Julia Jarmoszewicz: Ludzie potrzebują pieśni
O najnowszej płycie, znaczeniu pieśni Stanisława Moniuszki dla współczesnego słuchacza, a także odkrywaniu polskiej muzyki na nowo, z mezzosopranistką Julią Jarmoszewicz rozmawia Maria Krawczyk.
Maria Krawczyk: W grudniu odbyła się premiera płyty „Moniuszko – pieśni” z Pani udziałem. Co na niej znajdziemy i dlaczego warto po nią sięgnąć?
Julia Jarmoszewicz: Jest to płyta bardzo różnorodna i wydaje mi się, że zdecydowanie warta uwagi, gdyż znajdziemy na niej bardzo dużo pieśni, które dotychczas nie były wykonywane i nie są znane szerszej publiczności. Stanisław Moniuszko skomponował bardzo wiele tzw. hitów – są pieśni, które znają wszyscy, nawet osoby, które nie poruszają się w kręgu muzyki klasycznej rozpoznają takie tytuły, jak „Prząsniczka” czy „Złota rybka”. Utwory, które znalazły się na tym albumie, będą nowością nawet dla tych osób, którym Moniuszko jest bliski. Z tego względu na pewno warto po niego sięgnąć!
Zdecydowanym walorem płyty jest wybór wykonawców – to bardzo ciekawy pomysł, żeby na jednym nagraniu spotkały się trzy mezzosoprany. Oprócz mnie można tu usłyszeć Justynę Ołów oraz Katarzynę Szymkowiak, które dysponują pięknymi głosami, a każda z ich interpretacji jest unikatowa. Oczywiście żaden z tych utworów nie mógłby być nagrany na tak wysokim poziomie, gdyby nie pani Pszczółkowska-Pawlik, która specjalizuje się w wykonawstwie muzyki Stanisława Moniuszki i obdarzyła nas wielkim wsparciem podczas przygotowań do nagrania. Podczas pracy z nami – dość młodymi śpiewaczkami zawsze dawała nam dużą wolność interpretacyjną i pozwalała się wyzwolić emocjonalnie, więc wydaje mi się, że wszystkie te wykonania są naprawdę wyjątkowe. Na tej płycie znajdzie się coś dla tych, którzy mają ochotę posłuchać utworów głębszych emocjonalnie, wzruszających, a także dla tych, którzy lubią pieśni z lekką nutą humoru.
Czy teksty tych pieśni są aktualne, czy może jest to forma powrotu do tego, co było i warto je postrzegać w sferze hasła „tradycja”?
Jestem przekonana, że jedna i druga strona medalu jest tutaj widoczna. Teksty tych pieśni poruszają tematy, które są wciąż aktualne. Większość pieśni, które ja dostałam do wykonania, to utwory raczej dramatyczne, ale poruszają tematy, które wciąż pojawiają się w naszym życiu: nieszczęśliwa miłość, utrata bliskiej osoby, przemijanie – to rzeczy, z którymi człowiek zawsze się borykał. Są to teksty jak najbardziej aktualne. Z drugiej strony można powiedzieć, że jest to perełka kultury polskiej. W tych pieśniach pojawiają się treści, które dla nas współcześnie mogą się wydawać dziwne lub nie do końca zrozumiałe. Przygotowując się do wykonania niektórych z nich, musiałam wyszukiwać nieznane dla mnie słowa lub wyrażenia, by dobrze zinterpretować utwór. Dobrym przykładem jest pieśń „Nad rzeczką kwitnie biała kalina”, w której pojawia się słowo „blekot”. Nie wiedziałam, czym jest ów blekot. Okazało się, że jest to roślina, która rośnie na polach, a po zjedzeniu jej można doznać halucynacji. Roślina była też nazywana szalejem, stąd się wzięło takie powiedzenie, że ktoś się „szaleju najadł”. Pojawia się w tych tekstach wiele nazw roślin i symboliki z nimi związanej. Śpiewałam pieśń „Ruta” oraz „Sadzę rutę i barwinek” i to także mnie zastanowiło, skąd ruta w tak wielu utworach. I okazało się, że jest to roślina o rozszerzonej symbolice, która miała być odzwierciedleniem czystości i dziewictwa. Była też związana z poszukiwaniem miłości. Przed ślubem panny młode wiły z niej wianki, więc to dość ważna roślina w tych obu pieśniach. Ruta nie jest zwykłym kwiatkiem, tylko rośliną, która dla tych zrozpaczonych dziewcząt znaczyła bardzo wiele.
O proszę! Sama się czegoś ciekawego dowiedziałam! A co nowego mówi Moniuszko w XXI w.? Dlaczego warto wracać do tego kompozytora?
Wydaje mi się, że przede wszystkim ważne jest uświadomienie sobie tego, że Moniuszko komponował większość tych pieśni nie do wykonywania ich podczas wytwornych koncertów, ale właśnie dla ludzi w domu. Przyświecała mu idea, w której chciał, żeby polskie domy były rozśpiewane, żeby ta muzyka była wśród zwykłych ludzi – na co dzień. Wydaje mi się, że to jest ważne, by uświadomić sobie, że warto mieć w życiu codziennym kontakt z piękną muzyką, może trochę bardziej skomplikowaną niż ta, którą można usłyszeć w radiu. Jest to na pewno coś bardzo cennego, co pozwala nam spojrzeć w głąb siebie i zastanowić się nad sprawami, które naprawdę są aktualne. Chociażby w obecnej, dramatycznej sytuacji na świecie utrata bliskiej osoby czy temat ukochanego, który wyruszył na wojnę i nie wiadomo, czy wróci… Nikt z nas, jeszcze jakiś czas temu, pewnie by się nie spodziewał, że takie tematy będą tak bliskie; to niestety tak jest i tym bardziej warto pamiętać o tym. Muzyka ma wielką moc i wierzę, że jest w stanie ukoić niejedną zrozpaczoną duszę.
Czy polscy kompozytorzy są doceniani? Czy może jest tak, że cudze chwalimy, swego nie znamy?
Myślę, że w Polsce, szczególnie w ostatnich latach, widać taką tendencję – oprócz dzieł topowych kompozytorów zagranicznych wykonuje się także sporo muzyki polskiej. Mam nadzieję, że skala tego zjawiska będzie się jeszcze rozszerzała. Ostatnio jeden z wybitnych polskich śpiewaków – Szymon Mechliński rozpoczął misję, w której ma na celu odkrywanie zapomnianych polskich kompozytorów. Odkopuje partytury zapomnianych oper, a następnie wykonuje z nich arie, dzięki niemu poznaliśmy wiele zapomnianych skarbów naszej muzyki. Zatem tendencja jest rosnąca, jeśli o to chodzi. Często też, rozmawiając z muzykami zagranicznymi, spotykam się z opinią, że znają kompozytorów polskich i bardzo ich cenią, co pokazuje, że polska muzyka jest dostrzegana jako wartościowa i u nas i za granicą. To mnie cieszy, ponieważ ma ona w sobie jakąś ogromną czułość i te rzewne tony, które są dla nas typowe, a nieczęsto pojawiają się w kompozycjach zagranicznych.
Pieśni to bardzo kameralna część Pani pracy. Czym się różni praca nad rolą w operze od pracy właśnie nad pieśniami?
Rola w operze jest zbudowana z wielu składowych: arie, ensemble, recytatywy – to cały długi spektakl, w którym moim udziałem są pojedyncze fragmenty. Mam kolegów, którzy ze mną współtworzą całą historię, reżyserię, scenografię, kostiumy. Wszystko to buduje spektakl i pomaga mi się wcielić w postać. Jeśli chodzi o pieśń, to każda jest oddzielną historią. W ciągu kilku minut muszę w duecie z pianistką zbudować tę historię bez reżyserii i pomocy innych. W tym przypadku znacznie większą rolę odgrywają emocje przekazywane w głosie, gdyż możliwości gry scenicznej zostają ograniczone. Pomimo tego, śpiewając pieśni, staramy się zawsze zbudować ten teatralny efekt. Wiele z tych pieśni jest pewnego rodzaju małym spektaklem, przedstawieniem chwili, ważnej emocji. Żeby całość tego cennego materiału dotarła do widza, to musimy zbudować tak samo napięcie oraz przedstawić realistycznie postać i jej historię. Ta forma ma znacznie mniej narzędzi, a chcielibyśmy uzyskać bardzo podobny efekt jak w przypadku wielkich oper – czyli przekazać emocje i sens danej opowieści.
A co w najbliższym czasie? Jakie marzenia na przyszłość?
Bardzo lubię śpiewać pieśni, ale na ten moment swoją przyszłość widzę głównie na scenach operowych. Największym moim marzeniem są tytuły Rossiniowskie, takie jak „Cyrulik sewilski” czy „Kopciuszek” lub „Così fan tutte” Mozarta. Jedno z tych marzeń już niedługo się spełni – ob.ecnie jestem w trakcie przygotowań do wystawienia „Cyrulika sewilskiego” przy współpracy z Akademią Teatralną. Bardzo się cieszę, że będę mogła wykonać pracę nad całą partią i rzeczywiście wykonać ją na scenie. To zupełnie coś innego, gdy w ćwiczeniówce wykonujemy pojedyncze arie czy ensemble. Inne są wrażenia, gdy możemy wykonać dzieło w wersji koncertowej, a inne, gdy możemy stanąć na scenie i poprowadzić swoją postać od początku do końca. Oczywiście wśród moich działań operowych bardzo chcę się rozwijać, jeśli chodzi o działalność kameralną. Mam nadzieję, że jeszcze będę miała przyjemność współpracy z panią Jolantą Pszczółkowską-Pawlik, ponieważ jest to współpraca bardzo cenna i rozwijająca. Wiem, że odkryła ona wiele niesamowitych perełek, które wciąż nie są znane publiczności. Mam nadzieję, że wykonanie kilku z nich przypadnie mi w udziale. Nasz zawód to ciągła praca nad nowym materiałem i to właśnie w niej lubię. Pozwala nam to na ciągły rozwój, a także spoglądanie w głąb siebie i dzielenie się tym, co mamy do zaoferowania słuchaczom.