Iza Połońska: Dominik miał dar przytulania świata

28.04.2019
fot. Piotr Staśkiewicz / www.izapolonska.pl

O swoim mężu Dominiku Połońskim*, jego fenomenie, sile i harcie ducha opowiada Izabela Połońska** – wokalistka, kameralistka śpiewająca w różnych stylach od klasyki po piosenkę aktorską i jazz. Rozmawia Vanessa Rogowska.

Iza Połońska: Ludzie tak często nie wierzą w to, że mogą być kreatorami swojego życia. Często o tym rozmawialiśmy z Dominikiem. Jego hasło "wyobraźnia tworzy rzeczywistość" odnosi się wprost do tego sekretnego miejsca w każdym z nas, gdzie ważą się losy naszej odwagi w stwarzaniu siebie i własnego życia. Wydaje się, że Dominik się z tym darem urodził. Myślę też, że jego historia była tak bardzo naznaczona i z tego powodu. On miał być znakiem. Był znakiem. Pewnego rodzaju pochodnią oświetlającą drogę. To piękne być przeznaczonym do tak wysokich celów, choć jednocześnie bardzo tragiczne.... 

Jakim człowiekiem był Pani mąż?
Był znanym, uznanym i bardzo szanowanym artystą w środowisku muzycznym i poza nim. Trzeba pamiętać, że choroba zatrzymała jego karierę w momencie, kiedy artystycznie i mentalnie był gotowy wejść do szczytowej rozgrywki w świecie muzyki klasycznej. Zawdzięczał to swojej niebywałej inteligencji, ponadprzeciętnym zdolnościom manualnym, niespotykanej wrażliwości, wyobraźni bez granic i przede wszystkim ogromnej pracy! Miał wiele talentów, które rozwijał od dziecka, co zawdzięczał niewątpliwie uważności swoich rodziców. Świetnie grał w tenisa, doskonale pływał, fantastycznie tańczył. Jak twierdzi brat mojego męża: „mógł robić wszystko, bo we wszystkim był świetny”. Każdy, kto znał Dominika, wie, w jak mistrzowski sposób posługiwał się polszczyzną, jak trafnie potrafił coś ocenić jednym zdaniem, uwielbiał pisać. Był też charyzmatycznym, bardzo wymagającym pedagogiem, który budował mocne, prawdziwe więzi ze swoimi studentami. Przeważnie nawiązywał dobre relacje z ludźmi, choć oczywiście bywał też bardzo trudny, skrajny.

Z Izą Połońską rozmawiamy także na łamach Presto #23 [zamów tutaj]

A to wspólna cecha prawdziwie wielkich osobowości.
Wielu ludzi łaknęło kontaktu z nim, oprócz młodzieży wiolonczelowej (ale nie tylko, bo na kursach mistrzowskich pojawiali się u niego także skrzypkowie, altowioliści czy kontrabasiści), zabiegali o jego uwagę ludzie chorzy, bądź ich rodziny. Dzwonili prosząc o wsparcie, nadzieję. A on był zawsze gotów nieść pomoc. Godzinami tłumaczył, że nie wolno się poddawać, że trzeba wychodzić na spacery, bo rak nie lubi tlenu i słońca, że trzeba widzieć przyszłość, układać ją sobie w głowie, wizualizować. Potrafił w godzinę nakłonić jakąś osobę do operacji lub chemioterapii. Pamiętam bardzo długą rozmowę z córką pana Jarosława Śmietany, kiedy bardzo potrzebowała po prostu porozmawiać z kimś, kto rozumie jej sytuację, kto przez coś takiego przechodzi... Kilka dni później jej wspaniały tato odszedł. Dominik opowiadał mi, że podczas swojego długiego pobytu w szpitalu lekarze wykorzystywali jego dar przekonywania i często pomagał w nakłanianiu pacjentów do podjęcia leczenia, podjęcia walki o życie. Miał w sobie ogrom ciepła i czegoś, co ja nazywam chęcią przytulenia świata. Znany był z czułego i długiego przytulania się nawet do osób, których prawie nie znał. Niektórzy nie rozumieli tej potrzeby i traktowali go jak dziwaka. No i bywały także momenty, kiedy trzeba było go chronić od zbyt dużej liczby osób potrzebujących. Potrzebował swojej przestrzeni, czasu, często odosobnienia, żeby być w dobrej formie ze sobą samym. 

Skąd właściwie u niego taka postawa?
Myślę, że zawsze była to miłość. Dominik nad życie kochał muzykę, a ona w mistyczny sposób zawiera w sobie wszystkie aspekty życia. Nieustannie przecież w rozmaitych formach o nim opowiada. Ale fascynowała Dominika również odwrotna strona czucia, doświadczania. Ta ciemna. Niedoskonałość, upadek, wszelkie skrajności. Dominik był bardzo skomplikowaną osobowością. Czuły, łagodny, jasny, a jednocześnie stanowczy, nie znoszący sprzeciwu, ciemny. Kiedy chodziło o tzw. logistyczne aspekty spraw artystycznych, był wręcz laserowo precyzyjny i logiczny. Nazywaliśmy go w domu Czarną Panterą. Sam o sobie mówił, jeszcze od czasów studiów, że jest Czarnym Aniołem. Był prawdziwie bezkompromisowy, co bardzo w nim kochałam. I prawdę mówiąc nasza relacja też taka była: zero-jedynkowa.

Był szalonym artystą o analitycznym podejściu przekraczającym ustalone granice. Posiadał rodzaj najszlachetniejszej odwagi i ogromnego, wewnętrznego przekonania o słuszności swoich pomysłów, wizji. Nic nie było go w stanie zawrócić z obranej drogi kiedy czuł, że ma jakąś sprawę. A prawda jest taka, że on zawsze miał sprawę. To zawsze wychodziło z jego Istnienia, z tzw. wnętrzności. Dlatego czasem bywał kompletnie niezrozumiały dla ludzi. Zdarzało się, że traktowano go jak naiwnego, szalonego chłopca, niezbyt poważnie... Zawsze bardzo to przeżywał.  Tak naprawdę wszystko bardzo przeżywał... za bardzo....

A jego rodzina?
Wpływ na jego postawę miało na pewno w ogromnej mierze wychowanie. To, z czym się zetknął jako dziecko. Bardzo wrażliwe dziecko. Jego tata był aktorem w Teatrze Bagatela w Krakowie. Teatr był zatem dla Dominika środowiskiem naturalnym. Zawsze mówiłam, że obcowanie z teatrem w tak młodym wieku dało mu rodzaj szczególnej wyobraźni, wyobraźni bez granic. Do tego tata czytał Dominikowi bajki, opowieści po rosyjsku. To stąd pochodziło szczególne frazowanie Dominika! Miał bardzo wrażliwe, sonorystyczne ucho. A z drugiej strony mama. Studiująca prawo. Logiczna. Twardo stąpająca po ziemi. Wspaniale organizująca przestrzeń dookoła Dominika. To mama właśnie zawiozła małego Dominika na kurs wiolonczelowy do Tomasza Strahla do Łańcuta. Od tego spotkania zaczęło się dla Dominika nowe życie. Życie wiolonczelowe. Często o tym wszystkim rozmawialiśmy. Dominik potrzebował analizować swoją historię, rozumieć, co z czego wynikało. Jego skomplikowana natura odczuwała potrzebę uporządkowania wewnętrznej przestrzeni.  

* Dominik Połoński odszedł od nas w czerwcu 2018 roku. Był wybitnym wiolonczelistą, pedagogiem związanym z Akademią Muzyczną im. Grażyny i Kiejstuta Bacewiczów w Łodzi i z Akademią Muzyczną w Krakowie. Mąż i ojciec. Jego walka ze  śmiertelną chorobą od samego początku została potraktowana przez niego samego jako najwyższy akt życia przeżyty bardzo świadomie także z pożytkiem dla osób potrzebujących. Niekoniecznie chorych, ale ogólnie zmagających się z przeciwnościami życia. Najbardziej znanym wątkiem na zawsze zostanie ten związany z muzyką, kiedy wiolonczelista przekuł swoją słabość w siłę. Mimo własnej niepełnosprawności pozostał jedynym wiolonczelistą na świecie grającym tylko prawą ręką.

** Po 9 maja ukaże się płyta Izy Połońskiej "Pejzaż bez Ciebie", która jest formą wspomnienia, ale chyba bardziej rozmowy z Dominikiem, próbą artystycznego przepracowania wszystkich emocji, które przyniosło zarówno życie, jak i odejście bliskiej osoby. Płyta wydana przez DUX Recording Producers i objęta patronatem medialnym Presto.

Iza i Dominik Połońscy, zdj. z arch. prywatnego / www.izapolonska.pl

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.