Ostatni koncert dla dzieci tego sezonu w Filharmonii Narodowej
Filharmonia Narodowa i w tym roku nie zapomniała o małych melomanach. Choć wcześniejsze tygodnie mogły stawiać szereg wydarzeń pod znakiem zapytania, celebrację Dnia Dziecka szczęśliwie udało się przeprowadzić.
Szczególną atrakcję stanowił niedzielny „Przepis na muzykę” w ramach Popołudnia dla Małych Melomanów 30 maja 2021 r. Koncert zagrali doborowi muzycy: Marta Słociak-Wiszniewska i Michał Bojarski (wokal), Łukasz Jankowski (flet), Tomasz Pawłowski (fortepian) i Michał Niedziałek (instrumenty perkusyjne). Zespół okazał się świetnie zgrany, wyraźnie bawił się przyjętą konwencją. Rewelacyjny okazał się Niedziałek w podwójnej roli: perkusisty opowiadającego o rytmicznych początkach muzyki oraz dyrygenta panującego nad formą muzyczną, gdy ta już odpowiednio wyewoluowała. Był też otwarty na interakcję z najmłodszymi – i to pomimo faktu, że repertuar nie należał do najłatwiejszych (zarówno dla słuchaczy, jak i dla wykonawców), bo prezentowane piosenki, poza może otwierającą koncert, nieszczególnie wpadały w ucho. Niestety młodzi melomani nie uczestniczyli czynnie w koncercie, a przynajmniej nie w takim stopniu, w jakim można by się tego spodziewać. Zapewne dlatego, że prowadzenie koncertu (Lidia Szpilewska), chociaż miłe, pełne kultury i profesjonalne, nie sprzyjało angażowaniu dzieci w czynne uczestnictwo w koncercie. Komentarz operował bowiem słowami nieco zbyt trudnymi jak dla uczniów w wieku lat siedmiu (np. „penetrować”), a omawiane pojęcia były z kolei zbyt proste jak na poziom edukacji dzieci w wieku lat dwunastu („marsz”, „kontrasty”, „harmonia” itd.). Zabrakło też jakiejś myśli przewodniej, płynnie poprowadzonej opowieści w tle i wyrazistych bohaterów na scenie. Wydaje się to zmarnowanym potencjałem – Słociak-Wiszniewska i Bojarski prezentowali się bardzo dobrze, i głosowo, i aktorsko, i optycznie (pasujące do siebie, stonowane i klimatyczne kreacje!), i aż szkoda, że nie można było z nich uczynić zarazem narratorów całego wydarzenia. Reasumując, sama koncepcja „Przepisu na muzykę” budzi wątpliwości, nawet jeśli pierwotne założenie było dobre (przybliżenie najważniejszych terminów muzycznych i historia muzyki w pigułce). Wykonawców natomiast chciałoby się słuchać bez końca, a na solowy recital Marty Słociak-Wiszniewskiej w dowolnym repertuarze wybrałabym się choćby jutro.
(MB)