Filmowy akcent na „Pożegnanie lata” [ Finał Wędrownego Festiwalu Kolory Polski]
Kolejny Finał Wędrownego Festiwalu Kolory Polski za nami! Tegoroczna muzyczna podróż przez kilkanaście miejscowości województwa łódzkiego zakończyła się wyjątkowym koncertem w Filharmonii Łódzkiej.
Jaka to była podróż? Bogata w barwne zespoły, style i gatunki muzyczne, odpowiadająca wielu różnym gustom, nawiązująca do epok minionych i tych bliższych naszym czasom. Bohaterami programu tegorocznego koncertu „Pożegnanie lata” byli dwaj niezwykli kompozytorzy – Wojciech Kilar i Zdzisław Szostak, którzy niejednokrotnie zaznaczyli swoją obecność właśnie w Łodzi.
Tego wieczoru odpowiedzialna za słowo do publiczności była Magdalena Miśka-Jackowska, która w kwestii wiedzy o Wojciechu Kilarze jest prawdziwą skarbnicą. W tym roku ukazała się książka „Kilar” jej autorstwa z serii „Małe Monografie” – opowieść o twórczości i osobowości Kilara. Melomani zgromadzeni w gmachu filharmonii mieli możliwość posłuchać wielu ciekawych historii i anegdot o tym wielkim kompozytorze zebranych przez Magdalenę Miśkę-Jackowską, a także skonfrontować swoje myśli z autorką w trakcie przerwy.
W pierwszej części koncertu znalazły się jedne z najbardziej rozpoznawalnych dzieł, które stanowią zaledwie ułamek barwnej twórczości filmowej Wojciecha Kilara. Jak podkreśliła Magdalena Miśka-Jackowska, w tym zestawie pojawiły się aż trzy tańce – dwa walce i jeden polonez, co wiele o twórcy mówi. „Tańców w jego filmografii jest bardzo dużo, ale on sam powtarzał, że pisze je dlatego, że tańczyć nie potrafi”.
Jako pierwszy zabrzmiał utwór, który towarzyszy co roku wszystkim maturzystom – polonez z filmu „Pan Tadeusz”. Dzieło w wykonaniu Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Łódzkiej pod batutą Grzegorza Wierusa natychmiast pobudziło widownię i w tanecznym rytmie wprowadziło w magiczny świat muzyki filmowej Kilara. Przyznam się, że pierwszy raz miałam okazję wsłuchać się na żywo w ten utwór i jestem pod wrażeniem, jak ogromny ładunek energetyczny jest w nim skondensowany. Dzieło zawróciło w głowach melomanom na tyle, że zapomnieli, gdzie się znajdują. Na widowni stopniowo pojawiały się ekrany telefonów – bo jak tu nie nagrać dzieła, które wszyscy znają?
Pozostając w tanecznym klimacie, w tej części zabrzmiały jeszcze dwa słynne walce – walc z filmu „Trędowata” oraz walc z filmu „Ziemia obiecana”. Na scenie pojawiła się również Patrycja Krzeszowska-Kubit, by zaczarować publiczność wokalizą z filmu „Dziewiąte wrota”.
Drugą część koncertu otworzyło dzieło „Missa Latina” niedawno zmarłego kompozytora, Zdzisława Szostaka. Jego obecność w programie nie była przypadkowa. Jak wspomniała Magdalena Miśka-Jackowska, Kilar i Szostak poznali się i zaprzyjaźnili w Katowicach. Ponadto Zdzisław Szostak wielokrotnie dyrygował do ścieżek muzycznych Kilara, a także był istotną postacią dla kina. Prowadząca koncert apelowała tego wieczoru, by pamięć o Zdzisławie Szostaku promieniowała właśnie z Łodzi, gdyż dla tego miasta to postać szczególna. Tego wieczoru publiczność usłyszała dwie części z wielkiego dzieła: Sanctus i Agnus Dei. Muzyka ta jest posumowaniem dorobku kompozytora. Barokowa polifonia przeplatająca się z chorałem gregoriańskim i akcentami z romantyzmu i modernizmu doprawiona autocytatami z muzyki filmowej w wykonaniu Chóru i Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Łódzkiej to wyjątkowa przestrzeń dźwiękowa, która porusza swoją precyzją i siłą wykonawczą. W partiach solowych publiczność miała okazję usłyszeć Annę Bernacką – niezwykle mięsisty mezzosopran, a także po raz kolejny tego wieczoru Patrycję Krzeszowską-Kubit, której sopran mienił się wśród potężnych dźwięków orkiestry i chóru. Warto wspomnieć, że Msza miała swoją premierę w 2005 roku, z okazji 75. urodzin kompozytora właśnie w Filharmonii Łódzkiej. Ponadto tego wieczoru dyrektor Tomasz Bęben zapowiedział, że utwór zostanie nagrany przez muzyków z Filharmonii Łódzkiej.
Dziełem, które miało zamknąć koncert niczym wisienka na tym muzycznym torcie, był „Exodus” Wojciecha Kilara. Sam kompozytor uważał, że utwór ten zasługuje na złoty medal. Przyznam się, że z ogromną niecierpliwością wyczekiwałam na to właśnie dzieło. Utwór oparty na starohebrajskim motywie zaczerpniętym przez Kilara z nagrań żydowskiego Kantora, stopniowo wyłaniał aż osiem kolejnych przeprowadzeń tematu: klarnet, trąbkę z dwoma klarnetami i rożkiem angielskim, fortepian z czelestą, wiolonczelami i fletem altowym, kwintet smyczkowy, puzony, skrzypce z altówkami, trąbki i puzony oraz chór. Niestety w partii klarnetu oprócz pięknego motywu wybrzmiewała niepewność. Jednak z każdą kolejną prezentacją można było zanurzyć się w tę muzykę i wejść w trans. Znakomicie swoją rolę wyśpiewał, wyszeptał i wyskandował Chór Filharmonii Łódzkiej przygotowany przez Artura Kozę. Precyzja i harmonijne brzmienie wprowadziły słuchaczy w klimat wydarzeń, które zainspirowały kompozytora do stworzenia tego dzieła – z przełom lat 60. i 70. (strajki na wybrzeżu), a także wyzwolenie uciśnionego ludu żydowskiego z niewoli egipskiej.
Magdalena Miśka-Jackowska przytoczyła słowa Wojciecha Kilara, który powiedział kiedyś, że ten „moment kulminacji powinien być tak miażdżący, żeby waliły się mury filharmonii. Wtedy zasłużyłbym na szacun, ale to byłoby chyba zbyt kosztowne”. Mury się nie zawaliły, może to i dobrze, jednak mały niedosyt pozostał. Jednak przed nami początek sezonu artystycznego – z pewnością głód zostanie zaspokojony.