Klawesyn i perkusja – udany mariaż [nowa płyta Aliny Ratkowskiej]
Nowa płyta Aliny Ratkowskiej to już nie tylko święto klawesynu, ale przede wszystkim niekonwencjonalnych instrumentalnych połączeń. Muzyka współczesna na klawesyn i perkusję olśniewa świeżością i oryginalnością. Album „Le Clavecin Moderne plus Percussion vol. 1” wydany przez Chopin University Press po prostu trzeba mieć na półce.
Jednak historia tej płyty zaczęła się już wiele lat wcześniej, bo w 1999 r., gdy to na zamówienie innej polskiej klawesynistki, Elżbiety Chojnackiej, powstał utwór „Umbhiyozo Wase Afrika Celebrates” Granta McLachlana (ur. 1956), wykorzystujący w warstwie perkusyjnej afrykańskie instrumentarium (harfa kundi z Zambii, zanza z Zimbabwe, akordeon z Lesotho, zuluski łuk uhadi, w którym wysokość dźwięku struny zmienia się np. monetą lub uderzając w nią kijem, i grzechotki shekere na nogach). Wówczas kompozycja została wykonana wraz z Xavierem Mertianem w Lizbonie. To swoista reinterpretacja tradycji afrykańskich, europejskie spojrzenie na inność, która fascynuje. Jest w tej kompozycji niebywała energia, dobór środków porusza wyobraźnię; nie dziwi, że Ratkowska zdecydowała się umieścić ten czteroczęściowy utwór na swoim albumie. Towarzyszy jej wirtuoz perkusji Leszek Lorent, (którego kunszt szczerze uwielbiam i to jeszcze jeden z powodów, dla których w moim odczuciu warto mieć tę płytę).
Z kolei wraz z Chopin University Chamber Orchestra pod dyrekcją Rafała Janiaka wykonują napisaną w 2012 r. „Hiszpańską tancerkę” Mikołaja Hertla (ur. 1948). W książeczce dołączonej do płyty czytamy, że utwór pierwotnie miał być zrealizowany w wersji elektronicznej, źródła inspiracji należy upatrywać w podróżach kompozytora, którego zaintrygowały w Hiszpanii lokalne frazy, rytmy i tańce. Słyszymy zatem „Bolero”, „Habanerę”, „Fandango” i „El Polo”, bardzo różnorodne, wymagające od klawesynistki doskonałej precyzji technicznej, wspaniale zatem, że kompozycja czekała na wykonawczynię tej klasy. Jednak w porównaniu z drugim utworem Hertla zamieszczonym na płycie (notabene, oba premierowe), „Out of Time” (2018), skądinąd efektowna i przyjemna w odsłuchu „Hiszpańska tancerka” może się wydać odrobinę infantylna, jakby filmowa czy ilustracyjna do granic. Tymczasem, gdy kompozytor postanawia podróżować już nie w przestrzeni, ale w czasie, zostają w nas poruszone zupełnie inne struny – myślenie abstrakcyjne, wrażliwość na brzmienie samo w sobie. Frapuje kontrowersyjne zestawienie brzmień kojarzonych z barokiem z cechami tanga i właśnie to jest tutaj najbardziej elektryzujące. Należy też docenić piękną partię fletu w wykonaniu Agaty Igras na tle płynącego dialogu klawesynu i perkusji (do Ratkowskiej i Lorenta dołącza także perkusista Jan Gralla), a wspólny rytmiczny finał to istna muzyczna przygoda!
Na tle wcześniejszych utworów najbardziej jednak zaskakuje „Fatal Mirrors” (2016) młodego, polskiego twórcy Andrzeja Karałowa (ur. 1991); bez wątpienia najbardziej eksperymentalny, a co za tym idzie i najmniej melodyjny, stanowiący przeżycie intelektualne. W utworze tym najistotniejsza jest kolorystyka, lecz muszę przyznać, że w związku z tym już mniej czytelna wydaje się forma, jakkolwiek wyczuwa się wysokie twórcze aspiracje.
Podsumowując, album ten może sprawić wiele satysfakcji miłośnikom brzmień nietypowych i nowej muzyki, choć też trzeba otwarcie przyznać, że nie jest to muzyka szczególnie ambitna. Za to bezsprzecznie w wyjątkowym wykonaniu, a z uwagi na malownicze skojarzenia, które budzi, chce się do niej wracać. Tu chodzi o coś więcej niż doświadczenie intrygującego połączenia, to nie sztuka dla sztuki.