Pamięć cementująca środowisko [koncert „Penderecki in memoriam” w TW-ON]
„Penderecki in memoriam” to jedna z tych inicjatyw, które bezwarunkowo wymagają obecności środowiska muzycznego ze względu na ich symboliczny charakter. Krzysztof Penderecki zmarł 29 marca 2020 r., a ponieważ jego odejście zbiegło się w czasie z pierwszą falą pandemii koronawirusa, wielu osobom uniemożliwiło to uczestnictwo w uroczystościach pogrzebowych.
A przecież nie ma wątpliwości, że w innym wypadku brałyby w nich udział tłumy, w tym wielu gości zagranicznych, na miarę wydarzenia państwowego. Tym bardziej ważne jest teraz, aby wyrazy szacunku i pamięci nie ograniczały się do kondolencji, edukacji czy przypominania historycznych nagrań, ale aby wciąż działać na rzecz upowszechniania działań i twórczości kompozytora w nowych interpretacjach. Bo to właśnie takie spotkania pozwalają wymieniać się przemyśleniami pomiędzy wykonawcami a innymi twórcami, muzykami a krytykami i badaczami, nauczycielami a uczniami. Ten międzypokoleniowy dialog ma ogromne znaczenie w rozwoju kultury w czasie dla niej tak trudnym, jak w ostatnich dwóch latach, zresztą od dawna widać jego znaczenie w działalności i małżonki nieodżałowanego kompozytora, Elżbiety Pendereckiej. Pytanie tylko, czy spotkania „in memoriam”, jak to ostatnie 28 listopada bieżącego roku w Teatrze Wielkim w Warszawie, rok po śmierci Maestro Pendereckiego, sprzyjają także ożywionej dyskusji środowiskowej, czy rodzą pytania, czy zmuszają do poszukiwania odpowiedzi, czy bardziej wbijają kij w mrowisko, czy artystyczną (i nie tylko) społeczność i w ogóle Polaków integrują, a może pozostawiają obojętnym. Czy jest tutaj w ogóle miejsce na tego typu rozważania? W moim odczuciu niekoniecznie, bo przecież nikt nie śmie tu reagować na to, co słyszy, inaczej niż owacjami na stojąco. To mają do siebie konfrontacje z postaciami owianymi legendą już za życia. Krzysztof Penderecki był dyrygentem, pedagogiem i przede wszystkim wybitnym kompozytorem, pozostawił po sobie cztery opery, osiem symfonii, wiele koncertów i mniejszych utworów instrumentalnych i kameralnych oraz opraw chóralnych tekstów o treści głównie religijnej. III symfonia, „Pasja według św. Łukasza”, „Polskie requiem” i „Ofiarom Hiroszimy – Tren” – oto utwory, które po dziś dzień rozbrzmiewają w salach koncertowych świata. Tymczasem podczas koncertu „Penderecki in memoriam” mogliśmy usłyszeć „Chaconne” w wersji na trio (w opracowaniu z 2021 r. autorstwa Jeajoona Ryu) w wykonaniu Penderecki Trio (premierowe tournée zespołu w pierwszą rocznicę śmierci Maestro Krzysztofa Pendereckiego) w składzie: Andrzej Wierciński (fortepian), Mateusz Makuch (skrzypce) oraz Claudio Bohorquez (wiolonczela), następnie „Koncert podwójny” w wykonaniu Jakuba Haufy (skrzypce), Ryszarda Groblewskiego (altówka) i Sinfonii Varsovii oraz „VI symfonię – Pieśni chińskie” w wykonaniu Stephana Grenza (baryton), Joanny Kravchenko (erhu) oraz wspomnianej Sinfonii Varsovii pod dyrekcją Macieja Tworka. „VI symfonia – Pieśni chińskie” z 2017 r. to jedno z ostatnich dzieł Krzysztofa Pendereckiego. Powstała do poezji Li-Tai-Po, Thu-Fu, Ly-Y-Han, Thang-Schi-Yie-Tsai i Tschan-Jo-Su w niemieckim przekładzie dokonanym przez Hansa Bethgego, na zamówienie Filharmonii w Dreźnie oraz Guangzhou Symphony Orchestra. Jej prapremiera miała miejsce w 2017 r. w Xianghai Concert Hall w Guangzhou.
Mniej znane dzieła Pendereckiego
Taki dobór repertuaru okazał się w kontekście „in memoriam” niezwykle interesujący. Dla niektórych mogły to być utwory znane i lubiane, dla innych wciąż wymagające odkrycia albo na nowo poznane (bo w nowej odsłonie czy interpretacji). O ile „Chaconne” osadziła nas stylistycznie w kontekście charakterystycznej (mimo że tak rozległej i różnorodnej) twórczości Pendereckiego, o tyle „VI symfonia…” zabrała w podróż do Chin, ukazując spektrum inspiracji Maestro. Jej uporządkowana struktura zawierała w sobie wiele zaskakujących brzmień dzięki falującym, egzotycznym frazom erhu, na którym rzeczywiście z przepięknym skupieniem i liryzmem grała Joanna Kravchenko. W moim osobistym odczuciu ta muzyka mówiła sama do siebie i chociaż jako osoba pisząca przykładam wielką wagę do tekstu i cieszy mnie, że mógł on tu być istotnym elementem czy wręcz punktem wyjścia dla kompozytora, to jednocześnie czułam, jak bardzo treściowo odstaje od głębi słyszanych dźwięków. Z kolei „Koncert podwójny” to była istna kwintesencja ekspresji, szczególnie w emocjonalnym wykonaniu Haufy i Groblewskiego, którzy zdecydowanie przyćmili pozostałych wykonawców tego wieczoru.
Wszystkich tych utworów wysłuchaliśmy w atmosferze zadumy, poprzedzonej wzruszającymi przemówieniami i nawet jeśli ktoś by wyszedł z koncertu artystycznie nieusatysfakcjonowany, to przecież bez wątpienia z poczuciem uczestnictwa w czymś ważnym i niemożliwym do przeoczenia.
(MB)