Czy każda pomyłka to katastrofa? O percepcji błędów wykonawczych

27.02.2023
pianista

„Zagranie niewłaściwej nuty nie ma znaczenia, granie bez pasji jest niewybaczalne” – miał powiedzieć Ludwig van Beethoven. I chyba większość z nas, o ile nie wszyscy, zgodzi się z tym stwierdzeniem.

Przecież właśnie tego oczekujemy od artysty – występu pełnego emocji i wyrazu, interpretacji, która nas porwie i przeniesie choć na moment w inny świat. Przy takim nastawieniu strona techniczna wykonania, o ile jej jakość wyraźnie nie przeszkadza w odbiorze, schodzi na dalszy plan. Warto jedna mieć świadomość, że nasze oczekiwania co do poziomu technicznego muzyków znacznie wzrosły od czasów Beethovena. A stało się to za sprawą fonografu.

 

Fonograf, a więc maszyna do rejestrowania dźwięków, ujrzał światło dzienne w 1877 roku w pracowni Thomasa Edisona i od razu wzbudził entuzjazm swoimi możliwościami. Już nie trzeba było iść na koncert, aby posłuchać muzyki. Można było zrobić to w zaciszu domowym, kiedy tylko miało się na to ochotę. Można też było wielokrotnie odsłuchać to samo nagranie, wsłuchać się w nie, analizować z nutami w ręku. To z kolei spowodowało naturalny wzrost oczekiwań słuchaczy co do strony technicznej wykonania, gdyż wszystkie błędy czy źle brzmiące nuty stały się teraz łatwiejsze do wychwycenia, nawet przez mniej wprawne ucho.

 

Nagrywający muzycy od początku mieli tego świadomość – stąd coraz większe dążenie do perfekcji technicznej oraz minimalizowania manieryzmów wykonawczych, które na żywo potrafią zachwycać, lecz przy wielokrotnym odtwarzaniu mogą stać się nużące lub wręcz denerwujące. Ada Jones, amerykańska piosenkarka przełomu XIX i XX wieku, jedna z pierwszych nagrywających swój głos na wynalazku Edisona, przyznała: „Fałszywa nuta lub drobny błąd w wymowie na scenie wodewilowej jest bez znaczenia; na scenie fonograficznej nawet najmniejsza pomyłka jest niedopuszczalna”. Z kolei Camille Saint-Saëns, odsłuchując pierwsze dokonane przez siebie nagrania w 1900 roku, miał stwierdzić, że wychwycił dwa błędy wymagające poprawy w kolejnych wykonaniach: w jednym miejscu tempo gry było szybsze, niż zamierzał, w drugim rytm był nieprecyzyjny. Można się domyślać, że w drugim przypadku chodziło o pewną „nonszalanckość” rytmiczną – słynne tempo rubato charakterystyczne dla wykonań z początku XX wieku (wystarczy posłuchać np. zachowanych nagrań Ignacego Jana Paderewskiego).

Thomas Edison ze swoimi drugim fonografem, Waszyngton, kwiecień 1878, fot. Levin Corbin Handy

Mimo usilnego dążenia do perfekcji technicznej „zagranie niewłaściwej nuty” (lub zagranie właściwej nuty w niewłaściwy sposób) zdarza się wszystkim muzykom. Powodem może być zdenerwowanie podczas publicznego wykonania, a może to wynikać też ze skupienia się na emocjonalnej stronie dzieła, kiedy wykonawca daje się porwać ekspresji nawet za cenę ewentualnych potknięć technicznych. Nierzadko jednak muzycy, odsłuchując nagranie swojego koncertu, ze zdziwieniem odkrywają, że pomyłki, które w momencie ich popełniania wydawały się katastrofalne, wcale takie nie były, ba, czasem w ogóle „uchodziły płazem”, nie rażąc w żaden sposób ucha odbiorcy. Jak to więc jest z odbiorem pomyłki przez słuchaczy? Chyba nie aż tak źle, jak muzykom się wydaje.

 

W 1997 roku Bruno H. Repp przeprowadził mały eksperyment na Uniwersytecie Yale. W pierwszej jego części dziesięciu studentów i absolwentów pianistyki miało godzinę na nauczenie się czterech krótkich utworów: Marzenia Schumanna, Dziewczyny o włosach jak len Debussy’ego, Preludium Des-dur Chopina oraz Erotyku Griega. Wybrane utwory celowo nie stawiały zbyt wysokiej poprzeczki technicznej – wszystkie utrzymane w tempie wolnym lub umiarkowanym. Dodatkowo trzy pierwsze to powszechnie znane dzieła. Po godzinnej próbie każdy z muzyków był poproszony o koncertowe wykonanie (z nut) powyższych utworów w celu dokonania rejestracji. Nagrania poddano następnie skrupulatnej analizie pod względem liczby oraz rodzaju popełnionych błędów, przy czym brano pod uwagę jedynie pomyłki związane z wysokością dźwięku, takie jak zagranie innej nuty niż widnieje w partyturze, pominięcie nuty lub zagranie dodatkowej nuty, która w partyturze nie widnieje. Nie brano pod uwagę błędów rytmicznych, artykulacyjnych, dynamicznych itp. Wyniki tej części eksperymentu były dość oczywiste: prawie wszystkie błędy wystąpiły w głosach średnich w partiach trudniejszych technicznie. Większość z nich nie powodowała znaczących zaburzeń w odbiorze, gdyż miały pasować harmonicznie do kontekstu, co zostało subiektywnie ocenione przez autora badania.

pianista

Zdecydowanie bardziej interesująca wydaje się być druga część eksperymentu, kiedy dokonane wcześniej nagrania Preludium Des-dur Chopina poddano próbie wychwycenia błędów przez słuchaczy, aby dowiedzieć się, ile z popełnionych pomyłek rzeczywiście zostało usłyszanych. Tym razem grupę badaną stanowiło ośmiu studentów fortepianu, którzy mieli za zadanie wykryć jak najwięcej błędów (jedynie tych związanych z wysokością dźwięku jak w pierwszej części eksperymentu), posiłkując się dodatkowo zapisem nutowym. Wyniki okazały się bardzo zaskakujące, bowiem wykryto łączenie jedynie 38% spośród 380 popełnionych błędów, przy czym najlepszy indywidualny wynik wyniósł 22%, a najgorszy 7%. Dwa najlepsze wyniki należały do studentów, którzy sami niedawno grali ten utwór, a więc doskonale go znali. Co również ciekawe, jedynie sześć błędów zauważyli wszyscy słuchacze.

 

Oczywiście powyższy eksperyment może stanowić jedynie wstęp do pogłębionych badań nad percepcją pomyłek przez słuchaczy. Zasadne wątpliwości może budzić tu chociażby ich mała liczba w grupie badanej (choć na ich obronę przemawia fakt, że byli muzykami i mogli śledzić zapis nutowy), jak również fakt, że eksperyment dotyczył jedynie fortepianu, na którym nie można popełnić błędów intonacyjnych. Mimo wszystko wyniki pozostają zaskakujące, a w połączeniu z przytoczonymi na początku słowami Beethovena mogą stanowić pewnego rodzaju uspokojenie dla artystów, szczególnie tych panicznie obawiających się „zagrania niewłaściwej nuty”. Słuchacze oczekują przede wszystkim gry pełnej pasji, nawet za cenę pomyłek czy potknięć technicznych, które i tak, z dużym prawdopodobieństwem, będą zauważone na poziomie 20-30%.

 

Literatura:

Mark Katz, Capturing sound. How technology has changed music, Berkeley 2004.

Bruno H. Repp, The Art of Inaccuracy: Why Pianists’ Errors Are Difficult to Hear, w: „Music Perception”, vol. 14 nr 2, 1996.

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.