Psychoterapeutyzując Woody'ego Allena
„Hiszpański romans” Woody'ego Allena nie jest ani komedią, ani dramatem. Jak wiele – w ostatnich latach – filmów tego reżysera jest niczym letnia woda, w której ktoś usilnie stara się zaparzyć herbatę. To nie brawurowe „Wszystko gra” czy przezabawna „Hannah i jej siostry”, ale kolejna porcja refleksji intelektualisty o życiu, które nie wydają się już odkrywcze.
Aczkolwiek „Hiszpański romans” uwodzi środowiskowymi obserwacjami, które u Woody'ego Allena zazwyczaj są wyjątkowo trafne, a tu odnoszą się bezpośrednio do środowiska filmowego. Bo akcja nowego filmu Allena dzieje się tym razem w trakcie prestiżowego Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w San Sebastián. Głównym bohaterem jest nowojorczyk – co akurat u Allena nie dziwi – Mort Rifkin (Wallace Shawn), znawca kina i wieloletni wykładowca, który aspiruje do bycia pisarzem. Człowiek z pozoru całkiem nieatrakcyjny, który jednak zyskał w branży szacunek (a przy okazji i zainteresowanie kobiet) swoją elokwencją. Tym razem towarzyszy w podróży swojej pięknej żonie Sue (Gina Gershon), która promuje na festiwalu najnowszą produkcję gwiazdy młodego kina, obiecującego reżysera i bębniarza-pasjonata, Philippe'a (Louis Garrel). Pomiędzy Sue i Philippem zawiązuje się romans, podczas gdy Mort czuje się coraz gorzej – życie powoli traci dla niego sens. Jako hipochondryk na miejscu szybko udaje się do lekarza, przekonany, że grozi mu atak serca… a wkrótce zacznie symulować także i inne dolegliwości, ponieważ wpadnie mu w oko urocza pani doktor Jo Rojas (Elena Anaja), z którą okaże się, że ma nadspodziewanie dużo wspólnego. Joanna jest uwikłana w drugie z rzędu małżeństwo, w którym więcej daje, niż otrzymuje – jej mąż, neurotyczny malarz, jest zafascynowany niemal każdą uwiecznianą przez siebie na płótnie kobietą, a do tego szantażuje emocjonalnie swoją żonę i robi jej karczemne awantury; mimo to dr Rojas nie potrafi od niego odejść i jedynie przy drinku wspomina szczęśliwe studenckie lata spędzone w Nowym Jorku.
Prosta historia, niemal pozbawiona zwrotów akcji, ze szczyptą humoru i autoironii, która ledwo pozwala nie usnąć, mimo że film nie jest zbyt długi. Przykre jest to, że Allen po raz kolejny udowadnia, że miłość to wyłącznie emocjonalne porywy, w związku z czym partnerów można zmieniać jak rękawiczki, byleby tylko pozostać w zgodzie ze sobą (czy swoim popędem). W Allenowskim świecie poczucie więzi między dwojgiem ludzi to jedynie „chemia”, a sfera seksualna dominuje absolutnie każdy aspekt życia, bez względu na wiek bohaterów. Oczywiście, pod pewnymi względami cieszy, że jest ktoś taki, jak Woody Allen, który nazywa rzeczy po imieniu i nie owija w bawełnę, jest autentyczny i dosadny, nie obawiając się oceny czy jakichkolwiek konsekwencji, śmiało czerpie z kontrowersyjnych doświadczeń osobistych, a do tego afirmuje ciało, które u zdrowej osoby powinno pozostawiać w symbiozie z umysłem.
Tylko że nijak nie zmienia to faktu, że „Hiszpański romans” nie jest ani trochę ognisty, ale raczej nużący i zupełnie o niczym, a do tego pozostawiający z poczuciem trywialności naszej ludzkiej egzystencji. Na szczęście broni się forma filmu – zgrabnie wypadł pomysł na wniknięcie w świat wewnętrzny Morta poprzez ukazanie jego podświadomości w snach, które tyleż samo nawiązują do codziennego życia, jak i do klasyki kina; Mort Rifkin opowiada później o wszystkim swojemu psychoterapeucie w scenie otwierającej i zamykającej cały film. Woody Allen to w końcu doskonały „rzemieślnik”, jeśli chodzi o jego warsztat filmowy, chociaż opętany manią omawiania samego siebie za pośrednictwem najróżniejszych filmowych alter ego. Miłośnik Allenowskiego kina zawsze bez trudu wytropi w kolejnych postaciach pierwowzór i kalkę z reżysera. I nawet jeśli założyć, że najgłębsze w treści filmy to te, w których twórca czerpie z własnych doświadczeń, to ostatecznie ile można odwzorowywać na ekranie swoje wizyty u psychoterapeuty. Jeśli czujemy się dobrze sami ze sobą albo w relacji z otoczeniem, to chyba nie musimy niczego nikomu wyjaśniać i nieustannie ekscytować się własną publiczną spowiedzią.