Śpiewak operowy musi być jak maszyna
Czekam na panią Dominikę Zamarę w Osterii Canova. Jest wczesna wiosna, ale włoska, jest ciepło, pięknie. Przyszedłem wcześniej, bo nie wiedziałem, czy łatwo trafię, jestem tu po raz pierwszy. Nie to co moja rozmówczyni. Od czasu stypendium na naukę w konserwatorium w Weronie mieszka w tym niezwykłym kraju. Zamówiłem chleb i oliwę, wino będzie potem. Odrywam powoli kawałki chleba, maczam w wybornej oliwie i wkładam do ust. Smakuje świetnie. Ciepłe, słoneczne, włoskie popołudnie. Czekam spokojnie, bo wiem, że rozpoznam Panią Dominikę, jak tylko wyjdzie. Widziałem ją na tylu zdjęciach, na tylu filmikach z jej śpiewem w Internecie. Trudno nie zapamiętać tak pięknej kobiety...
Nie, bujda, przepraszam. To za piękne, by było prawdziwe. Nie byłem wiosną we Włoszech, nie spotkałem pani Dominiki Zamary. Poznałem śpiewaczkę korespondencyjnie, poprzez maile. Postanowiłem zaprezentować jej Presto i napisałem do niej. Pani Dominika Zamara odpowiedziała i tak się poznaliśmy. Mam nadzieję, że w końcu się spotkamy. Ale mimo całej urody Włoch, chciałbym, by stało się to tu, w Polsce. Za rzadko krajowa publiczność ma okazję posłuchać jej pięknego głosu.
A o czym rozmawialiśmy? Jak to o czym: o zdrowiu! To przecież aktualny temat Presto.
Mieszka Pani w kraju „gdzie cytryna dojrzewa”. Ale i tam zdarzają się pochmurne i deszczowe dni, mgliste ranki. Budzi się Pani rano i... Kłopot: chrypka! Co wtedy?
No cóż, my, śpiewacy operowi, pracujemy naszym instrumentem żywym, jakim jest głos. Włoski klimat bardzo sprzyja strunom głosowym. Od kiedy mieszkam we Włoszech, bardzo rzadko choruję, w Polsce niestety miałam spore kłopoty zdrowotne. Myślę, iż jest to kwestia włoskiego klimatu oraz zdrowego i regularnego odżywiania się. Bardzo rzadko zdarza mi się tzw. chrypka, jeśli już się zdarzy, to bardzo pomaga mi prawidłowa technika wokalna, której nauczyłam się u włoskich mistrzów bel canta. Czasem, gdy chrypka jest naprawdę duża, wspomagam swoje struny głosowe, popijając naturalne tisany z erisimo. Erisimo to zioło znane już od antycznych czasów, nawilżające struny głosowe.
Jak muszą żyć, śpiewaczka albo śpiewak operowy, żeby uniknąć kłopotów z głosem? Czy trzeba prowadzić jakiś szczególny tryb życia? Coś, na przykład, robić, a czegoś unikać? Poda nam Pani kilka zasad – takich „od kuchni”?
Znakomite pytanie! Otóż życie śpiewaka operowego jest podporządkowane głosowi. Najlepszym lekarstwem na świeży głos jest sen, który regeneruje głos, nie należy go lekceważyć. W dniu spektaklu operowego próbuję wysypiać się do 10-tej lub 11-tej rano i bardzo mi to pomaga. To oczywiste, iż używki, szczególnie alkohol, należy prawie całkowicie wyeliminować. Ja z reguły prawie nigdy nie piję. Pamiętam, po bardzo udanym koncercie w Dallas, dla ogromnej publiczności, maestro zaprosił nas artystów na tequilę… Po tej tequilli straciłam głos na dwa dni. Nigdy więcej! Również papierosy negatywnie wpływają na oddech. Nie piję nawet napojów gazowanych ani napojów o skrajnych temperaturach. Nie należy również dużo mówić. Czasem warto zrobić sobie jednodniową pauzę i milczeć, zapewnić odpoczynek naszemu organizmowi. Bardzo ważna jest odpowiednia dieta, jakiej nauczyłam się we Włoszech. Jestem wegetarianką i bardzo mi to służy. Nauczyłam się jeść regularnie trzy razy dziennie, owoce i warzywa, tylko te świeże i sezonowe. Należy bardzo dużo pić czystej, niegazowanej wody, bardzo pomaga. Natomiast rano przed śniadaniem piję zawsze letnią wodę z cytryną, a podczas śniadania codziennie sok ze świeżo wyciskanych pomarańczy.
Muzyka w zdrowiu i w chorobie:
Nie wierzcie w ideały – przestrzega Kinga A. Wojciechowska
Swędzi, boli (piecze) – opowiada Julia Tomaszewska
Muzyku, lecz się sam – radzi Anna Markiewicz
Muzyczna mapa ciała – przygotowali Francesco Goya i Maria Napieraj
Ból zamrożony do kości – analizuje Katarzyna Gardzina-Kubała
Lista przebojów sal operacyjnych – z wizytacją w szpitalach był Łukasz Jakubowski
A to dopiero początek… Aby przeczytać Presto 11 – wejdź do sklepu i zamów!
Czy śpiew operowy służy zdrowiu? Wiadomo, na przykład, że taniec potrafi zrujnować nogi tancerza. Wychodzi to oczywiście po latach. Czy bel canto to równie potężny wysiłek i zagrożenie dla organizmu? A może odwrotnie: większa pojemność płuc, lepsze dotlenienie organizmu?
(…)
Śpiew operowy jak najbardziej służy organizmowi, gdyż podstawą techniki bel canta jest prawidłowy oddech przeponowy, który determinuje prawidłową emisję głosu. Prawidłowe oddychanie jest podstawą naszej egzystencji. Warto obserwować niemowlęta lub zwierzęta, które oddychają przeponowo. Niestety, potem z tym całym pędem i stresem życiowym zatracamy prawidłowy oddech przeponowy, który przekształca się w płytki tylko oddech piersiowy. Bardzo ważne są ćwiczenia oddechowe, które sama praktykuję, joga, pilates, czy zwykły rower i spacery. Jeśli śpiewak operowy nie posiada prawidłowej techniki wokalnej, często miewa poważne problemy ze strunami głosowymi, mogą one przerodzić się w guzki śpiewacze itp.
Czy są jakieś przeciwwskazania do uprawiania tego zawodu? Małym dzieciom na egzaminach do szkoły muzycznej ogląda się ręce, długość i elastyczność palców, sprawdza się, czy nie mają wad postawy. A jak jest ze śpiewakami? Patrząc na Thomasa Quasthoffa, można wprawdzie uwierzyć, że nie śpiewa ciało, a dusza, ale czy i śpiewacy przechodzą jakąś, nieładnie mówiąc, selekcję?
Nie istnieją przeciwwskazania do uprawiania zawodu śpiewaka operowego, o ile – rzecz jasna – istnieją odpowiednie predyspozycje wokalne. Mogą też istnieć przeciwwskazania natury zdrowotnej. Może przeszkadzać – i to bardzo – brak dobrej dykcji i problemy logopedyczne.
Jak radzą sobie śpiewacy z tremą? Jednym z jej naturalnych objawów jest napięcie mięśni, suchość w gardle. Struny głosowe to też mięśnie. Jak nad nimi zapanować? Wiele osób ma problemy z zabieraniem publicznie głosu, a to tylko mówienie. A co dopiero śpiew!
Od wielu lat śpiewam na międzynarodowych scenach operowych i w dużych salach koncertowych, i zrozumiałam, że trema to część naszego zawodu. Ten dreszczyk emocji to właśnie sprawia, iż jesteśmy żywi, że przekazujemy emocje. Trema jest elementem niezbędnym. Oczywiście, taka lekka trema na chwilkę przed wyjściem na scenę. Jeśli ktoś posiada tzw. tremę paraliżującą, powinien walczyć z tym problemem poprzez psychoterapię, lub – niestety – zmienić zawód.
Instrumentaliści coraz powszechniej biorą przeróżne medykamenty hamujące fizjologiczne objawy stresu, jak przyśpieszone bicie serca, drżenie rąk. Jedni naturalne – słoik Nutelli, pięć bananów – inni na receptę, tzw. beta blokery. A śpiewacy? A może to po prostu zawód dla niestresujących się?
Ja nie biorę żadnych tzw. wspomagaczy, oprócz witamin i tzw. integratorów zawierających ginseng, który wspaniale pobudza energię. Ja również mam słabość do czekolady, jem ją jednak po koncercie, przed koncertem mogłaby troszkę zablokować struny głosowe.
Opera to także teatr. Wielu aktorów teatralnych ma problemy z „wyjściem z roli”. Biorą ze sobą do domu perypetie bohatera, którego właśnie grają. Bywa, że są nieznośni dla rodziny, nie mogą spać, jeść. Libretta operowe pełne są dramatów – samobójstw, wyciąganych znienacka sztyletów, zdrad. Czy śpiewacy również tak przeżywają swoje role, czy też konwencja opery – jednak inna od teatru – pozwala obejść się bez „terapii na kozetce”?
Tak, opera to teatr. My, śpiewacy operowi, musimy nie tylko kreować naszych bohaterów scenicznych, ale również – według mojej koncepcji weryzmu – identyfikować się absolutnie z naszym bohaterem. Ja rzeczywiście tak mam, kiedy uczę się moich partii, utożsamiam się z moimi bohaterkami... Bywa to czasem niebezpieczne. Gdy, na przykład, kreowałam partię Mimi w operze „Cyganeria” Pucciniego w Teatrze Operowym w Padwie, rzeczywiście mieszkałam w antycznym apartamencie o bardzo artystycznej atmosferze. Kiedy moja bohaterka umarła na scenie, również dla mnie był to dramat, czułam pustkę wewnętrzną przez kilka dni po spektaklu.
Obecnie często śpiewam kilka spektakli pod rząd i nie mogę sobie pozwolić na depresję po śmierci mojej bohaterki scenicznej, jestem w stanie szybko się przeobrażać psychologicznie. Ale uważam, że ten realizm jest konieczny na scenie, jest to jedyny klucz do prawidłowej interpretacji, a także wyraz szacunku dla librecisty oraz kompozytora. Z drugiej strony, my, artyści, jesteśmy często bardzo wrażliwi i nie wszyscy sobie radzą bez pomocy psychologa.
Instrumentaliści bardzo dbają o swoje instrumenty. Kiedy tylko coś brzęczy, albo rozklei się – biegną do „lekarza”, czyli lutnika. Kto jest pierwszą pomocą dla śpiewaka? Czy śpiewacy mają opiekunów, doradców, którzy sugerują konieczność „przeglądu”, albo „przerwy w eksploatacji”? Czy są zdani tylko na siebie i swoją intuicję? Która, bywa, daje się zagłuszyć ambicji, albo ulega zobowiązaniom kontraktowym?
Niestety, w naszym zawodzie śpiewaka operowego bardzo ciężko jest znaleźć tzw. uczciwych doradców, którzy chętnie zadbaliby o nasz głos. Wręcz przeciwnie. Należy polegać tylko i wyłącznie na własnej intuicji. Warto mieć zaufanego lekarza, który będzie nas leczył w uczciwy i skuteczny sposób. Nie mam zaufania do lekarzy foniatrów, specjalistów od strun głosowych. Odkąd ich unikam i staram się leczyć naturalnymi sposobami, nie mam już problemów zdrowotnych. Jest to, niestety, biznes. Foniatrzy często żerują na wrażliwych śpiewakach i aktorach, wizyty są bardzo drogie i terapie, które stosują, pogarszają często stan rzeczy. Dają bardzo silne leki typu kortyzon wraz z antybiotykiem, a to bardzo osłabia organizm. Po miesiącu musisz znowu powrócić do miłego pana foniatry i znów wydać 150 euro za wizytę, i tak bez końca... Niestety, takie to miałam doświadczenia z foniatrami... Nigdy więcej.
Czy dyrektorzy oper wyrozumiale traktują przejściowe problemy z kondycją, czy też może być to powód poważnych niesnasek? Kto ma zazwyczaj ostatnie słowo – śpiewak, który czuje, że ma zły dzień, czy dyrektor opery?
Niestety, żyjemy w czasach, w których śpiewak operowy musi być niczym maszyna, zawsze w formie, bardzo dobrze przygotowany wokalnie, muzycznie i interpretacyjnie, do tego musi być inteligentny, elokwentny, znać języki oraz świetnie prezentować się na scenie.
Jeśli nie spełnia tych warunków, to niestety – ADDIO... Są kolejni, którzy czekają w kolejce. Zdecydowanie dyrektor opery, a szczególnie dyrygent, ma zazwyczaj ostatnie słowo. Nie śpiewak...
Z Dominiką Zamarą rozmawiali Anna Markiewicz i Władysław Rokiciński
marzec 2015
Co wiemy o artystce?
Dominika Zamara urodziła się 11. sierpnia 1981 roku we Wrocławiu.
W 2007 roku ukończyła z wyróżnieniem Akademię Muzyczną im.Karola Lipińskiego we
Wrocławiu, na wydziale wokalnym w klasie prof. Barbary Ewy Werner.
Otrzymała stypendium na roczną naukę w konserwatorium muzycznym w Weronie i kształciła tam swój głos u wielu wybitnych mistrzów sztuki i techniki bel canto, takich jak: Bruno Pola, Alida Ferrarini, Mirella Freni, Alessandra Althoff-Pugliese i in.
Współpracuje z licznymi agencjami artystycznymi w całej Europie i Stanach Zjednoczonych.
Jej kariera rozpoczęła się w 2008 roku. Odbyła tourneè po Francjii z wybitnym francuskim
organistą Fabrice Pitrois. Zaśpiewała także w Teatrze Narodowym w Czarnogórze (Montenegro) w obecności prezydenta tego kraju. Występ transmitowany był przez telewizję.
W 2009 roku zadebiutowała we Włoszech. Zaśpiewała w Padwie partię Mimi w operze Pucciniego “Cyganeria” oraz partię Giorgietty w operze “Płaszcz” (“Il tabarro”), pierwszej części tzw. “Tryptyku”. Wzięła udział w licznych koncertach z towarzyszeniem orkiestry symfonicznej pod batutą włoskiego dyrygenta Enrico De Mori.
W 2010 roku koncertowała w Wiedniu, śpiewając recitale z pianistą Cezarym Kwapiszem.
Repertuar stanowiły włoskie arie operowe oraz pieśni polskich kompozytorów romantycznych. Wykonywała również dzieła sakralne “Gloria” i “Laudate pueri” Antonio Vivaldiego, koncertując w wielu miastach Włoch z towarzyszeniem orkiestry symfonicznej pod dyrekcją Maestro Paolo Fumei.
W 2011 roku zaśpiewała główną partię w światowej premierze opery “Tramonto” Gaetano
Coronaro, pod dyrekcją Maestro Stefano Carliniego, w Teatro Olimpico w mieście Vicenza we Włoszech. Śpiewała też liczne koncerty, recitale i partie operowe w wielu krajach Europy: w Hiszpanii, we Włoszech, w Polsce, Szwajcarii, Austrii i Francji. Zaśpiewała m.in. partię Silvii w operze “Zanetto” skomponowanej przez Pietro Mascagniego.
W 2012 roku zadebiutowała w Stanach Zjednoczonych, w Warner Grand Theater w Los Angeles, występując wspólnie z kompozytorką Marią Newman i orkiestrą kameralną z Holywood. Koncertowała także w Malibu, Nowym Jorku oraz w Eureka Springs w stanie Arkansas z międzynarodową orkiestrą symfoniczną pod batutą dyrygenta Thomasa Chun-yu Chena – podczas tamtejszego festiwalu muzyki klasycznej.