Trzydzieści lat i cztery smyczki [rozmowa z kwartetem DAFO]

27.12.2023
kwartet DAFO

W tym roku krakowski Kwartet DAFO obchodzi swoje trzydziestolecie. Jubileusz postanowił uczcić wydaniem zestawu pięciu płyt, na których znalazły się wybrane nagrania zrealizowane na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat. Ukaże się on już niedługo nakładem wydawnictwa DUX pod tytułem POLISH CHAMBER MUSIC. Z tej okazji zespół dał się zaprosić na rozmowę – nie tylko o jubileuszowym projekcie, ale też sekretach wieloletniej, udanej współpracy. Rozmawia Anna Markiewicz

 

To już trzydzieści lat razem. Wróćmy do początków – kto wymyślił, że założycie kwartet, i czy od razu był on planowany jako przedsięwzięcie długofalowe?

 

Początkowo był to kwartet studencki. Jednak szybko zrozumieliśmy, że mamy potencjał na coś poważniejszego. Po niespełna rocznej pracy pojechaliśmy na konkurs im. Grażyny Bacewicz do Łodzi, gdzie dostaliśmy pierwszą nagrodę. Z niczego urodziło się coś, co było wspaniałe, inspirujące, dające satysfakcję. Kwartet stał się ważny w naszym życiu. Od samego początku w kwartecie gra skrzypaczka Justyna Duda i wiolonczelistka Anna Armatys. Wkrótce altowiolistę Pawła Odorowicza zastąpił Rafał Daszkiewicz, skrzypaczkę Ewę Filek Danuta Augustyn, a potem na miejsce Rafała pojawiła się Kinga Roesler i w tym składzie graliśmy kilka lat. Po dołączeniu Danuty przez chwilę utrzymywaliśmy ideę rotacji w skrzypcach, gra ona pierwsze skrzypce na nagraniu I Kwartetu Henryka Mikołaja Góreckiego Już się zmierzcha. A potem Kinga została w Berlinie i zastąpiła ją Aneta Dumanowska, która za rok będzie miała już dwudziestą rocznicę grania w kwartecie.

 

Skąd pochodzi wasza nazwa? Jest dość egzotyczna i zawsze mnie intrygowała.

 

Powstała z pierwszych liter nazwisk początkowego składu. Brzmiała dość współcześnie, ale dobrze się przyjęła i tak już zostało.

 

A czyta się z akcentem na drugą sylabę czy pierwszą? Najczęściej słyszę na drugą.

 

Jak kto woli, nie mamy żadnych bliskich związków z Francją, więc może być na pierwszą.

 

Czy zdarzały się momenty, gdy przyszłość kwartetu wisiała na włosku? Np. w momentach zmian składu?

 

Zawsze myślałyśmy perspektywicznie. Kinga powiedziała o swoim zamiarze odejścia z wyprzedzeniem, więc Aneta dołączyła płynnie, z początku czasem ją zastępując, a potem już została.

 

Rozumiem więc, że nie było nigdy długiej przerwy w waszej działalności? Czy możecie zdradzić sekret, jak to się robi, żeby wytrzymać ze sobą tyle lat? Z moich doświadczeń wynika, że tzw. czynnik ludzki jest w stanie zniszczyć nawet najbardziej obiecujące muzycznie składy. Wam udało się przetrwać.

 

Im więcej wspólnych lat, tym ciężej się rozejść. Nie wyobrażamy sobie rozstać się z powodu jednej kłótni, zwłaszcza że stale mamy koncerty i są to pozytywne wydarzenia, które nas wiążą. Na razie nie bierzemy więc pod uwagę takiej opcji, że ktoś odchodzi, przychodzi ktoś nowy – po tylu latach razem brzmi to dla nas dość nieprawdopodobnie. Trzyma nas wspólna idea, kwartet jest trochę jak rodzina. Jesteśmy oczywiście ludźmi, każdy z nas ma swoje problemy, które przynosi ze sobą na próbę, ale staramy się je od tej wspólnej pracy odseparowywać.

 

A jak dajecie radę współpracować z Anią, która mieszka i pracuje również we Włoszech?

 

Ania często tu przyjeżdża, by prowadzić zajęcia, ponieważ wszystkie pracujemy na krakowskiej uczelni, choć w różnych katedrach.

 

A ma dwie wiolonczele?

 

Tak, podróże z instrumentem bywają bardzo kosztowne, więc takie rozwiązanie jest lepsze.

 

Macie jakieś ustalenia typu maksymalna długość przerwy między próbami? Miesiąc czy dwa, a potem koniecznie musicie się spotkać?

 

Nie mamy, umawiamy się z projektu na projekt i wtedy intensywnie pracujemy. Od 30 lat próbujemy utrzymać początkowy napęd, ale siłą rzeczy nasz styl pracy trochę się już uspokoił.

kwartet DAFO

 

Na Wikipedii jest o was napisane: „pierwszy polski żeński kwartet smyczkowy”. Z naciskiem na żeński. Czy jest to większe obciążenie, bo oprócz pracy zawodowej i kwartetu macie na głowie jeszcze życie rodzinne, dzieci, dom?

 

Jakoś specjalnie tego nie odczuwamy. Doświadczenie pokazuje, że im więcej człowiek ma do zrobienia, tym więcej robi – znalazłyśmy też np. czas na pisanie doktoratów. Dwie z nas mają dzieci, które dziś są już duże. Gdy były małe, zdarzały się momenty zawahania, kiedy któreś z nich się np. rozchorowało, a kwartet miał akurat ważny wyjazd. Jechać mimo to, zostać? Zastanawiałyśmy się, gdzie jest ta granica, moment, gdy na lotnisku trzeba oznajmić koleżankom – ja nie jadę.

 

A zdarzyła się taka sytuacja?

 

Nie. Ale mogła się zdarzyć.

 

Gdzie cztery osoby, tam trudno o jednomyślność. Jak to jest u was? Demokracja, głosowanie, monarchia absolutna? Co robicie, gdy zderzają się wasze różne koncepcje?

 

Mamy taką zasadę, że jak jest 3:1 to przegłosowane. Tę regułę podpowiedział nam Melos Quartet, u którego studiowałyśmy pięć lat w Stuttgarcie.

 

A jeśli 2:2? Szukacie koalicjanta?

 

Nie jest to proste. Są np. takie utwory jak Adagio Barbera, jedni grają półnutę 35’, a inni 65’. No i wtedy pojawia się problem, nie da się ukryć.

 

Szukacie wtedy wsparcia w zewnętrznych autorytetach? Choćby nagraniach?

 

Oczywiście. I zawsze się znajdzie jakiś dowód na poparcie, że dana propozycja jest słuszna. Po obu stronach, więc sprawy to dalej nie rozwiązuje. Ale takie drobne starcia zdarzają się na próbach, na scenie raczej rzadko robimy sobie na złość.

 

Rzadko… czyli jednak się zdarza?

 

Może nie na złość, ale czasem kogoś inwencja poniesie i zagra inaczej, niż było ustalone. Choć staramy się nie robić sobie niespodzianek. Często w ryzach trzymają nas ustalenia z kompozytorem. Grając muzykę współcześnie napisaną, staramy się zawsze skonsultować z twórcą, zaprosić go na próbę. Bo często istnieje ogromna rozbieżność pomiędzy intencjami kompozytora a naszymi odczuciami. Pomaga wysyłanie nagrań, cenimy sobie wskazówki zwrotne.

 

A często miałyście okazję „budzić kwartet do życia”, gdy kompozytor słyszał go po raz pierwszy właśnie w waszym wykonaniu?

 

Zdarzyło się to ostatnio, wykonywałyśmy świeży utwór profesora Negrey’a. Gdy miałyśmy mu go zagrać po raz pierwszy, był nawet trochę zdenerwowany, ale też ciekawy, jak ostatecznie zabrzmi to, co napisał. Na szczęście był bardzo zadowolony.

kwartet DAFO, Polisch chamber music, płyty DUX

 

Postanowiłyście uczcić swój jubileusz trzydziestolecia, wydając zestaw pięciu płyt z polską muzyką współczesną. Skąd właśnie taki pomysł?

 

Wymyśliłyśmy sobie na 30-lecie nasz własny dźwiękowy przewodnik po współczesnej polskiej muzyce kameralnej, szczególnie kwartetowej. Przy czym w zestawieniu znalazły się wybrane, ważne dla nas dzieła, ale przede wszystkim ważni dla nas kompozytorzy – czyli Krzysztof Penderecki, Henryk Mikołaj Górecki, Paweł Łukaszewski, Karol Szymanowski. I Grażyna Bacewicz, choć z jej kwartetów tylko jeden znalazł się na płycie.

 

Czy w jubileuszowym wydawnictwie znalazły się jakieś, dokonane przez was, premiery fonograficzne?

 

Tak, to III Kwartet smyczkowy Krzysztofa Pendereckiego. Prawykonania dokonał Shanghai Quartet w 2008 roku, ale my nagrałyśmy go jako pierwsze.

 

A który z kwartetów z jubileuszowego wydawnictwa jest waszym ulubionym?

 

Na pewno trzeci kwartet Pendereckiego jest dla nas bardzo ważny, bardzo lubimy też trio profesora. Z kwartetów Góreckiego najchętniej wracamy do Pieśni śpiewają. Szymanowski jest nam także bliski.

 

Czy zauważyłyście podobieństwa pomiędzy wybranymi przez was utworami? Szczególnie chodzi mi o taki łącznik duchowy, mentalny. Moim zdaniem nawet jeśli nie ma żadnych stylizacji wprost, jak w kwartecie Bacewicz, to i tak jest w nich słyszalna ta polska nuta.

 

Pewne cechy pojawiają się w większości tych utworów, są to charakterystyczne dla muzyki polskiej lamenty, zaśpiewy, kontrasty dynamiczne, rozkład akcentów. Naturalnie to czujemy i dlatego tak dobrze odnajdujemy się w tym repertuarze. Takim komplementem zawsze obdarzał nas kwartet Melos. Zachwycali się naszymi wykonaniami Szymanowskiego, Bacewicz i innych polskich kompozytorów, mówili, że gramy całym sercem, całymi sobą. Dlatego nieprzypadkowo w ciągu ostatnich 30 lat nagrywałyśmy na płytach właśnie tę naszą współczesną muzykę.

 

Pierwszą płytę nagrywałyście już z panią Polańską.

 

Bardzo lubimy z nią nagrywać, ma niezwykłą inwencję i kreatywność i dzieli się nią podczas sesji nagraniowych.

 

Czyli aprobujecie, nie walczycie, godzicie się na podpowiedzi?

 

Aprobujemy, mamy pełne zaufanie. Małgosia nie jest w stosunku do nas w żaden sposób apodyktyczna, a zwykle jej uwagi są po prostu słuszne. Skądinąd nasza współpraca zaczęła się, kiedy naprawdę nie miałyśmy jeszcze wielkiego doświadczenia i z chęcią słuchałyśmy wszelkich wskazówek. I tak już zostało, że do dziś trochę nam matkuje w różnych projektach, a my bierzemy pod uwagę jej opinie.

 

Jesteście znane z wykonawstwa szczególnie muzyki współczesnej, co nie jest łatwą misją. Chcecie słuchaczy wzruszać, a może edukować i zaciekawiać? Co chcecie im dać?

 

Zwracamy szczególną uwagę na to, żeby nasza kreacja była interesująca. Po tych wielu wspólnych latach możemy potwierdzić, że jeśli zachodzi interakcja pomiędzy nami i razem tworzymy opowieść, to publiczność jest bardziej zaangażowana i skupiona. Lubimy komplement: „było widać, że dobrze się bawicie”.

 

Liczycie się więc z tym, że muzyka współczesna może być dla publiczności trudna w odbiorze?

 

Oczywiście, że tak. Mieszkając i studiując w Niemczech, a potem korzystając z kontaktów, które nawiązałyśmy, jeździłyśmy na koncerty do Niemiec, zapraszano nas na tamtejsze festiwale. Nie prezentowałyśmy tamtejszej publiczności tylko bliskiej nam muzyki polskiej – Bujarskiego, Stachowskiego czy Pendereckiego – tylko układałyśmy program bardziej klasyczny: Beethoven, Schubert, Schumann, a na bis np. drugi kwartet Pendereckiego. Oczywiście wszyscy przychodzili na zaplecze i pytali, czy mogą zobaczyć nuty właśnie tego kwartetu, bo to ich ciekawiło. Był też taki koncert w Niemczech, gdzie grałyśmy kwartety Henzego, utwory bardzo skomplikowane rytmicznie. Oprócz nich w programie był Mozart. Zrobiło to na nas duże wrażenie, gdy na widowni zobaczyłyśmy panów z partyturami – ale nie Mozarta, tylko właśnie Henzego. Wiele zależy więc od publiczności, np. na krakowski festiwal kompozytorów przychodzą koneserzy. Z kolei gdy grałyśmy jeden z kwartetów Pendereckiego na clubbingu w ramach festiwalu organizowanego przez Sinfoniettę Cracovię, jakaś pani podeszła, mówiąc: „no jak można coś takiego grać, przecież jest tyle pięknej polskiej muzyki!”. Ale – miałyśmy też tournée z zespołem rockowym The Lambchop. Na koncerty przychodziła publiczność ukierunkowana na muzykę typu miks rocka i country. Na początku występował jakiś zespół jako suport, potem wychodziłyśmy my i grałyśmy drugi kwartet Pendereckiego, a na koniec oni. Koncerty były w berlińskiej filharmonii albo Konzerthausie w Wiedniu, ale też np. w klubie Rote Fabrik w Zurychu. Wtedy były takie czasy, że w klubach można było palić, napić się piwa, jak najbardziej. I Penderecki był tam przyjmowany z entuzjazmem, były gwizdy, krzyki, ale takie aprobujące.

 

Grywacie w różnych miejscach i konfiguracjach z innymi muzykami. Jak wam się udaje funkcjonować bez menedżera?

 

Dawniej Melos Quartet wspierał nas swoimi kontaktami. I z żadnego koncertu nie wyjeżdżałyśmy z pustymi rękami, dostawałyśmy propozycję zagrania kolejny raz. Tak to funkcjonuje do dziś.

 

A macie Facebooka?

 

Nie mamy, brakuje już na to przestrzeni. A dziś zespoły zaczynają od tego. Czasem ludzie nas pytają, że jak to, mamy trzydziestolecie i nie świętujemy na Facebooku?

 

Może za to planujecie jakiś wspólny urlop na Malediwach?

 

Zdecydowanie nie. My tak skromnie, po cichu…

 

Oj, to przydałoby się jakieś wydarzenie na Facebooku. Jakaś sesja pytań i odpowiedzi…

 

Szczerze mówiąc, chyba zawsze byłyśmy do tyłu w tym temacie. Wyrosłyśmy w innych czasach, gdy nie było to takie konieczne. Jeśli chodzi o jubileusz, jesteśmy naprawdę zadowolone, że uczcimy go właśnie zestawem nagrań, których dokonałyśmy na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat. Niezależnie od tego, czy będzie to wielki sukces i poruszenie wśród słuchaczy, czy może mniejsze, jest to ważna pamiątka dla nas.

 

Macie jednak świadomość, że te nagrania mogą być dla innych zespołów takim punktem odniesienia, umownym wzorcem z Sevres? Dajecie zespołom zainteresowanym wykonywaniem tego repertuaru swego rodzaju gotowca, im będzie już łatwiej przebrnąć przez partytury – Pendereckiego chociażby.

 

Wszystkie te utwory z jubileuszowego wydawnictwa są wspaniale wykonywane przez tyle zespołów, że nasza wizja jest tylko jedną z wielu możliwych interpretacji. Jeżeli posłuchają ich nasi studenci, to już będziemy szczęśliwe. Nie, żeby się na nich wzorowali, ale z ciekawości, jak brzmią te kompozycje. To zupełnie wystarczy. Nawet chyba nie chciałybyśmy, żeby nasze nagrania były dla kogoś wzorcowe, nie poczuwamy się do tego.

 

A chciałybyście w nich coś, oceniając je z perspektywy lat, zmienić?

 

Gdybyśmy teraz postanowiły nagrać te pięć płyt jednocześnie, ich kontekst byłby inny. Może dziś w Szymanowskim byłyby inne kolory i nastroje, ale cieszymy się, że to właśnie te stare nagrania jego kwartetów, zrealizowane dawno temu z Kingą na altówce, pojawią się w naszym jubileuszowym projekcie. Dla nas ma on wymiar przede wszystkim sentymentalny.

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.