Festiwal „Persona” – Lidia Ostałowska i HERstorie
Reporterka i pisarka, symbol zaufania i zaangażowanego społecznie dziennikarstwa – Lidia Ostałowska była patronką tegorocznego 4. interdyscyplinarnego Festiwalu Sztuki Kobiet „Persona”. Impreza odbywała się w Warszawie od 17 do 19 maja.
Reporterka ma dla swoich bohaterów uwagę, nie skupia się na sobie, tylko na nich – na tę zasadę, zgodnie z którą reportaże i książki pisała Lidia Ostałowska, zwróciła podczas jednego ze spotkań poświęconych pamięci zmarłej w 2018 r. dziennikarki Sylwia Chutnik. „Nieskupianie się na sobie a zapominanie o sobie to dwie różne rzeczy. Lidia miała w sobie niezwykłą równowagę, to skupianie się na innych przychodziło jej, tak myślę, swobodnie” – oceniła pisarka i aktywistka.
„Lidia była blisko, ale nie udawała kogoś, kim nie jest, na zasadzie »jestem jedną z was«. To nie prowadzi do niczego, jeśli chodzi o przekazywanie opowieści. Gdy wspominam nasze pierwsze rozmowy, uświadamiam sobie, że odbywały się przy okazji demonstracji, pikiet, rozrób. To dość wymowne. Kierowała nią wrażliwość na innych; to był klucz do tego, jak patrzyła na życie. Stawianie granic, myślenie o sobie jest ważne dla bycia pisarką, twórczynią. Nie da się być nieustannie »dla innych«. Trzeba znaleźć balans. Gdy czytałam jej teksty, myślałam o tym poszukiwaniu równowagi; dbaniu o innych, ale też dbaniu o siebie i swoją kreatywność w całym tym procesie pisania” – zauważyła podczas spotkania, które odbyło się pod hasłem „Reporterki. Inne spojrzenie”.
Ostałowska mawiała, że płeć w dziennikarstwie jest istotną kwestią. „Nie można chyba, a przynajmniej tak mi się wydaje, oddzielić tego, kim się jest, od tego, co się robi. Ale nie chcę myśleć o sobie jako o wyłącznym produkcie natury. Wolę wierzyć, że pewne decyzje podjęłam sama” – tę wypowiedź pisarki przypominali organizatorzy festiwalu. O to pytała uczestniczki spotkania jego prowadząca, reporterka i redaktorka naczelna miesięcznika „Pismo” Magdalena Kicińska. „Czy to, że jesteście pisarkami, a nie pisarzami, reporterkami, a nie reporterami, coś zmienia w tym, jak wykonujecie swoją pracę? Lidia pytana o to, czy jest dziennikarką feministyczną, z jednej strony irytowała się na doklejanie jej etykiety; dla niej to było organiczne, była kobietą, feministką, reporterką. To, o czym pisała, jakie historie wybierała, wynikało z tego, jakim była człowiekiem. Było jak oddychanie” – podkreśliła.
Odpowiedź próbowała znaleźć dziennikarka i pisarka Ewa Winnicka, autorka takich książek, jak m.in. Greenpoint. Kroniki Małej Polski, Był sobie chłopczyk czy Angole, dwukrotna laureatka nagrody Grand Press. „Łączyłam się z Lidką w przekonaniu, że jestem kobietą-pisarką i feministką, nie wiedząc o tym. Moja sytuacja różni się o tyle od bycia pisarzem/reporterem – a wiem o tym z własnego doświadczenia, ponieważ mieszkam z jednym z nich – ponieważ jestem osobą, która wykonuje trójpolówkę: jestem pisarką, reporterką, matką, a przez wiele lat byłam jeszcze pracowniczką redakcji. Wydawało mi się, że tak powinno być: że mój mąż może być osobą piszącą i zamykać się w pokoju i mówić, żeby mu nikt nie przeszkadzał, bo ma do napisania ważny tekst”.
„Mój tekst nigdy nie będzie tak istotny, a muszę jeszcze sprawdzić pracę domową, pójść na zebranie do szkoły i zorientować się, czy nie będę miała przypadkiem przerąbane w zakładzie pracy. Musiałam coś wybrać, nie da się grać tych trzech ról w tym samym czasie. Musiałam zrezygnować z pracy zawodowej i też myślałam, że tak musi być, taki kobiecy los. W przełomowym dla mnie momencie, gdy wydawało mi się, że jestem na wylocie z pracy, że nic nie umiem, rozmowy z Lidką – która już wtedy czuła, że i nad nią zbierają się jakieś ciemne chmury, że już nie przynosi do redakcji »złotych jaj«, przychodzi nowe pokolenie – mnie ratowały. Lidka powiedziała mi, że to, co robię, jest ważne. Będę matką, należy mi się szacunek, muszę mieć czas na bycie matką. To nie oznacza, że mam nie pisać. Wyszłam z tej rozmowy jak nowo narodzona” – wspominała Winnicka.
O swoim pierwszym spotkaniu z Ostałowską, a także wpływie, jaki wywarła, opowiedziała pisarka i aktywistka Anna Cieplak. „Kiedy się poznałyśmy, nie pisałam jeszcze książek. To się zmieniło dzięki niej – miałam ogromną potrzebę, która wynikała z tego, że pracowałam w świetlicy »Krytyki Politycznej« w Cieszynie, która zajmowała się pracą z młodzieżą w różnego rodzaju kryzysach. Widziałam, jak są pokrzywdzeni przez polskie prawo i różnego rodzaju instytucje. Chciałam o tym mówić. Napisałam tekst, bardziej w formie reportażowej, przeprowadzałam wywiady, zajmowałam się tematem, interesowałam się nim, powoli pisząc debiutancką książkę. Nie myśląc nawet o jej wydaniu – to była dla mnie forma radzenia sobie z tym, jakie to jest okrutne i jak mogę reagować, by tę młodzież wesprzeć” – wspominała autorka takich książek, jak Ma być czysto czy Zaufanie, napisanych z udziałem Ostałowskiej.
„Napisałam do Lidki – szukałam osoby, która kojarzy mi się ze słowem »zaufanie«. Nie znałam jej, nikogo nie prosiłam o pomoc, rekomendację, znalazłam jej maila i napisałam do niej: nazywam się Ania Cieplak, mieszkam w Cieszynie, chciałabym zaprosić panią do rozmowy, do książki o zaufaniu i wymieniłam swoje powody. To, co nas połączyło, to była otwartość, niewznoszenie wokół siebie muru. Reagujemy w sprawach ważnych. Myśląc o niej, myślę o mądrości i byciu dostępnym, ale nie w naiwny sposób. O tym, jak rozmawiała z ludźmi”.
Jak zauważyła Kicińska, głównym przedmiotem zainteresowania dziennikarzy i historyków wciąż pozostaje męskocentryczna narracja: „Jeśli mówimy o kobietach, to o wielkich postaciach historii. Żeby być w tej wielkiej historii, kobieta naprawdę musi zasłużyć na tę obecność. To nie jest tak, że nie warto o wielkich kobietach w historii pisać, natomiast to, o kim piszecie, tworząc te światy, powołując do życia bohaterki czy przywołując z przeszłości dzieje rzeczywistych kobiet, sprawia, że dołączacie do opowieści o historii kobiet te kobiety, które na kartach historii się nie znalazły, były i są tłem”.
„Gdy widzę bohaterki waszych książek, dostrzegam pokrewieństwo z pisaniem Lidki” – podkreśliła.
W ciągu trzech festiwalowych dni publiczność wysłuchała wspomnień na temat patronki „Persony”; o Ostałowskiej i dziennikarstwie opowiadali Wojciech Tochman i Magdalena Kicińska. Uczestnicy imprezy zobaczyli m.in. wystawę fotografii Katarzyny Piechowicz Romni, ekspozycję Oczy Skóry Alicji Bielawskiej, wysłuchali koncertów Guest Julka + Live Band oraz Szklanych Oczu, wzięli udział w słuchowisku Kobiece akwarele według Lidii Ostałowskiej w reżyserii Marii Marcinkiewicz-Górnej.
„Nie wkładała ludzi do szuflad, sama nie lubiła być szufladkowana. Nie chciała uchodzić za specjalistkę od Romów ani od hip-hopu, o którym napisała głośny reportaż. Pisała o krzywdzie kobiet, ale nie chciała być postrzegana jako dziennikarka feministyczna” – pisali organizatorzy w zapowiedzi spotkania. Festiwal narodził się z niezgody na pomijanie roli kobiet we współtworzeniu polskiej kultury, a także chęci przybliżenia szerokiej widowni sylwetek i twórczości wybitnych artystek.