Wdzięk i urok karnawału [balet "Karnawał zwierząt” w Operze Bałtyckiej]
Balet stworzony w odniesieniu do „Karnawału zwierząt” Camille’a Saint-Saënsa w Operze Bałtyckiej to rzecz ciekawa nie tylko muzycznie, ale też wizualnie. Pełna odświeżającej kreatywności scenografia Joanny Borkowskiej, zróżnicowana choreografia Katarzyny Kozielskiej oraz pełna humoru i wdzięku muzyka tworzą w gdańskim przedstawieniu spójną i barwną całość.
„Karnawał zwierząt” Camille’a Saint-Saënsa to dzieło pod wieloma względami niepoważne. Jego komizm, częstokroć prześmiewczy, rozłożony jest na kilku poziomach. Pierwszym z nich jest sama tematyka czy raczej koncept nadający ton wszystkim 14 miniaturom składającym się na ten cykl. Czy kompozycja poświęcona kurom i kogutom, niewątpliwie uroczym nielotom, może wzbić się wysoko na skrzydłach patosu? Daleko tak z pewnością nie zaleci. Niepoważna muzyka to jednak nie znaczy muzyka nieklasyczna, wszak „Karnawał zwierząt” stał się – chyba wbrew woli samego twórcy, który zakazał jego publikacji za swojego życia – klasyczny na wskroś. Ciągle cieszy się on popularnością i jest wykonywany na najważniejszych scenach w różnych interpretacjach.
Kolejny poziom komizmu wiąże się z przemyślną grą cytatami. „Karnawał zwierząt” pełny jest przetworzonych fragmentów pochodzących z dzieł innych kompozytorów, ale też z twórczości samego Saint-Saënsa. Żółwie tańczą w rytm kankana Offenbacha – tyle że skrajnie spowolnionego, a słoń porusza się niezgrabnie do oryginalnie zwiewnego i efemerycznego scherza z Mendelssohnowskiego „Snu nocy letniej” i fragmentów tańca rusałek z „Potępienia Fausta” Hectora Berlioza. Już sam charakter tych zestawień najdobitniej świadczy o ich prześmiewczej przekorze.
Biegłe odczytywanie tych aluzji nie jest jednak konieczne do tego, żeby czerpać przyjemność ze słuchania „Karnawału…”. Muzyka Saint-Saënsa ma w tej „fantazji zoologicznej” częstokroć charakter ilustracyjny. Słuchaczki i słuchaczy może bawić rozpoznawanie w dźwiękach poszczególnych instrumentów śpiewu ptaków, ryczenia osłów czy też stukotu skamieniałych kości. Poza tym cykl ten – stworzony przez francuskiego kompozytora na marginesie poważnej twórczości – ma w wielu momentach wdzięk i urok nie mniej czarujący od najbardziej podniosłych Wagnerowskich Walkirii. Nie trzeba więc znawstwa, żeby dobrze się na „Karnawale zwierząt” bawić, zwłaszcza na tym wystawianym w Gdańsku.
Artyści z Opery Bałtyckiej zadbali bowiem o to, żeby w czasie słuchania „Karnawału…” było też co oglądać. Scenografia Joanny Borkowskiej zmienia się dla każdej miniatury, czyli dosłownie co kilka chwil, jest jednak dopracowana, wizualnie atrakcyjna i stanowi komplementarny element dla różnorodnej choreografii Katarzyny Kozielskiej. Na scenie dużo się dzieje, jak na karnawał przystało. Oprócz dystyngowanego i pełnego gracji, a nawet dramatyzmu Łabędzia na scenie pojawiają się m.in. nieporadne Pingwiny, Kury spierające się z Kogutem czy szamoczący się Osioł. Pochód ten, przypominający momentami bezładną kawalkadę, otwiera rzecz jasna dumny Lew. Ważną rolę przy tych kreacjach odgrywają kostiumy również zaprojektowane przez Joannę Borkowską. Artyści i artystki Baletu Opery Bałtyckiej potrafią dobrze odnaleźć się zarówno w tych bardziej wzniosłych momentach, jak i tych jednoznacznie komicznych. Całość ubrana jest w formę lekką i kolorową, co pozwoliło na przeciągnięcie najmłodszej publiczności. Na stronie internetowej Opery Bałtyckiej możemy przeczytać, że takie właśnie były zamierzenia twórczyń:
„Spektakl w choreografii Katarzyny Kozielskiej przenosi widzów w fantastyczny świat zwierząt, wykorzystując różne techniki tańca. Z muzyką i choreograficzną wizją świetnie współgrają scenografia i kostiumy Joanny Borkowskiej, której projekty opierają się na pewnej umowności – zwierzęta pozostają rozpoznawalne dla dzieci, choć nie są przedstawione w sposób dosłowny”.
Na koniec należy napisać coś o muzyce. W wykonaniu „Karnawału…” przez Orkiestrę Opery Bałtyckiej pod kierownictwem Piotra Mazurka zabrakło mi trochę frywolności, niezbędnej do podkreślenia żartobliwości poszczególnych miniatur, tkwiącej nie tylko w przewrotnym wykorzystaniu muzycznych cytatów, ale również związanej z samym aspektem wykonawczym. Wszak Saint-Saëns wpisał do partytury przy części „Pianiści”, że grać ją należy „na sposób osób początkujących”. Nieczystości i fałsze, pewne wykonawcze omsknięcia są więc jak najbardziej na miejscu. Muzykom trudno jednak było, jak mi się zdaje, porzucić swój niewątpliwy kunszt. Grali bowiem jakby nazbyt starannie, co w tym wypadku nie było najlepszym rozwiązaniem.
Saint-Saëns w swoim „Karnawale…” oprócz kur, żółwi i rybek umieszcza również podobne do osłów „osobistości z długimi uszami”. Ten dziwny zwierz uczyniony został na podobieństwo wszelkiej maści krytyków muzycznych. I chociaż w partyturze to właśnie do tych osłów zdaje się należeć ostatni głos, to my postawmy na piedestale razem muzykę, taniec i barwną scenę, żeby móc czerpać z tego radość, jak na karnawał przystało.