Bajka Moniuszki i inne opowieści [koncert Kasi Moś i AUKSO podczas podczas Festiwalu TRZY-CZTE-RY]
Koncert specjalny (26.11.2023) podczas Festiwalu TRZY-CZTE-RY był jak ćwiczenia z Moniuszki – jednak podane w kluczu nieuświęconym. Formuła festiwalowa „Konteksty. Kontrasty. Konfrontacje.” wybrzmiała stuprocentowo.
Festiwal TRZY-CZTE-RY bada, testuje, poddaje rewizjom. Prezentowane zestawy muzycznych narracji podszyte są udaną nonszalancją, ale i uważnością. Orkiestra Kameralna Miasta Tychy AUKSO pod dyrekcją Marka Mosia bez przerwy nadawała na moniuszkowskich falach – najpierw solo w uwerturze koncertowej Bajka, następnie w towarzystwie kwintetu, tworząc team doskonały projektu Moniuszko200. Dobrze napisana bajka (baśń), by wciągała słuchacza, zawierać musi zestaw niezbędnych cech. Jeśli odbiorcą jest dziecko, głównym wektorem będzie tajemnica, ale też sprawdzi się ładnie zarysowany wątek, który posiada frapujący potencjał „bycia w toku”, dodajmy jeszcze całą furę czułości. Dorosły od bajki doskonale skrojonej oczekuje napięć, myśli krążących po rozmaitych kontekstach i wdzięku po prostu. Niebagatelne znaczenie posiada też opowiadacz, bajacz. To od niego zależy, jak ciekawie wskaże na zwrotnice, wydobędzie wszelkie niuansowe sensy i barwy oraz gawędziarski sznyt. Bajka Moniuszki to kompozycja wszystkomająca, zachęcająca do posłuchania zarówno przez małego, jak i dużego. Jej podtytułu Opowieść zimowa nigdy nie kupiłam, czytam ją raczej w kluczu Uwertury fantastycznej, która daje większe pole wyobraźni. Moniuszko barwnie przeprowadza słuchacza przez rozmaite, czasem niedopowiedziane historie. Wie, kiedy zastosować suspensy, zmienia ton i tempo opowieści, inkrustuje swą narrację czułością.
Przyznam, że materia baśniowa w wersji na orkiestrę kameralną nie zaiskrzyła w mojej wyobraźni. Brakowało mi magii instrumentów dętych i perkusji, a wyrazistość kolorów była przyprószona sepią. Uwertura fantastyczna została wykonana przez orkiestrę AUKSO dość poprawnie. Puzzle formalne trzymały się logiki, przypływy i odpływy fraz utrzymane były w korycie o regularnych kształtach. Marek Moś poprowadził opowieść zbyt pośpiesznie, przez co o tropieniu tajemnic nie było mowy. Zdarzało się też, że intonacja lekko meandrowała.
W drugiej części festiwalowego wydarzenia specjalnego (bez przerwy) sala Studia Koncertowego Polskiego Radia zamieniła się w rozrywkową estradę z błyskającymi kolorowymi światłami, których nie lubię. Do orkiestry Marka Mosia dołączyła Kasia Moś wraz z instrumentalistami, by zaprezentować wybrane perły ze Śpiewnika domowego.
Zespół Moniuszko200 czuł się na scenie bardzo familiarnie, a Kasia Moś najwyraźniej w te emocje pragnęła włączyć widzów-słuchaczy. Czy udało się jej – nie wiem, bo kiedy artystka bawiła publiczność interpolacjami / pogawędkami rodzinnymi, wyłączałam na chwilę uwagę. Na początku występu wokalistka opowiedziała też o przyczynach niedyspozycji głosowej, co spowodowało, że drugiej części koncertu słuchałam z napięciem, drżałam o każde jej forte. Przyznać jednak muszę, że Moś pomimo przyplątanych dolegliwości rewelacyjnie poradziła sobie z trudną materią pieśni moniuszkowskich, zaaranżowanych przez Mateusza Kołakowskiego i Mateusza Mosia. Może pierwsza część jej występu wypadła trochę mniej krewko, jednak z kolejnym utworem czuło się moc i wciągającą energię.
Pieśni naszego kompozytora narodowego są dla twórców projektu Moniuszko200 polem eksperymentów z materią rozpoznaną i wielokroć przeczytaną. Czy jednak śmiałe, niewątpliwie ciekawe i smaczne pomysły odsłaniają nowe aspekty moniuszkowskiego świata? W mojej ocenie to zgoła odmienna perspektywa, mocno oddalona od kształtów pierwowzoru. Moniuszko200 porzuca ciężar kontekstu, konwencji i chociaż pozostawia szkic obrazu rzeczy, to podkreśla jednak, że dziś on już nas nie wyraża. Gdyby zastanowić się zatem nad relacyjnością tych tekstów (Śpiewnik domowy vs. projekt Moniuszko200), wyszłoby, że utwory Moś–Kołakowski posiadają gen subwersyjny. Dzięki operacjom artystycznym na poziomie struktury głębokiej projekt Moniuszko200 dekontekstualizuje i rekontekstualizuje moniuszkowską materię. To nie jeden świat, a wielość światów, baśni gęstych w nastrojach i poetykach – od soulowego luzu, poprzez trochę intelektualną elektronikę, do… hinduskich transów (sic!). Kasia Moś baśnie opowiada z żarem, pozostawia wyobraźnię słuchacza w stanie czuwającej uwagi. Ogromny wkład w budowaniu historii mają też muzycy teamu Moniuszko200: Mateusz Kołakowski (fortepian, instrumenty klawiszowe), Mateusz Moś (skrzypce, wokal) Maciej Magnuski (gitara basowa, syntezator basowy Moog) i Tomasz Mądzielewski (perkusja). Wstawki instrumentalne, frapujące dialogi poruszały mnie do kości. Budziły głębokie refleksje wykraczające daleko poza muzyczny tekst. Tak, projekt Moniuszko200 niewątpliwie inspiruje, chociaż szyld moniuszkowski trzyma się na szkicowym stelażu. Nie przeszkadza mi to!
Zwyczajem Festiwalu TRZY-CZTE-RY są spotkania artystów z publicznością. Rozmowa, którą prowadził Marcin Majchrowski, skupiała się wokół barwnych historii z cyklu: jak to było na początku – opowiem. Projekt Moniuszko200 to rodzinno-przyjacielskie przedsięwzięcie, gdzie najlepsza energia zaowocowała rewelacyjnym produktem artystycznym.