Stawiając polskie kino erotyczne na nogi [o filmie „Dziewczyny z Dubaju”]

25.04.2022
Dziewczyny z Dubaju

„Dziewczyny z Dubaju” to kolejny film w dorobku Marii Sadowskiej, który ukazuje kobiecą perspektywę na istotne problemy społeczne. Tym razem jednak nie chodzi o wyzysk materialny pracownic supermarketów, trudne położenie samotnych matek, bycie utalentowaną kobietą w środowisku zdominowanym przez mężczyzn czy wyzwoloną prekursorką, jak w swoich czasach seksuolożka Michalina Wisłocka. Nowy film Sadowskiej opowiada o luksusowych prostytutkach.

 

I to tak sugestywnie, że po seansie można się samemu poczuć jak po przypadkowej przygodzie seksualnej. Nie jest to bowiem obraz zbyt głęboki czy w innym sensie wartościowy, a przecież naprawdę wciąga. Oglądamy go więc szeroko otwartymi oczami i chłoniemy wszystkimi zmysłami, a wychodząc z kina czujemy niesmak, że w ogóle zaliczyliśmy tego rodzaju projekcję. Cóż, może taki był zamysł twórców filmu – niewątpliwie podobnie mogą się czuć ekranowi bohaterowie, żyjący z seksu i dla seksu. Historia została oparta na prawdziwych wydarzeniach i odsłania kulisy „afery dubajskiej”, która wyszła na jaw w 2014 r.

 

Z pewnością na ów magnetyzm „Dziewczyn z Dubaju” solidnie zapracowuje warstwa wizualna, świadcząca o spójnej, efektownej i adekwatnej do opowiadanej historii koncepcji; należy tu wymienić absolutnie każdy jej element – zdjęcia (Artur Reinhart), montaż (Paweł Witecki), kostiumy (Katarzyna Lewińska), charakteryzację (Kinga Krulikowska) i scenografię (Wojciech Żogała). Świetnie dobrana jest też do każdej sceny muzyka, ale to akurat nie dziwi, bo przecież reżyserka sama ma wielkie zasługi w branży muzycznej. Patryk Kumór i Dominic Buczkowski-Wojtaszek odpowiadający za warstwę muzyczną oraz Sebastian Brański, Kacper Habisiak i Marcin Kasiński odpowiadający stricte za dźwięk wykonali naprawdę dobrą robotę. Nie mówiąc już o tym, że soundtrack z piosenkami z filmu mógłby uświetnić niejedną klubową imprezę. Ogólnie widać też, że fabułę wyreżyserowała wizjonerka, która wie, dlaczego opowiada o czymś w ten, a nie inny sposób. Niektóre sekwencje przypominają ożywione obrazy, zaś sceny orgii nasuwają skojarzenia z hedonistycznym w złym tego słowa znaczeniu, gdyż iście piekielnym finałem „Pachnidła. Historii mordercy” (2006). „Dziewczyny z Dubaju” to w istocie kawał niezłego erotycznego kina. Sadowska imponuje odwagą i kreacyjnością w podejściu do tematu. Pokazuje nam, co może olśnić w sekssponsoringu młode kobiety. Dlatego momentami możemy się nawet poczuć zawstydzeni, czując naraz obrzydzenie, przerażenie, lecz także pewną ekscytację. Myślę, że to właśnie ta mieszanka uczuć pozwala nam w jakimś stopniu utożsamić się z bohaterkami, ale jest też trochę niebezpieczna – bo w pewnym sensie niemoralność nas uwodzi. Kusi nas to, co „zakazane”, empatyzujemy z prostytutkami i alfonsami (podobny problem pojawia się w skądinąd świetnym oscarowym „Jokerze”, w którym w jakimś stopniu lubimy mordercę). Potencjalnie zła nie jest tutaj, oczywiście, rozwiązłość sama w sobie ani nawet oddawanie swojego towarzystwa (a w konsekwencji zazwyczaj i ciała) za pieniądze, ale przede wszystkim reperkusje tych czynów. Niektóre z dziewczyn mają później myśli samobójcze, inne posuwają się tak daleko, że niemal całkiem tracą godność, wikłają się w sieci kłamstwa, chciwość i żądza łatwej kariery, pieniędzy i przygody w egzotycznych krajach je zaślepia. Chcą być podziwiane, a przecież podziw ten jest tylko pozorny, o czym w końcu przekona się i główna bohaterka, która na naszych oczach z dziewczyny z prowincji zmienia się w prostytutkę (mimo wcześniejszych aspiracji do bycia wyłącznie modelką czy miss), z prostytutki w stręczycielkę, ze stręczycielki w żonę i matkę, z żony i matki w więźniarkę… Jednak w tym zaskakującym świecie kobiety takie jak Emi mają swoje miejsce i są traktowane jako pełnoprawne partnerki w biznesie. Przynajmniej do czasu, aż spełniają żądania mężczyzn, którzy ów biznes nakręcają, bo w końcu to o zaspokajanie ich potrzeb tu chodzi. Emi potrafi z nimi rozmawiać, owinąć ich sobie wokół palca, manipulować nimi. Takie jak ona brak sentymentów usprawiedliwiają nieobecnością ojca w dzieciństwie (mimo że, rzecz jasna, fakt ten nie musi wcale stanowić powodu do zostania prostytutką!), mówią też, że nie znają miłości albo boją się same przed sobą przyznać, że już kochają. Muszą oddzielać seks od miłości, inaczej ich praca stałaby się zbyt trudna. Aczkolwiek po tylu kontaktach z mężczyznami aż trudno sobie wyobrazić, kim musi być ten, kto zdobędzie ich serce. A może właśnie nie księciem z pałacu, ale zwykłym chłopakiem z osiedla…? Choć jeśli spojrzeć na wybory niektórych dziewczyn pokazanych w filmie, to ten ostatni raczej odpada w przedbiegach. To jednak nie są współczesne kurtyzany – przecież dziewczyny kupczące sobą na jachtach tak naprawdę mogłyby uzyskać wykształcenie, pozycję i posłuch w inny sposób.

Cóż, muszę przyznać, że „Dziewczyny z Dubaju” zostawiły we mnie wiele pytań i niedomkniętych wątków. Może i dobrze, ale i tak mam wrażenie, że Maria Sadowska chciała w jednej opowieści zawrzeć za dużo przemyśleń naraz. Z jednej strony broni kobiet, które chcemy oceniać, zwalniając z odpowiedzialności za swoje czyny najmujących je mężczyzn (w filmie pada nawet kwestia, że lubimy oglądać na ekranie gangsterów, ale już o prostytutkach nie chcemy nic słyszeć… Jeśli jednak przypomnimy sobie kultową „Pretty woman”, to wiemy, że to argument mocno naciągany). Z drugiej – nie wyjaśnia w pełni, dlaczego niektóre z nich na tego rodzaju biznes w ogóle się decydują. Przedstawione nam bohaterki nie są zbyt solidnie umotywowane. Rozumiemy zaledwie tyle, że Emi (dobrze dobrana do roli Paulina Gałązka) nie chce klepać biedy jak jej matka i że miarą sukcesu są dla niej pieniądze, mimo że odebrała całkiem inne wychowanie. Wobec tego zupełnie się nie tłumaczy, co sprawia, że postanawia się wreszcie ustatkować, gołym okiem widać to, co słyszy i od swojego szefa, że nie pasuje do „normalnego” świata (a wręcz w nim brzydnie i właściwie nie wiemy, dlaczego wrażliwy, inteligentny chłopak zakochuje się w dziewczynie, którą interesuje tylko powierzchowność i niby symboliczny, a jednak pretensjonalny „sen” o podróży na Księżyc). Być może Emi ma podwójną osobowość, ale do tego wniosku może dojść psycholog, a nie przeciętny widz, ponieważ z filmu to nijak nie wynika. Jeszcze mniej zrozumiała jest przemiana Kamili, którą Emi namawia do wspólnych interesów. Kamila zdradza ukochanego chłopaka, niemal zakochując się w jednym z klientów, a kiedy ten ostatni łamie jej serce, rzuca swojego właściwego partnera, przekonując, że dopiero pod skrzydłami Emi czuje, że coś znaczy; następnie całkowicie pochłania ją seksbiznes, lecz przy pierwszych komplikacjach totalnie się załamuje. Ani nie wiemy, dlaczego świat alfonsów tak ją uwiódł ani dlaczego wobec tego tak zniechęcił. I co gorsza, chwilami niełatwo jej w tej sytuacji współczuć. Słowem, nie wierzymy naszym bohaterkom, nie wydają się one zbyt bystre (chyba że w interesach), za to rozbudzają marzenia za pięknem i namiętnością, podobnie zresztą jak i ci, którzy je wynajmują – niejednokrotnie są to bardzo atrakcyjni fizycznie mężczyźni z portfelami wypchanymi dolarami; teoretycznie zadawanie się z nimi to dziewczyn „z Dubaju” wybór, przynajmniej dopóki żadnemu z nich się nijak nie narażą. Na osłodę mówi się nam za to, że Polki są uwielbiane przez obcokrajowców i za urodę, i za temperament. No pięknie, biorąc pod uwagę kontekst, mimo wszystko wolałabym inny rodzaj dumy.

 

Na szczęście nasz brak zaufania do oglądanych – niby opartych na autentycznych – postaci (który, podkreślam, akurat nie wynika z faktu uprawianego przez nie fachu) nie wpływa na nasze zainteresowanie całą historią, zwłaszcza że na ekranie pojawiają się też wybitnej klasy aktorzy, tacy jak Jan Englert czy Katarzyna Figura, która przechodzi tutaj samą siebie. Choć od pewnego momentu narracja zaczyna się trochę sypać. Gdy tylko Emi przyjmuje oświadczyny, bieg wydarzeń zaczyna tak gwałtownie przyspieszać, że już nie bardzo możemy przeżyć dalszą akcję. Co ciekawe, po wszystkich upojnych ekscesach pokazanych na ekranie na koniec dostajemy kilka plansz edukacyjnych z napisami. Film ociekający erotyzmem w puencie informuje nas, jak wielki problem społeczny na całym świecie stanowi sekssponsoring. I że wciąż budzi kontrowersje – jedni tego biznesu ze słusznych względów nie aprobują, drudzy uznają go za rynek pracy, jak każdy inny, bez względu na zachodzące w nim nadużycia (np. gwałty). Jednak bez względu na nasze prywatne odczucia, jedno mrozi krew w żyłach – do seksbiznesu, o zgrozo, wciąga się i dzieci, a, o ironio Sex Workers’ Day obchodzi się na całym świecie 2 czerwca, dzień po Dniu Dziecka… Nie mogłoby być straszniej.

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.