, że umiejętność przeskakiwania między gatunkami, posługiwania się pastiszem to kompetencje najwyższej próby. Warto to umieć, by stale trzymać swoich słuchaczy w napięciu.
Kapitan ma wolne
Andrzej Zieliński wspomniał o ciekawym doświadczeniu. Otóż jako twórca muzyki dla Skaldów zawsze czuje się odpowiedzialny za wszystko. Mając okazję z nim pracować, wiem, że rozpisuje na papierze partię każdemu wykonawcy, chce mieć pełną kontrolę nad każdym dźwiękiem. Camp był dla niego okazją, by sprawdzić, jak odnajduje się w sytuacji, gdy musi oddać stery – może nagrać klawiszowe popisy i fragmenty partii wokalnych, ale nie ma kontroli nad całością. Był chyba całkiem usatysfakcjonowany takim trybem pracy i zadowolony z efektów kolektywnego działania. Podobnie jak w przypadku tekstów bardzo trudno ze stuprocentową pewnością powiedzieć, co jest lepsze – poleganie na jednym autorytecie w zespole, powierzenie mu roli autora muzyki na wyłączność czy może poddanie pod dyskusję pomysłów także innych osób. Na Campie nieźle sprawdza się ta druga formuła, być może znów istotny jest krótki czas przeznaczony na napisanie i nagranie utworu.
Cover nie dorówna
Postulat, jaki na pewno należy wziąć pod uwagę, myśląc o dobrej piosence, to możliwość wykonania jej przez innych artystów. Ale w praktyce jak w kuchni – czasem mimo znajomości wszystkich składników, przestrzegania czasu i temperatury pieczenia nasze ciasto nie jest tak pyszne jak ciasto cioci… Podobnie na Campie. Większość piosenek w zasadzie mogłaby być wykonana przez inne osoby. Ale czasem trudno wyobrazić sobie inną barwę głosu, inny rejestr, po prostu oryginalna wersja jest świetna. Było kilkoro wykonawców, których wokal lub styl gry trudno podrobić, choćby ze względu na barwę głosu lub rozpiętość skali.
I teraz wszyscy razem!
Jest jeszcze coś nieuchwytnego, co sprawia, że jedne piosenki były puszczane ostatniej nocy wielokrotnie na życzenie rozbawionych uczestników, a inne rzadziej. To specyficzny, właściwy tylko dla danego utworu klimat. Wszystkie dźwięki na dalszych planach, jak w uroczej piosence o kapibarze, która była niekwestionowanym hitem tegorocznej edycji – śpiew egzotycznych ptaków, pogodne, synkopowane wstawki fletu i na ich tle zaczepny, jasny wokal. Do pełnego sukcesu brakowałoby może drobnej korekty tekstu, poprawki fragmentu śpiewanego przez kolegę w roli aligatora, choć z drugiej strony… bohater piosenki jest nieśmiały, może więc lekkie drżenie głosu dodało mu wiarygodności? Jeśli o piosence „Last Christmas” myślimy od razu „to ta z dzwoneczkami”, to warto pamiętać, aby w piosence, która ma być potencjalnym hitem, znalazło się coś takiego – jakiś nawet pojedynczy niesamowity gitarowy riff, wpadające nagle słówko wypowiedziane basem po czesku, zaskakująca kadencja fortepianu lub solówka na bębnach. Coś, co za pierwszym razem oszołomi słuchacza, a za drugim sprawi, że będzie już na ten moment czekał. Z drugiej strony ważny jest element łatwy do powtórzenia przez każdego – jak wpadający w ucho refren.
Czy podbiją świat?
Czy stworzone w tym roku piosenki pojawią się kiedyś w stałym menu rozgłośni, na albumach zaproszonych na Camp gwiazd, a może uczestników, którzy też przecież występują na estradach i nagrywają płyty? Nie do końca jest to ideą Campu – to jednak warsztaty. Ale niektóre utwory wykonawcy postanowili dopracować już po imprezie, do wybranych były kręcone też ścieżki video od razu po sesjach nagraniowych. Nie są na razie dostępne publicznie – kto jak kto, ale podopieczni ZAiKS-u wiedzą, że najpierw trzeba dobrze omówić kwestie praw autorskich. Tej kwestii, jak też zagadnieniom związanym z promocją na muzycznym rynku, inwestowaniem we własny rozwój i wyposażenie studia, poświęcone były ciekawe warsztaty i wykłady, które urozmaicały program tygodniowego spotkania z piosenką. Czy pomogą młodym wykonawcom przebić się w wytwórniach i redakcjach muzycznych najważniejszych mediów? Wielu specjalistów od wizerunku i promocji od lat przeżywa kryzys wiary w twórczość nieco bardziej ambitną od tej, którą promują na co dzień. Ale nie poddajemy się. Ja czekam już na kolejną edycję, od czasu do czasu nucąc ulubione piosenki. A przy okazji muszę też pozdrowić panie z prawdziwej kuchni zakopiańskiego Domu Pracy Twórczej. Im wszystkie dania wychodzą doskonale.
W tegorocznym Songwriting Camp ZAiKS udział wzięli:
Gwiazdy: Bovska, CeZik, Zohar Fresco, Daga Gregorowicz, Alicja Janosz, Mela Koteluk, Tomek Lipiński, Łona, Marika, Czesław Mozil, Leszek Możdżer, Anastazja Sosnowska, Andrzej Zieliński. Oraz podczas jednej sesji: Dominika Barabas, Paweł Danikiewicz, Mateusz Doniec i Tomasz Kaczmarek – tu każdy jest artystą.
Goście specjalni: Miłosz Bembinow, Michał Bułas, Paweł Danikiewicz, Ferid Lakhdar, Sławomir Pietrzak, Katarzyna Rościńska, Artur Sekura, Arkadiusz Szweda.
Producenci: Piotr Bolanowski, Tomasz Boruch, Piotr Cieślik, Paweł Harańczyk, Mateusz Hulbój, Mateusz Krautwurst, Marcin Pater.
Uczestnicy: Stanisław Aleksandrowicz, Aleksandra Bielecka, Kamila Dauksz-Boruch, Justyna Jary, Katarzyna Łopata, Miłosz Markiewicz, Małgorzata Markiewicz-Zaborska, Konrad Merta, Julia Mika, Dariusz Chajutin, Michał Mościcki, Ewa Mysłakowska, Piotr Niesłuchowski, Małgorzata Oleszczuk, Michał Pruszkowski, Marcin Skipiała, Jacek Zając, Bartek Zieliński.
Ekipa organizacyjna: Dominika Barabas, Tomasz Berlak, Michał Buczek, Mateusz Doniec, Tomasz Kaczmarek, Emil Książczak, Zuzanna Matusik, Martyna Wróblewska, Anastazja Sosnowska.