Ogrody „bywalca zieleni” [natura w wierszach Leśmiana]

24.04.2025
ogród

Tak, tak, „bywalec zieleni” to Bolesław Leśmian, który stworzył własny zielony kosmos. Ukazał światy niezrozumiałe dla współczesnych, lecz prawdziwe. Drzewa są drzewami, kwiaty – kwiatami, las – lasem. Są ogrody, lecz już mniej jednoznaczne, utkane z niezwykłych wizji, genialnej gry słowem, którą tak naprawdę tylko my, Polacy, możemy się rozkoszować.

 

Termin „ogród” najprawdopodobniej wywodzi się z galo-rzymskiej koncepcji hortus gardinus. Określa ogrodzenie, które trzeba przekroczyć, jeśli chce się osiągnąć szczęście. Dziesięć tysięcy lat p.n.e., kiedy człowiek się osiedlił, pojawiły się pierwsze ogrody. Ogród jest symbolem ziemskiego Raju, ilustracją stanów duchowych. Jest wszechobecny w Biblii: od Edenu, po Chrystusa ukazującego się Marii Magdalenie w postaci ogrodnika, przez ogrody, w których Dawid spotyka Batszebę, gdzie Oblubieniec odnajduje swoją Ukochaną w Pieśni nad Pieśniami, aż po Getsemani, gdzie Jezus spędza ostatnią noc ze swoimi apostołami. Ogrody Dalekiego Wschodu są uosobieniem kosmicznego porządku, światem natury sprowadzonym do pierwotnego stanu. W filozofii buddyjskiej, a szczególnie w zen, ogród to świat symboli, w którym starannie zagrabiony piasek symbolizuje wodę i jej zmarszczki, kamienie, góry itp. Te ogrody także symbolizują raj, a znajdujący się tam most pozwala przejść ze świata cierpienia do Czystej Krainy Buddy. Krużganki klasztorne, średniowieczne ogrody, otoczone są murami, a domy muzułmańskie z centralną fontanną to obrazy Rajskiego Ogrodu. Możemy także dostrzec w ogrodzie symbol przeciwstawienia nieporządkowi, świadomej nieświadomości.

 

Symbolika ogrodu – przez mitologię, filozofów, od ogrodów biblijnych, po ogrody ziołowe i niezwykłe ogrody Dalekiego Wschodu – inspiruje artystów od zawsze. Leśmian wiedział o tym i z lubością oraz wielkim znawstwem zanurzał się w ich zieleń. Wychowując się na skraju przepastnych, dzikich ukraińskich lasów, wielbiąc przyrodę polskiego Roztocza, znał nazwy roślin, rozpoznawał drzewa. Kochał to wszystko miłością wielką, która pozwalała mu tworzyć poetyckie arcydzieła. Jego zieleń, cudowne ogrody to nie tylko umiejętność pracy ze słowem. To głęboko przemyślane poetyckie działania, oparte w ogromnej mierze na filozofii, dzięki której poezja Leśmiana dostaje niezwykłej głębi, staje się niejednoznaczna, cudownie wprost działając na wyobraźnię czytelnika. Poeta topi w nieokiełznanej zieleni heroiczne próby przebudowy świata i kosmosu. Dochodzą tutaj do głosu podstawowe problemy egzystencji, antropologii i filozofii człowieka stojącego bezbronnie wobec zagadki świata. W ogrodach Leśmiana jest Bóg, lecz jest on głównie negacją, poeta często wątpi w jego istnienie. To Bóg filozofów – św. Augustyna, Pascala, Nietzschego, Kierkegaarda. Bóg paradoksalny, Bóg ukryty. Jednakże w niektórych wierszach zauważamy, że sposobem istnienia Boga jest Miłość równoważąca wiarę. Wielki wpływ na twórczość Leśmiana miała też filozofia Henri Bergsona, francuskiego myśliciela przełomu XIX i XX wieku. Przede wszystkim poeta był piewcą jego słynnej teorii élan vital – pędu życiowego ożywiającego materię, pobudzając ją do nieustannego ruchu, wiecznego stawania się. Poezja Leśmiana objawia się często jako baśń lub sen, które pozwalają na wszystko. Wiele problemów egzystencjalno-filozoficznych artysta rozwiązuje na płaszczyźnie mitu oraz wielkiej intelektualnej kreacji wyobraźni. Dopiero w późniejszej twórczości blednie metafizyka, transcendencja i zachwyt nad światem. Poeta waha się między nadzieją a pesymizmem, próbą oswojenia losu i niemożnością jego przebłagania…

ogród

 

Leśmian – „Poeta – znawca wina i mgły”

 

Już jego pseudonim „Leśmian” [jego pierwotne nazwisko to Lesman] przybliżył go do przyrody – tego malutkiego człowieczka (155 cm), kruchego, pełnego kompleksów, lecz o pięknej duszy i wielkim sercu. Rodzina twierdziła, że na ogół nie był szczęśliwy, ale starał się tego nie okazywać. Żył w swoim świecie. Kochał sztukę, filozofię i przyrodę. Nie był w stanie utrzymać się finansowo, chociaż skończył prawo i mógł być dobrze płatnym notariuszem. By zapewnić lepszy byt rodzinie (miał żonę – malarkę i dwie córki), założył kancelarię najpierw w Hrubieszowie, potem w Zamościu, gdzie mieszkał przez 12 lat, dopóki jego asystent nie dokonał przekrętu na wielką sumę, którą poeta musiał spłacać aż do śmierci.

 

Leśmian chciał tylko pisać, a za to pisanie płacono mu grosze. Gdy za swą pierwszą miłością, kuzynką Celiną, wyjechał do Paryża, gdzie poznał przyszłą żonę Zofię, ciągle ktoś musiał mu pomagać. Tata przesyłał mu paczki, a przyjaciel – Zenon Przesmycki, twórca czasopisma „Chimera” – zaliczki na artykuły i wiersze. Pieniądze miał tylko przez 7 lat swojego życia. Żona, rozumiejąca i kochająca go, prowadziła kancelarię, asystent załatwiał petentów, by on mógł rozwijać talent i pisać, pisać, pisać. Był to czas, gdy wreszcie mógł tworzyć, czytać książki, wyjeżdżać za granicę, kształcić córki. I jak najczęściej uciekać do Warszawy, gdzie mieszkała jego ukochana, lekarka Dora Lebenthal. Żona godziła się na jego podwójne życie. Wiedziała i czuła, że u Dory mąż odnajduje równowagę i spokój. Poza tym Dora pomagała mu finansowo. Sprzedała swoje piękne mieszkanie na Marszałkowskiej w Warszawie, by Bolesław mógł spłacać swe długi.

 

Dora była niezwykła. Jak się poznali? Latem 1917 roku przyjechała do Iłży, do ciotki Bolesława, zaproszona przez przyjaciółkę Celinę Sunderland, czyli pierwszą kochankę i kuzynkę Bolesława. Dora przeżywała kryzys małżeński, a Leśmian przyjechał sam, bez rodziny. Wybuchła wielka miłość, nad którą żadne z nich nie potrafiło zapanować. Leśmian miał wtedy 40 lat. Nie potrafił zostawić rodziny, więc zdecydował się na podwójne życie, a Dora na bycie „tą drugą” – przez dwadzieścia lat, aż do jego śmierci. Mówi się, że Dora zmarła na tyfus parę lat później, ale podobno zażyła truciznę, dowiadując się o eksterminacji Żydów (oboje z Bolesławem byli Żydami, choć zasymilowanymi). Ostatnie, trudne i niewesołe, lata życia umilił poecie jedynie wstęp do wymarzonej Polskiej Akademii Literatury w 1933 roku. Dwa lata przed śmiercią mógł wreszcie przenieść się do Warszawy. Był chory na serce – 75 papierosów wypalanych dziennie, zabójczo czarna kawa, bezsenność i duże dawki piramidonu, którym leczył ciągłe bóle głowy, zrobiły swoje. Odszedł 5 listopada 1977 roku, mając 60 lat.

 

Malinowy chruśniak

 

Leśmian kochał i był kochany. Malinowy chruśniak - zbiór najpiękniejszych erotyków w polskiej poezji to owoc wielkiej miłości kryjącej się i rozkwitającej wraz z kwiatami w iłżeckim ogrodzie ciotki Bolesława. Zachwycające są niezwykle śmiałe zwroty oraz słowa do dzisiaj wywołujące dreszcze, lecz dalekie od sentymentalizmu Asnyka czy powściągliwości Miłosza. Poezja niezwykle intymna, jednak nieprzekraczająca dobrego smaku. W swoje genialne erotyki poeta wplatał zarówno delikatność, jak i siłę natury, jej wpływ na ludzkie emocje i refleksje. Można odnaleźć w nich liczne motywy związane z elementami przyrody, takimi jak drzewa, kwiaty, ptaki, owady…

Bąk złośnik huczał basem, jakby straszył kwiaty,

Rdzawe guzy na słońcu wygrzewał liść chory,

Złachmaniałych pajęczyn skrzyły się wisiory,

I szedł tyłem na grzbiecie jakiś żuk kosmaty…

A szept nasz tylko wówczas nacichał w ich woni,

Gdym wargami wygarniał z podanej mi dłoni

Owoce, przepojone wonią twego ciała.

I stały się maliny narzędziem pieszczoty

Tej pierwszej, tej zdziwionej, która w całym niebie

Nie zna innych upojeń, oprócz samej siebie…

---

Taka cisza w ogrodzie, że się jej nie oprze

Żaden szelest, co chętnie taje w niej i ginie.

Chwytasz owoc, zanurzasz w nim zęby na zwiady

I podajesz mym ustom z miłosnym pośpiechem,

A ja gryzę i chłonę twych zębów ślady,

Zębów, które niezwłocznie odsłaniasz ze śmiechem

Chruśniak istniał naprawdę. Jego gęste krzaki porastały ogród za domem Sunderlandów. Oprócz malin były już pewnie w ogrodzie lipcowe jabłka – papierówki. Konkretna przestrzeń wypełniona dwojgiem ludzi z przypisaną do nich biografią nagle została podniesiona do rangi opowieści mitycznej. W tym sensie kochankowie przypominają pierwszych ludzi, a sam niepozorny chruśniak – Eden. Ogród otula zakochanych, z jednej strony stanowiąc dla nich bezpieczne schronienie, a z drugiej jest cudem zatopienia się kochanków w zieleni.

Dużo wcześniejszą realizację motywu ogrodu przynosi Ogród zaklęty z tomu Sad rozstajny:

Pod jednym drzewem niezbadanym,

Zaczarowanym, obłąkanym,

Gdzie każdy liść od marzeń kona,

Na wpół stworzona, wpół wyśniona

Królewna cudna odpoczywa!

Z skroni jej warkocz wonny spływa,

Spływa i wpływa w alej głębie,

Zwisa na każdej skały zrębie,

Po wszystkich ścieżkach tak się ściele,

Jak czarodziejskie jakieś ziele…

Królewna śni się i śni sama pod zaczarowanym drzewem w samym centrum ogrodu w świetle księżyca. Jej nieskończone warkocze oplatają ów hortus conclusus, umieszczony w podobnej, ponadziemskiej przestrzeni, w jakiej później stworzy ogród pan Błyszczyński.

Gdzie jest ten ogród, gdzie te światy,

Do których wszystkie tęsknią kwiaty

I wszystkie dusze snem ozdobne,

Co są do kwiatów tak podobne!

I skąd ta powieść moja zwiewna?

I czym jest cudna ta królewna?

Zaklęty ogród to świat fantazji, twórczości poetyckiej, dostępny dla artysty i dla tych wszystkich, których on zechce tam zaprowadzić.

 

Jest jeszcze jeden genialny, bardzo „ogrodowy” poemat Łąka, który poeta napisał w Prowansji, gdzie przez jakiś czas przebywał z żoną i dwiema małymi córeczkami. Był szczęśliwy, choć biedny, tworząc poemat o miłości roztoczańskiej łąki do człowieka, będąc zatopionym w zupełnie innej zieleni oraz zapachu śródziemnomorskiej bryzy, piniowych gajów i prowansalskich ziół.


 

 

Ogród pana Błyszczyńskiego

 

Ogród pana Błyszczyńskiego jest symbolem powstającego dzieła sztuki. Artysta może stworzyć coś, czego nie ma w naturze. Tak jak Bóg, który zazdrości ludziom kreacji, gdy tak jak On człowiek staje się twórcą swego dzieła, kreując nowe byty zaczerpnięte z własnej wyobraźni. Leśmian w tym utworze w piękny i niezwykły sposób wyraził twórczą potęgę artysty – naśladowcę i konkurenta Boga. Pan Błyszczyński, bohater jednego z najdoskonalszych poematów Leśmiana, powołał do istnienia – mocą wyobraźni – wspaniały ogród.

 

Ogród pana Błyszczyńskiego zielenieje na wymroczu,

Gdzie się cud rozrasta w zgrozę i bezprawie.

Sam go wywiódł z nicości błyszczydłami swych oczu

I utrwalił na podśnionej drzewom trawie.


 

Poeta podejmuje wielkie wyzwanie, chcąc wyrazić to, co niewyrażalne. Na szczególny podziw zasługuje zwłaszcza niezwykłe zastosowanie słów, takich jak np.: „zmory są zajęte przyśpieszonym zmorowaniem”, „zaszumiało jaworowo”, „sen i wicher i zaklętej burzy rozgruch”, Świetlikami za chwilę północ w zieleń się wełga”, „Niepokojąc gmatwaninę leśnych poszyć”, „Zbliż się do niej, ciemny jarze! Zbliż się do niej, modra strugo!”.

Wydaje nam się, dzięki doskonale użytym zabiegom słownym, że ogród pulsuje, że coś w nim szumi, coś rośnie, więdnie i pachnie. Czujemy ten bezmiar zieloności, chociaż nie jest ona zielenią. Czymże więc jest to „wymrocze”, gdzie pan Błyszczyński tworzy swój ogród? Czy to Niebo? Chyba tak, bo „Bóg przelata… ścieżką podobłoczną”. W tym ogrodzie nie ma słońca. Jest księżyc, w którym:

 

jarzył się wykres cieśnin i zatok,

Gdzie nic nie ma, prócz oddali i żałoby.
 

Jeśli nie ma słońca, to i nie ma kolorów. Są blaski, cienie, roziskrzenia, pozłocistość, srebrnawość, jest jaśmin i są konwalie. Są drzewa, zwłaszcza dęby, jawory i klony. W ogrodzie tym mamy również pajęczyny, zbłąkane dusze zmarłych trzepoczące się w piachu, nicość gwiżdżącą w klonie. Są „zmyślone” jeziora, w których odbija się ogród. Wszystko pędzi w dal ponad Ziemią, jak gwiezdny rydwan, którego monotonny rytm naśladują powtarzające się słowa: „O, Boże, wejdź do mego ogrodu!, Do ogrodu!... Do – mojego!... Do – mojego!…”, „Alejami – alejami – alejami!”, „leciał w dalsze wszechświaty, Powietrzami, wstrząsanymi powietrzami”, „Od otchłani poprzez dreszcze – do otchłani!”, „O, wieczności, wieczności, i ty byłaś w ogrodzie! I był blady, bardzo blady pan Błyszczyński”.

 

Jak w podróży – wszystko jest chwiejne, nietrwałe i osobliwe. W nicość mogą zaraz rozwiać się byty powołane do istnienia przez wyobraźnię. Czym tutaj jest kreacja poetycka? Niewątpliwie funkcją wyobraźni – wymyślaniem. Ale nie tylko. Jest również procesem tworzenia ze słów – tak jak malarz tworzy z kolorowych farb, a muzyk z nut. Przecież widzimy już ten ogród! Wydaje nam się, że można wziąć pędzel i namalować jeden z takich „zaświatów” czy „bezświatów”. Jakże plastyczne są: „zdradnych kwiatów niebywałki”, „wąż-tulipan”, „ptak-lilia”.

 

W gałęziach błąkają się cisze i sowięta, lecz brak szczygląt i świerszczy. „Rozgruch” wywołuje natychmiastowe skojarzenia związane z hałasem, ostrymi dźwiękami, ale także kojarzy się z zamętem, ruchem, wywołuje niepokój. A ponieważ jest to „burzy rozgruch”, więc podobne odczucia są w te słowa wpisane.

A dziewczyna? Kim jest ta „nagła dziewczyna”, która z tamtej strony świata, gdzie modlą się zawieje, „tak niebacznie poza życiem – cieleśnieje!”?

To symbol istoty dzieła sztuki, jego dusza. Jest tym, co sprawia, że to, co stworzył człowiek, ożywa. Jest pięknem, wyjątkowością, głębią, przebłyskiem największego geniuszu. To nie tylko personifikacja poezji. To wieloznaczny symbol tego wszystkiego, co i w sztuce, i w psychice ludzkiej najcenniejsze.

 

W utworze tym bardzo istotną rolę odgrywa motyw snu. Sen jest nieodłącznym elementem ludzkiego życia. Bez snu człowiek nie może prawidłowo funkcjonować, dlatego poeta postanawia zapętlić sen pomiędzy różne części ciała, rośliny, zjawiska. Mamy: „podśnioną drzewom trawę”, „snom przyświeca – woda na kamieniu”, „śni się liściom – nieskończoność, śni się wiosłom – dno i łódka”,widmom chce się zginąć takim nagłym wielozgonem, żeby brak ich we śnie – był dla jawy ulgą”, „…szukam w jej warkoczu źdźbeł istnienia, snu okruszyn”.

 

Wyrażenie „ogród śnił się” może znaczyć, że ogród zwiększał swoje rozmiary, powstawały coraz to nowe „gęstwy” oraz „gmatwaniny leśnych poszyć”. Ogród „wiewiedziony z nicości błyszczydłami oczu” nęci, zachwyca, ale i przeraża. Tyle tu śmierci, pustki i „płacz wśród zieleni… I zgon sierociński…”. Promyk światła to złotorzęsa dziewczyna z pozłocistym warkoczem, z „białą piersią”, „…zakończoną różową soczystką”. I choć złoto jest symbolem wieczności, to „ustał cud dziewczyński”, a wraz z nim „blady, bardzo blady pan Błyszczyński” i jego senny ogród. Bo Leśmian to największy polski poeta nieobecności. Nieobecni są ludzie, których się kocha, nieobecny jest Bóg, nieobecne to, czego nie ma. Nieobecność kryje w sobie i nicość, i niebyt, i zaświat, i pustkę i jest nadrzędną kategorią określającą sposób istnienia leśmianowskiego świata.

 

Bolesław Leśmian jest twórcą jedynego w swoim rodzaju, autonomicznego i jednorodnego świata poetyckiego, który rządzi się własnymi dziwnymi, a zarazem konsekwentnymi prawami. Uniwersalizm tej poezji to możliwość obcowania z nią bez jakichkolwiek porównań. Pozwala lepiej zrozumieć ludzki los, przyjąć go lub się przeciwstawić. Na tym chyba polega nieśmiertelność wielkiego dzieła sztuki.

 

Leśmianarium

 

Poezję Leśmiana pokazała mi mama. Mając około 14 lat, już wiedziałam, że mi wolno: „kochać łątkę i mysz polną, i przepiórkę, co z głuchym trzepotem się zrywa”. Wiersze tego maleńkiego chorowitego „karzełka z baśni” towarzyszą mi przez prawie całe życie. Inspirują, śnią się, cieszą i smucą. Czasem się nimi modlę. Próbuję je namalować, lecz jeszcze ciągle stoję na początku drogi. Nie mogę odnaleźć tej „złotej piany”, „mglistego stanu między istnieniem a nieistnieniem”, „odtrąconych zórz”. Wierzę, że nadejdzie taki dzień, gdy je stworzę. Od Leśmiana nauczyłam się spędzać czas wolny wśród łąk i lasów. Wraz z mężem stworzyliśmy ogród, który się „rozrasta w zgrozę i bezprawie”. Glicynia wyznaje tu miłość krzakowi dzikiego bzu, mech kocha się z paprocią, nad maleńkim oczkiem wodnym pochylają się nabrzmiałe słońcem winogrona. Trawa nakrapiana jest fiołkami i mleczem, później konwalią i poziomkami. Są grzyby i wiewiórki. Słowik rdzawy koncertuje w maju, a rudziki, kosy i sikorki pomiędzy nim. Pień uschniętej gruszy udaje stół, dziuplę w orzechu ku uciesze dzieci sąsiadów zamieszkują krasnoludki, a renklody i jabłka chętniej spadają za płot niż do ogrodu. Jest kosa, jest sierp, a zielone, ledowe światełka udają roje świetlików. I to wszystko. Maleńka dżungla w środku miasta. Strzegą jej dwie czaszki – wilka i krowy, parę witraży w starych okienkach ze śmietnika i kapliczka. Mój ukochany poeta spędza ze mną każde wakacje. Zawsze mam w walizce jakiś tomik jego wierszy. Pomaga mi uwierzyć w „zmorę z jeziora”, czuć, jak pachną „rozprute według ściegów pąki”, kochać „nadrzewia” i „wybrzeża zieleni”. Bez ludzi, bez prądu, wśród lasów i łąk, gdzie przy płonącej świecy czytam wiersze tego niezwykłego poety.


 

Korzystałam z książek:
 
Jacek Trznadel, Nad Leśmianem, wyd. Arkana, 1999.
Michał Głowiński, Zaświat przedstawiony. Szkice o poezji B. Leśmiana, wyd. PIW, 1981.
Tadeusz Nyczek, Bolesław Leśmian, wyd. PAN, 1976.
Godfrey Vesey i Paul Foulkes, Filozofia, wyd. RTW, 1997.
Władysław Kopaliński, Słownik symboli, wyd. Wiedza Powszechna, 1999.
Tous les jardins du monde (Wszystkie ogrody świata), w: „Le Nouvel observateur”.

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.