Natalia Kukulska: Daję prowadzić się życiu

28.04.2022
Natalia Kukulska

Im bardziej jestem doświadczona i teoretycznie powinnam być mądrzejsza, tym częściej mam ochotę zacytować Sokratesa: „Wiem, że nic nie wiem”, bo nic nie jest pewne – mówi Natalia Kukulska.

rozmawia Paweł Kawałek

Dokończenie wywiadu opublikowanego w Presto #35: Zmiana

 

Od Twojego dorosłego debiutu, płyty „Światło”, minęło już 25 lat. To była moja pierwsza płyta kupiona za własne pieniądze. Pamiętam, jak odkrywałem ją z każdym odsłuchem na nowo. Brzmiała zupełnie inaczej. Przynajmniej jak na Polskę w tamtym czasie.

 

To miłe, ale samo podsumowanie wydaje mi się wciąż abstrakcyjne, głównie dlatego że odmierzam swoje życie kolejnymi projektami muzycznymi. Wydałam do tej pory 12 solowych albumów. Z drugiej strony, piękną miarą upływu czasu są moje dzieci – jako znak pewnych etapów w życiu i największych kroków. Zawsze miałam problem z podsumowaniami, bo nie lubię się lustrować. Gdybym miała stworzyć benefis, nie wiedziałabym, co wybrać, bo nie zawsze to, co podoba się publiczności, podoba się ciągle mnie. Mimo że w zeszłym roku padła ta liczba – 25 lat od debiutu, świadomie uciekłam od typowego „the best of”. Pomyślałam, że skoro jestem aktywna twórczo, wciąż kocham to robić i rodzą się nowe rzeczy, to zrobię na przekór. W ten sposób powstała EP-ka „Jednogłośna”. Minialbum z czterema piosenkami, które są moim „the best of” w zupełnie innym wymiarze niż standardowy. To kompilacja wszystkiego, co przez lata udało mi się w sobie uzbierać i co na ten moment chciałam przekazać, zarówno od strony lirycznej, jak i muzycznej. EP-ka została pięknie wydana, w limitowanym nakładzie 1000 sztuk. Uważam, że w dzisiejszych czasach, żeby ścigać się z cyfrowym odtwarzaniem muzyki, należy zrobić wszystko, aby płyta miała również wartość wydawniczą, graficzną. To nam się udało. Miałam wrażenie, że na tym skończy się rok, a w kolejnym będę nagrywała cały album jako kontynuację „Jednogłośnej”. W międzyczasie na horyzoncie pojawił się temat MTV Unplugged, o który moja menedżerka zabiegała przez dłuższy czas. Zawsze marzyłam, żeby stworzyć coś takiego. Złożyło się idealnie, choć znacząco zmieniło to nasze plany. Czasu na przygotowanie tego koncertu było niewiele, bo około miesiąca – od wymyślenia składu muzyków po ustalenie prób, pomysłów na aranżacje. Lepiej chyba nie mogłam zwieńczyć tego jubileuszowego dla mnie roku. To znowu coś nowego. Niby utwory stare i dobrze znane, a mają zupełnie nowy wymiar. Niektóre są dla mnie absolutnymi odkryciami. Na przykład piosenka „W biegu”, która zawsze była taneczna. W nowym garniturze muzycznym jest jej bardzo do twarzy. Brzmi tak, jakby od zawsze była skomponowana do grania z gitarą i stworzona w zupełnie innym klimacie.

 

To był jeden z utworów, które najbardziej mnie zaskoczyły. Podobnie jak cover „Nie ma wody na pustyni”. No i goście!

 

Zasadą MTV Unplugged jest to, aby w trakcie koncertu wykonać przynajmniej jeden cover i zaprosić co najmniej jednego gościa. Kiedy powiedziałam, o jakiej piosence myślę, Archie, który stworzył prawie wszystkie aranżacje na ten koncert, był zaskoczony i trochę oporny. Ja z kolei czułam to bardzo mocno, bo „Nie ma wody na pustyni” to jedna z moich ulubionych piosenek z dzieciństwa. Postawiliśmy na zabawę brzmieniami inspirowanymi Wschodem – stąd flet i handpany na początku piosenki. Bardzo lubię utwory z lat 80., ponieważ wszystkie mają supermelodie. Choć w tym przypadku sama melodia nie jest najważniejsza, ale fakt, że to piosenka z pazurem, charakterem i poczuciem humoru. Ma w sobie taki haczyk, na który ja się łapię. Tego rodzaju piosenek dziś już prawie nie ma. Podczas naszego koncertu akustycznego towarzyszyli mi Natalia Schroeder i Igor Herbut, którzy zaśpiewali fantastycznie! Cieszę się, że mogliśmy spotkać się w tak niesamowitych okolicznościach.

 

Jest jeszcze Archie.

 

To prawda. Jest jeszcze duet z Archiem. Nie pomyślałam o nim w kategoriach gościa, bo gra w moim zespole od wielu, wielu lat i jest ważną postacią na mojej muzycznej drodze.

Natalia Kukulska

Od lat współpracujesz też muzycznie ze swoim mężem Michałem Dąbrówką, który nadaje rytm w zespole. Od niedawna rodzinny skład się poszerzył. Mam na myśli Waszego syna Jaśka. Czy w związku z tym włącza Ci się wewnętrzny rodzic? Czy traktujecie się po partnersku?

 

Bardzo po partnersku! Jasio ma 21 lat. Od jakiegoś czasu samodzielnie mieszka i studiuje kompozycję w Katowicach. Szkoły muzyczne skończył w klasie perkusji klasycznej, więc marimba, na której zagrał podczas koncertu MTV Unplugged, jest bardzo naturalnym dla niego instrumentem. Zresztą świetnie sobie poradził. Jest we mnie pewien rodzaj radości i dumy, że może być z nami na scenie. Jego obecność na koncercie „Czułe struny” natomiast to był totalny przypadek. Przyszedł ze mną do studia, kiedy nagrywała Sinfonia Varsovia, żeby pomóc tacie przy bębnach. Ponieważ dużo się działo w warstwie perkusyjnej i logistycznie, nie było to łatwe do ogarnięcia, szef sekcji perkusyjnej Piotr Kostrzewa wypatrzył go i zawołał: „Jasiek, jak jesteś, to chodź. Też zagrasz!”. Grając, czytał nuty a vista, jednocześnie się ich ucząc i tak został z nami w projekcie. Towarzyszy nam, grając m.in. na kotłach, dzwonkach, marimbie. Jest tego trochę. To dla mnie ogromna satysfakcja, choć w muzyce wyłączam traktowanie rodzinne. Jasiek ma już określony plan na siebie. Robi różne projekty – również samodzielnie, gra w kilku formacjach. Jest muzykiem wszechstronnym.

Na scenie zawsze towarzyszy mi poczucie, że mam za sobą fantastyczny motor – bo perkusja często jest motorem muzyki. Ten, kto nadaje rytm, generuje poniekąd energię danego utworu. Na scenie mam świetnego perkusistę, nie męża. Często zdarzało mi się, że dopiero po próbach, kiedy widzieliśmy się w hotelu, zdawałam sobie sprawę, że mój mąż to ten facet od perkusji. (śmiech) W życiu codziennym niełatwo jest mieszkać z dwoma bębniarzami, którzy są totalnymi pasjonatami, bo nasza rodzina staje się przez to monotematyczna. Na szczęście tylko czasami.

 

A propos dzieci. Między Jaśkiem i Anią jest pięć lat różnicy. Laura pojawiła się znacznie później. Zastanawiam się, jak to wpłynęło na Ciebie jako matkę i artystkę? Jak odbierasz macierzyństwo z perspektywy osoby, która okrzepła jako mama?

 

To prawda – okrzepłam. Wydawało mi się, że moje życie jest już uporządkowane. Że mogę już robić swoje, bo dzieci są bardzo samodzielne i świetnie sobie poradzą. Nagle pojawiła się Laura i wywróciła moje życie do góry nogami. Muszę przyznać, że od momentu jej narodzin jeszcze nie udało mi się spocząć. Zaczęło się od „The Voice of Poland”, kiedy byłam w ciąży. Potem była płyta „Halo, tu Ziemia”, następnie kolejne projekty, wyzwania i trasy. Ostatnie pięć lat było czasem bardzo intensywnym i pracowitym. Rzecz jasna mam przerwy wakacyjne, ale artystycznie jestem cały czas w procesie twórczym. Non stop coś się dzieje, nad czymś kolejnym pracuję i mam plany. Późne macierzyństwo niczego mi nie zburzyło. Wręcz dało mi młodzieńczy napęd i energię do działania. Bardzo się cieszę, że moje życie tak się ułożyło. Często zaczynam rozumieć, dlaczego Laura się pojawiła. Jakie to ważne i wspaniałe, choć nie ukrywam, nie planowałam tak…

 

Natalia Kukulska

Ania, Twoja starsza córka, nosi imię po babci. Gdy śpiewa, słychać nieco Twój tembr głosu. Jest do Ciebie podobna, ale też niepodobna na tyle, by traktowano ją jak odrębną jednostkę.

 

Chciałabym aby tak traktowało ją życie i świat. Hasło: „cała mama” albo „jak mama” brzmi jak motto mojego życia. Nie mam wpływu na to, jak kto co odbiera, ale przez to, że moja mama jest tak bardzo obecna w pamięci wielu osób, porównywanie nadal istnieje. Każdy jest przecież osobnym bytem. Jeśli słuchamy siostry Beyoncé, czyli Solange, często mówimy „siostra Beyoncé”, co jest krzywdzące, bo przecież jest osobną artystką. Życzyłabym mojej Ani tego, żeby nie musiała mierzyć się z podobnymi problemami, chociaż do tej pory jeszcze nie dała się szerzej poznać. Miała przygodę dziecięco-młodzieżową z Akademią Musicalową. Była jednym z wielu śpiewających dzieci i nagle wszyscy chcieli usłyszeć, jak właśnie ona śpiewa swoją zwrotkę. Dziś to już prawie kobieta. W tym roku skończy 17 lat. Jest wspaniałą, bardzo wrażliwą osobą. Podobnie jak dla nas, dla niej także muzyka jest priorytetem. Jednak nie jest tak, że myśmy jakkolwiek to w niej programowali. Być może to kwestia genów, może środowiska, w którym funkcjonujemy. Dla mnie najważniejsze jest to, że oboje z Jaśkiem mają swoją pasję. Choć Ania do niedawna zarzekała się, że chociaż zdecydowała o kontynuowaniu nauki w szkole muzycznej drugiego stopnia, nie chce iść naszą drogą. Mówiła: – Nie, mamo. Ja nie chcę śpiewać. Pytałam: – Czy na pewno? Odpowiadała: – Chcę robić coś zupełnie innego.

Byłam ciekawa, co to takiego i okazało się, że chodzi o musical. To rzeczywiście zupełnie przeciwległy biegun. (śmiech) Na ten moment chciałaby studiować poza Polską, ale na tym etapie jej upodobania i pomysły na życie mogą jeszcze ulec zmianie. Wierzę, że wybierze jak najlepiej dla siebie. Będziemy ją w tym wspierać.

 

Wróćmy na moment do „Jednogłośnej”. To cztery utwory, które mogłyby być dodawane gratis na terapiach, bo dają mocno do myślenia. W piosence tytułowej śpiewasz: „Choć wiele to zajęło mi / przyjaźnię się ze sobą dziś” i dodajesz: „Kiedy zmyjemy całkiem z siebie make up / znowu do prawdy niepotrzebny klucz”. Jak długo zajęło Ci polubienie siebie? Nie lubiłaś siebie wcześniej czy może czegoś wokół?

 

Myślę, że zajęło mi tyle, ile musiało. Dlatego nagrałam tę piosenkę dopiero teraz. Z drugiej strony to jest proces, który trwa. To nie tak, że jestem już w 100 proc. ze wszystkim pogodzona i polubiona, ale na pewno jest ogromna różnica w stosunku do tego, co było kiedyś. Do oczekiwań, jakie sobie stawiałam i ambicji, które mnie zżerały. Do ciągłego dążenia, aby być perfekcyjną. Oczywiście, to wszystko we mnie jest, bo składa się na moją naturę ale, cytując „Decymy”: „Potrzebny jest ból i strach / Potrzebny zwątpienia czas / Jak noc, która po to jest / By słońce mogło wschodzić”. To, co nas tworzy, składa się z dobrych i złych doświadczeń. To porażki, brak akceptacji, przez który być może musimy przejść, żeby coś zrozumieć. W tej chwili jestem w procesie odpuszczania oczekiwań wobec siebie i życia, co nie znaczy, że mam na nie mniejszy apetyt. Myśli zebrane na EP-ce „Jednogłośna” mają charakter autorefleksyjny. „Osobno czy razem – w zgodzie ze sobą. Zmądrzejemy z czasem… Z wielkiej chmury mały deszcz”. Nie ma o co się kłócić. Często wyolbrzymiamy, dajemy się ponieść emocjom. Śpiewam o tym, jak kształtowała się we mnie świadomość, dzięki której daję się prowadzić życiu, unikając ciągłego jego kontrolowania – choć mam takie tendencje.

Natalia Kukulska

W jednym z ostatnio słuchanych podcastów wychwyciłem zdanie prof. Matczaka, który powiedział, że nie musimy czytać każdej książki do końca. Chociaż to niby banalne, zastanowiłem się, ile razy sam robiłem coś do końca, bez przekonania, bo wypadało. Zamiast skończyć i zacząć od nowa.

 

To prawda! Kiedy weszliśmy na jakąś drogę, nie musimy nią iść tylko dlatego że coś wypada. Zawsze możemy zrobić krok w bok, w tył, zatrzymać się, zdystansować, zmienić coś. Od razu na myśl przychodzi mi kolejna piosenka – „My”, która jest dla mnie bardzo mottowa. „Czuj, słuchaj, patrz / Mów, pytaj, znajdź. / Myśl – nie bój się zmian. / Doceniaj to, co masz”. Widać, że pewne rzeczy leżą mi na sercu nie od dziś, skoro tak ze mnie wypływają.

 

Na koniec nawiążę do początków. Czy masz w sobie jeszcze to światło, o którym śpiewałaś na debiutanckiej płycie? Jeżeli tak, jak teraz wygląda?

 

Jeśli by zagłębić się w tekst tego prostego refrenu piosenki pop, można rzeczywiście popłynąć, zastanawiając się, co jest rzeczą, która zawsze jest. Myślenie o tamtym świetle było bardzo młodzieńcze i trochę naiwne. Teraz, gdy życie przez lata doświadczało mnie w bardzo różny sposób, na pewno mam w sobie sporo nieufności do świata i jeszcze więcej refleksji. Wszystko wydaje mi się bardziej złożone, nie tak oczywiste jak dawniej. Mam poczucie przynależności do czegoś, co jest ode mnie niezależne. Im bardziej jestem doświadczona i teoretycznie powinnam być mądrzejsza, tym częściej mam ochotę zacytować Sokratesa: „Wiem, że nic nie wiem” – bo nic nie jest pewne. Jeśli chodzi o światło, nadal mocno w to wierzę, że jest jakiś rodzaj wartości – czegoś, co trudno jest opisać jednoznacznie, bo zawiera się w tym wiele rzeczy. Być może chodzi o to, że jesteśmy drobnymi elementami wielkiej układanki, z którą tworzymy całość? Wystarczy spojrzeć na ogrom kuli ziemskiej, która wydaje się gigantyczna, a w kontekście galaktyk jest niczym główka szpilki dla człowieka. Wszystko zależy od perspektywy. Każdy człowiek jest ważny tak samo. Każdego życie i problemy są w jego centrum – co jest naturalne. Światło z perspektywy czasu wydaje mi się składową. Wszyscy jesteśmy świetlikami w przestrzeni, którą wspólnie nim rozświetlamy. Taka filozofia na dziś! (śmiech)

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.