Pośmiertny savoir vivre
Są pewne rzeczy, których musimy się spodziewać. Rzeczy, na które nie ma rady. Idąc ciemną doliną, na samym końcu wkładamy smartphone’a w ręce zdziwionego Charona i prosimy o ostatnie zdjęcie. Trzeba przecież mieć coś z życia, jeśli nasza podróż okazuje się tylko w jedną stronę.
Znaczenie śmierci w wielu kulturach miało wyjątkową wagę. Obrzędowość towarzysząca przejściu z jednego świata w drugi budziła głęboki lęk przed samym faktem odejścia, ale i fascynację tym, co następuje „dalej”. Nie można się zatem dziwić, że na przestrzeni dziejów wykształciły się liczne przesądy czy rytuały, które miały choć w niewielkim procencie obłaskawić majestat śmierci i rozświetlić ciemne mroki zaświatów.
Lustereczko, powiedz przecie
Każdy z nas pamięta bajkę, w której zła królowa topiła myśli w swoim odbiciu, szukając w nim potwierdzenia wyjątkowości oraz uznania własnej urody. Zupełnie inne znaczenie lustro będzie miało w odniesieniu do ceremonii i rytuałów pogrzebowych. Według wielu dawnych zwyczajów wierzy się, że w gładkiej tafli lustra można odnaleźć odbicie zmarłego. To fatalny omen dla domownika. Wróży on – czego łatwo się domyślić – rychłą śmierć właśnie tej osoby. Innym rodzajem przesądu jest ten mówiący o tym, że zmarły może przestraszyć się samego siebie. To szok wywołany faktem, że nie zdaje sobie on jeszcze sprawy, że stał się już nieboszczykiem. Za cudowne i jakże proste remedium na powyższe przykłady uchodzi zakrywanie lustra i przedmiotów, w których możemy zobaczyć swoje odbicie. W ten sposób „portal” do zaświatów zostaje finalnie ujarzmiony, a dusze – zarówno żywych, jak i martwych – zabezpieczone.
Selfie z truposzem
W okresie zaborów rozpalone patriotycznymi uczuciami polskie społeczeństwo nie mogło liczyć na przychylność carskiego wojska. Dlatego w 1861 roku pięcioro uczestników pokojowej demonstracji zostało zastrzelonych, a krótko po tym również sfotografowanych przez Karola Beyera, polskiego fotografa oraz numizmatyka. Karta z widokiem zwłok, skompilowanych do formy tableau, szybko rozpowszechniła się po ziemiach polskich. Post mortem, czyli „po śmierci”, to inaczej fotografia mortualna. Swój największy „pik” popularności odnotowała w czasach wiktoriańskich w Anglii. Kreatywne sposoby na upozowanie martwego ciała były naprawdę ciekawe i wymagały często użycia konstrukcji w postaci statywów, kołków czy sznurków. Czymś nieobcym dla ludzi tamtej epoki stawało się nawet domalowywanie otwartych oczu na opadniętych powiekach zmarłych. Im bardziej naturalny efekt, tym lepiej. Może była to próba „zatrzymania ostatniej chwili życia” lub sposób na upamiętnienie zmarłego, kto wie. Jedno jest pewne – wszystko to pozostawało jedynie migawką wydartą śmierci z całej jej bezkresnej wieczności.
Gdy wybije czarna godzina
Przyjdzie kryska na matyska! Taki moment ma wyjątkowe znaczenie dla bliskich osoby, która odeszła. Do dzisiaj wierzy się, że dla odpowiedniej celebracji chwili śmierci należy wstrzymać zegary dokładnie na godzinie, w której przekroczyła ona bramę wieczności. Wskazówki wybijające kolejne minuty życia metaforycznie odzwierciedlają czas nam podarowany. W momencie zgonu należało je wstrzymać, również ze względów praktycznych – bardziej współczesne podejście wskazuje na potrzebę rejestrowania czasu zgonu dla odpowiednich służb. „Rytuał domknięcia” wydaje się ważny dla ludzi, którzy zatrzymując wskazówki zegara, nie tylko oddają hołd zmarłemu, ale także przypominają o upływie niewidocznego dla oka czasu.
Zgon jak malowany
Sztuka barokowa silnie naciskała na eksplorację tematu śmierci i paradoksalnie włączała ją w krąg życia codziennego. Hipnotyczna potrzeba teatralnego widowiska podczas uroczystości pogrzebowych mogła nierzadko doprowadzić do zaciągania długów lub całkowitego bankructwa. Odpowiednie upamiętnienie ma przecież swoją cenę… W ramach uroczystości przygotowywano portret z wizerunkiem zmarłej osoby. Takie malowidło odpowiadało często kształtowi samej trumny, w której umieszczano zwłoki. Postać przedstawiano nie z naturalistyczną precyzją w chwili śmierci, ale na neutralnym tle, ze wszystkimi oznakami stanu oraz pozycji majątkowej. Tradycja portretu trumiennego jest charakterystyczna dla polskiej kultury sarmackiej. Szlachta przechowywała wizerunki zmarłych, włączając je do swoich kolekcji. Jeden z największych zbiorów tego rodzaju unikatowych portretów znajduje się dzisiaj w Międzyrzeczu. Stamtąd pochodzi zgoła najsłynniejszy obraz – portret Ewy Bronikowskiej. Zmarła za młodu dziewczyna nie miała szansy wiele w życiu zobaczyć, lecz po swojej śmierci zyskała sławę, gdy jej portret zaczął pojawiać się na wystawach sztuki w Rzymie, Paryżu czy Londynie.
Bez względu na to, czy wolimy grać ze śmiercią w otwarte karty, czy przekornie zasłaniamy przed nią lustra, prawda jest taka, że rola rytuałów w zachowywaniu pamięci o zmarłych to część naszej społecznej i duchowej natury. Chociaż nie możemy kontrolować tego, co jest po tamtej stronie, to – na tyle, na ile to możliwe – pragniemy uczynić to bliższym, bardziej ludzkim. Każdy, kto tańczy danse macabre, wie, że mimo cielesnej rozłąki trzymamy się ze sobą razem, w uśmiechu i pląsach, pokonując granice między światami.