Polka podbija Nancy
Dyrektorką muzyczną Opéra national de Lorraine jest Marta Gardolińska. Polska artystka zaczynała swoją karierę jako asystentka Gustavo Dudamela, ale dziś ma na koncie występy z takimi orkiestrami, jak London Symphony Orchestra, Swedish Radio Symphony Orchestra, City of Birmingham Symphony Orchestra, Danish National Symphony Orchestra, Orchestre National du Capitole de Toulouse oraz Frankfurt Radio Symphony Orchestra. Warto dodać, że jest ona pierwszą kobietą, która sprawuje funkcję dyrektorki muzycznej w Nancy. W Polsce Gardolińska też jest coraz bardziej doceniana. W 2024 roku otrzymała Doroczną Nagrodę Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Stolica Lotaryngii – Nancy posiada wiele pamiątek po Stanisławie Leszczyńskim. To tutaj osiadł on po burzliwych walkach o polską koronę. W Polsce wciąż funkcjonuje powiedzenie „od Sasa do Lasa”, odnoszące się do podziałów i sporów społecznych. Jednak w Nancy Stanisław Leszczyński jest niezwykle dobrze pamiętany. Jego trzydziestoletnie rządy zapisały się w historii miasta jako okres rozwoju i modernizacji. To właśnie za jego czasów powstał teatr operowy, który funkcjonuje do dziś. O epoce „Lasa” przypomina Plac Stanisława w centrum miasta, na którego środku wznosi się pomnik polskiego króla.
Przyznam, że jadąc do Francji na przedstawienia operowe, niemal zawsze wybieram Paryż. Tym razem jednak postanowiłem obejrzeć Eugeniusza Oniegina Piotra Czajkowskiego w Opéra national de Lorraine. Teatr Operowy w Nancy jest mniejszy niż wielkie sceny operowe powstałe w Europie w drugiej połowie XIX wieku. Budynek, na który z ukosa spogląda z pomnika król Stanisław, to przykład XVIII-wiecznej architektury. Urzeka proporcjami, ornamentyką i elegancją, ale jest pozbawiony gigantyzmu i przesady. W tej przestrzeni jest coś intymnego, a jednocześnie opera szczyci się rewelacyjną akustyką.

Od kilku lat na czele Opéra national de Lorraine stoi Marta Gardolińska. W tradycyjnej kawiarni przy Placu Stanisława miałem okazję chwilę porozmawiać z dyrygentką. Artystka podkreśla, że sztuka nie może pozostawać obojętna wobec otaczającej nas rzeczywistości. „Wojna w Ukrainie wymaga od nas reakcji. Empatia jest kluczem do doświadczenia muzycznego, ale nie powinniśmy bojkotować kultury rosyjskiej” – mówi.
Gardolińska podkreśla, że rezygnacja z wykonywania Czajkowskiego byłaby oddaniem jego twórczości reżimowi Putina. „Ten reżim nie ma prawa zawłaszczać całej rosyjskiej spuścizny kulturalnej, która często powstawała w formie protestu wobec władzy czy społeczeństwa. Czajkowski jest dziedzictwem ludzkości, a nie własnością dyktatora” – tłumaczy.
Kontynuując ten wątek, pytam ją o rolę opery we współczesnym świecie. W XIX wieku spektakle operowe wywoływały protesty, opera uczestniczyła w przemianach społecznych. Czy dziś nie stała się jedynie muzealnym eksponatem, oderwanym od rzeczywistości? „Muzyka nie musi mieć odniesień do współczesności. Obroni się swoim pięknem” – odpowiada Gardolińska. „Oczywiście opera nie przemawia dziś do ludzi tak jak sto lat temu, ale czuję odpowiedzialność za to, by ukazywać ją jako coś żywego, a nie muzealnego. Nie trzeba do tego bezpośrednich odniesień do polityki czy sporów społecznych. Wierzę, że dobra, wybitna muzyka jest uniwersalna i potrafi w abstrakcyjny sposób oddać ludzką kondycję”. Dodaje, że w dzisiejszym świecie, bombardowanym informacjami i polityką, muzyka może być schronieniem, sposobem na głębsze doświadczenie siebie.

Marta jest osobą niezwykle zajętą – łączy karierę dyrygentki z rolą mamy. Pytam ją o wyzwania, przed którymi stoi zarówno ona, jak i cała opera jako sztuka. „Najważniejsze jest dla mnie wykonywanie muzyki najlepiej, jak potrafię, rozwój i zachowanie integralności. Coraz mocniej odczuwamy cięcia budżetowe, coraz trudniej przekonać polityków, że sztuka jest istotna dla społeczeństwa. Jeszcze większym wyzwaniem jest przekonanie publiczności do tego, co robimy. Każdy, kto chodzi do opery, widzi, że większość widzów to osoby starsze. Musimy przyciągnąć młodych ludzi – nie tylko koncertami muzyki filmowej, ale przede wszystkim wysokiej klasy przedstawieniami”.
Gardolińska wielokrotnie dyrygowała muzyką Czajkowskiego, co było wyraźnie słychać w Onieginie pod jej batutą. Brzmiała ona naturalnie, narracja była dobrze przemyślana i spójna, ale nie brakowało emocji. Dyrygentka prowadziła orkiestrę z lekkością i subtelną melancholią. Nie szukała efektownych dramatycznych rozwiązań, lecz budowała napięcie delikatnie i z głębokim zrozumieniem partytury. Jej interpretacja nadawała muzyce Czajkowskiego kameralny, intymny charakter.
Reżyser Julien Chavaz zaprezentował dość tradycyjną wizję Oniegina, ale wzbogaconą o ciekawe pomysły. Większość scen rozgrywała się na zewnątrz, a bohaterowie byli nieustannie obserwowani przez statystów, członków chóru. Bohaterowie nie mają tutaj prywatności. Spektakl oglądamy niejako z nostalgicznej perspektywy ogrodnika, który w przeszłości był świadkiem wydarzeń. Jedynie finałowa scena rozgrywa się w umyśle głównego bohatera. Chavaz pokazuje romantyczny świat, który już nie istnieje. Oniegin i Tatiana to postacie nierealne, wyjęte z baśniowego, malarskiego ogrodu. Reżyser idealizuje świat przedstawiony, utrzymując widza na dystans.

Tytułową rolę wykonał Jacques Imbrailo. Jego głos brzmiał wyraziście i naturalnie. Muzykalność łączył z emocjonalnym bogactwem, balansując między liryzmem a ostrzejszym brzmieniem. Brytyjski tenor Robert Lewis jako Leński wniósł do spektaklu młodzieńczą świeżość. Z energią rzucał się na wysokie dźwięki, a jego postać była impulsywna, niemal na granicy ADHD.
W rolę Tatiany wcieliła się albańska sopranistka Enkeleda Kamani. Jej głos emanował ogromnym zaangażowaniem. Zachwycała płynnością fraz, choć niektóre wysokie dźwięki mogły być bardziej precyzyjne. Jako Olga wystąpiła Héloïse Mas, która z kompetencją operowała lekkim mezzosopranem. Nieco rozczarował Adrien Mathonat jako książę Gremin – jego głos, choć mocny i o przyjemnej ciemnej barwie, brzmiał dla mnie zbyt monotonnie.
Eugeniusz Oniegin w Nancy to spektakl godny uwagi – zarówno pod względem muzycznym, jak i inscenizacyjnym. Marta Gardolińska po raz kolejny udowodniła, że Czajkowski w jej interpretacji brzmi świeżo i emocjonalnie, a kameralny charakter jej dyrygentury idealnie współgra z operą w Nancy. Gardolińska w swojej pracy łączy liryzm, subtelność z intelektualną głębią. Bez wątpienia to dyrygentka, na którą warto zwrócić uwagę. Wprawdzie jej kontrakt z Nancy w tym roku się kończy, ale trzymam kciuki za jej karierę i mam nadzieję, że następnym razem będzie można ją usłyszeć w Londynie, Wiedniu czy Berlinie.