Gdy trudno kochać [spektakl „żONa” (SpektakLove) w Małej Warszawie]
„żONa” (SpektakLove) w reżyserii Adama Sajnuka i z muzyką Michała Lamży to spektakl, który miał swoją premierę 27 października w Małej Warszawie i który ogląda się nadspodziewanie dobrze, szczególnie w adekwatnej scenografii i z kostiumami autorstwa Katarzyny Adamczyk. Nadspodziewanie – bo z „modnego” tematu można było uczynić pretekst do zabawiania tłumu. Tymczasem, oglądając go, uśmiechamy się, ale i zastanawiamy nad tym, kim jesteśmy i kto dla nas ile znaczy, odczytujemy wiele kontekstów i aluzji.
Sztuka napisana przez Jade-Rose Parker (tłumaczenie: Irma Helt) to komedia, którą pokochała francuska publiczność. Akcja koncentruje się wokół małżeństwa Françoisa i Carli. François ma duże poparcie i liberalne poglądy, startuje w wyborach na mera miasta. Jednak wkrótce życie postawi przed nim nieoczekiwane wyzwanie i skonfrontuje z prezentowanym przez siebie programem wyborczym… we własnym domu, gdy Carla opowie mu o swojej chorobie i transpłciowej przeszłości. Adam Sajnuk wyreżyserował – skądinąd bardzo aktualny tematycznie – spektakl lekko i ze smakiem. Żadnego z bohaterów nie potępiamy, każdego staramy się zrozumieć, a to najważniejsze w społecznym dialogu i nauce empatii. Współczujemy tu więc każdemu; François przez lata czuł się oszukiwany i być może wszystkie jego kontrowersyjne zachowania wynikają z faktu, iż uświadamia sobie, jak bardzo dał się omamić iluzji i jednocześnie jak sam nie daje rady sprostować wyznawanym (zdaje się tylko w teorii i dla mediów) ideałom. Z drugiej strony – twórcy spektaklu zawieszają w powietrzu pytanie: jak wiele w naszym życiu zależy od tego, jak kogo postrzegamy? Dlaczego przestajemy kochać bliską osobę, wiedząc o niej za dużo, dowiadując się czegoś, co nie pasuje do roli, w której chcieliśmy ją w naszym życiu widzieć? A może miłość się nie kończy, tylko najpierw musimy odnaleźć samych siebie w nowych okolicznościach, aby umieć się w pełni wyrazić…? Może w ogóle przede wszystkim o wyrażenie bólu samego w sobie tutaj chodzi, bo bez żalu i gniewu żaden proces transformacji czy terapeutyzacji nie może nastąpić… Transformujemy niższe emocje w wyższe, to właściwy kierunek przemiany. Ale cóż, niekiedy czasu nie ma zbyt dużo. Ktoś bliski może być akurat poważnie chory (i to z tego powodu ujawnia nam swoje tajemnice!) i zasługuje przede wszystkim na naszą uwagę w miejsce dyskusji o tym, kim dla siebie byliśmy, jesteśmy i dlaczego. Gdy czasu coraz mniej, a życie jedno, nie sposób skupiać się na samym sobie. Trzeba być ponad zaszłościami, żyć tu i teraz. Lecz François tego najwyraźniej nie potrafi.