Szymanowski inspirujący [koncert i promocja płyty Filharmonii Krakowskiej]
Trzeciego października minie 140 lat od urodzin Karola Szymanowskiego. 29 marca natomiast mija 85 lat od jego śmierci. To doskonały moment, by móc po raz kolejny pochylić się nad dziełem drugiego co do wielkości – po Chopinie – polskiego kompozytora. Filharmonia Krakowska, dumnie nosząca jego imię, przygotowała niezwykły wieczór. Był to prolog trzeciej edycji koronnego projektu festiwalowego instytucji, którą jest Festiwal Szymanowski/Polska/Świat.
Rozpoczął się on w Sali Złotej jako wieczór promocyjny bardzo ciekawego, wydanego przez filharmonię, przy współudziale Instytucji Kultury Województwa Małopolskiego, podwójnego albumu audio-video „Szymanowski Symphony No. 2 version 1910”. Krakowską Orkiestrę Filharmoniczną poprowadził Alexander Humala, białoruski dyrygent, laureat wielu prestiżowych konkursów dyrygenckich. O niezwykle ciekawej historii II Symfonii B-dur opowiedział doskonale wyreżyserowany przez Violettę Rotter-Kozerę oszczędny, lecz niezwykle ciekawy film „Podwójne życie II Symfonii Szymanowskiego”. O wysmakowaną oprawę graficzną albumu zadbała Małgorzata Flis. Projekcję filmu poprzedziło spotkanie czworga twórców tego niezwykłego wydawnictwa: autorki tekstu do albumu oraz najdoskonalszej znawczyni dzieła i postaci Szymanowskiego – Teresy Chylińskiej, reżyserki filmu – Violetty Rotter-Kozery, wizjonera, spiritus movens wydania albumu – dyrektora PWM Daniela Cichego oraz dyrygenta nagranej na żywo w sali filharmonii symfonii – Alexandra Humali. W czasie spotkania mogliśmy zapoznać się z jeszcze jednym dziełem. Była to najnowsza książka Teresy Chylińskiej „Karol Szymanowski – romans, którego nie było? Między Tymoszówką i Wierzbówką”. Były to dwa sąsiednie majątki w guberni kijowskiej na Ukrainie, należące do Szymanowskich (Tymoszówka) i Dawydowów (Wierzbówka). Autorka przypomniała, że kompozytor wyjechał ze swojej rodzinnej Tymoszówki, mając 36 lat, będąc już dawno ukształtowanym artystą, mającym za sobą większość dokonań twórczych. Książka jest powstałą m.in. z zapisków i listów Karola oraz Natalii Dawydow opowieścią o ich bliskiej i serdecznej przyjaźni. Możemy przypuszczać, że mogło być między nimi coś więcej, kiedy czytamy: Karol: „Kochana, tak bardzo chciałbym, by wróciła nasza dawna zażyłość…”. Natalia: „Proszę kochać mnie zawsze”…
Poruszona tą piękną historią dwojga ludzi oraz niesamowitą opowieścią o II Symfonii, wtulona w błękitny fotel sali Filharmonii Krakowskiej, pod delikatnym wpływem lampki doskonałego promocyjnego wina, pozwoliłam mojej wyobraźni płynąć. Zielone łąki Ukrainy połączyły się w mojej głowie z dźwiękami najnowszej kompozycji Stanisława Słowińskiego „Metafory”. Kompozytor zaproponował nam niezwykłą, bardzo osobistą opowieść o bliskich jego sercu oraz wyobraźni muzycznej utworach Szymanowskiego. Usłyszeliśmy tematy zarówno z wielkich form symfonicznych, takich jak opera „Król Roger”, balet „Harnasie” czy „Stabat Mater”, jak i z kameralnych dzieł – Preludium h-moll, „Kołysanki” op. 52, czy „Szeherezady” z cyklu „Maski”.
Stanisław Słowiński – skrzypek, aranżer, multiinstrumentalista, w „Metaforach” próbuje na nowo odczytać dzieło Szymanowskiego. Będąc uczniem zarówno klasyka Roberta Kabary, jak i jazzmanów Adama Bałdycha czy Michała Urbaniaka, postanowił połączyć orkiestrę symfoniczną z septetem jazzowym, tworząc pomost pomiędzy cytatem i autorską kompozycją. By móc zjednoczyć pozostające w muzycznym rygorze tematy ze swobodą improwizacji, artysta musiał stanąć wraz z dyrygentem Markiem Mosiem na czele obydwu orkiestr. Zrobił to genialnie! Po wprowadzeniu nas za pomocą swoich skrzypiec w świat muzyki Szymanowskiego, otulając ją jazzowym kolorytem, kompozytor-skrzypek z pomocą orkiestry, a zwłaszcza harf, przeniósł wszystkich w świat króla Rogera panującego w XII-wiecznej Sycylii. Był to czas fascynacji Włochami, zarówno Szymanowskiego, jak i Jarosława Iwaszkiewicza, autora libretta.
„To nie da się porównać z niczym innym w mojej muzyce – niestety nawet ani z »Harnasiami«, ani z obydwoma nowymi koncertami, to znaczy z niczym, co napisałem po »Królu Rogerze«” – tak kompozytor pisał o tej operze. Słowiński w „Metaforach” pokłonił jej się nisko. Starał się zachować szacunek dla dzieła, delikatnie wprowadzając kolejnych wykonawców jazzowego septetu. Chóry zastąpiła Joanna Sławińska, osoba niezwykle charyzmatyczna, oscylująca między etno i world music, dodając do Sycylii (wraz ze skrzypcami) odrobinę Podhala. Miękko zabrzmiał saksofon sopranowy młodziutkiej Marty Wajdzik, będącej objawieniem polskiej sceny jazzowej. Dziewczyna tworzyła klimaty z pogranicza „Officium” Jana Garbarka i solówek Brandforda Marsalisa. Odpowiadała jej sekcja dęta orkiestry oraz doskonale improwizujący pianista Franciszek Raczkowski, wsparty przez grającego na basie Justyna Małodobrego. W tle, wymieniając się z kotłami i werblem orkiestry, brzmiał ciekawie zestaw perkusisty Dawida Fortuny. Do sekcji dołączył piękny głos trąbki Zbyszka Szwajdycha. Wyczuło się od razu bardzo bogaty warsztat i świetny dźwięk. Król Roger w „Metaforach” kończy się arią Roxany, wykonaną przez Joannę, w doskonałej asyście improwizujących skrzypiec i harf.
W „Szeherezadzie” słyszymy trąbkę à la Miles Davis, współgrającą z szumem orkiestrowej perkusji, a piękne sola saksofonu obłaskawiane są przez fortepian i skrzypce. Gdy od skrzypiec kompozytor daje znak dyrygentowi, wchodzą smyczki i sekcja dęta, by w niezwykle motorycznym dialogu z fortepianem, perkusją i basem doprowadzić skrzypce do flażoletowego finału.
W preludium dużo do powiedzenia ma septet, wspomagany przez orkiestrowe bębny do chwili, gdy skrzypek, kończąc tę część utworu, ucisza skrzypce, kolistymi ruchami smyczka głaszcząc ich struny.
W „Stabat Mater” nastrój powagi i smutku wywołuje solo fletu, grającego także wespół z trąbką, skrzypcami oraz sekcją instrumentów blaszanych. Smutno i przenikliwie brzmi tuba. Kotły i bęben ucisza solo swingujących skrzypiec. Dołączają bas, fortepian oraz perkusja Dawida. Powracają blacha i smyczki, by zatopić się w improwizacji fortepianu.
„Harnasie” to już zupełnie inny świat. Szymanowski, pisząc muzykę do tego niezwykłego baletu-pantomimy, był pod urokiem muzyki Tatr. Nie może więc w kompozycji Słowińskiego zabraknąć dźwięku Podhala! W oryginalnych „Harnasiach” jest również partia dla chóru i tenora. Joanna swoim pięknym, białym głosem intonuje, wykonywaną również kiedyś przez Skaldów, słynną przyśpiewkę „Blisko nieba stoją Tatry”. By można było bardziej poczuć muzykę turni i hal, zza orkiestry odzywa się ksylofon. Flet udaje fujarkę pastuszka, a pizzicato jazzowych skrzypiec przypomina góralskie tańce. Wielkie orkiestrowo-septetowe tutti kończy całą kompozycję.
Co to było? Akustronika? W muzycznej przestrzeni „Metafor” Stanisław Sowiński wespół z lubiącym wyzwania dyrygentem orkiestry AUKSO Markiem Mosiem dokonali niezwykłego przedsięwzięcia. Wykonali dzieło jedną nogą stojące w jazzie, drugą w filharmonii. Dzieło gęste od jazzowych improwizacji. Nie ułatwiło obu artystom zaproszenie – oprócz 57-osobowej orkiestry filharmonicznej – siedmiorga jazzowych indywidualistów, z których każdy grał siebie. Myślę, że pomimo tego „Metafory” zabrzmiały spójnie, skrząc się pomysłami i perfekcją wykonawczą. Jeśli środek ciężkości zostałby przesunięty za daleko w stronę formy, zaniedbując treść – zaczęłaby powstawać muzyka, z którą przestajemy się identyfikować. Celowe upraszczanie muzyki lub tworzenie jej dla konkretnej grupy odbiorców nie ma sensu. Zbyt gęste faktury to również nie jest rozwiązanie. Muzyka przyciąga uwagę, jeśli jest nośnikiem treści, emocji. Wtedy staje się muzyką wszechświata i może trafiać do wielu słuchaczy.