Prosimy nie przerywać, to „Głos ludzki”
Wraz z nadejściem listopada Teatr Wielki w Łodzi pragnął zaprezentować premierę spektaklu „Głos ludzki” – monodram Jeana Cocteau z ujmującą muzyką Francisa Poulenca. Niestety zabrakło kilku dni, żeby kolejne obostrzenia nie dogoniły daty spektaklu premierowego. I co dalej? Teatr zdecydował się wyemitować spektakl na antenie TVP3 Łódź. Jednak wcześniej miałam możliwość zobaczyć próbę generalną na żywo, w przeddzień zamknięcia wszystkich instytucji. I całe szczęście!
Dwudziestowieczna opera „Głos ludzki” to dzieło stworzone dla artystki, która nie boi się nie tylko śpiewać, lecz także grać. Pięćdziesięciominutowy monodram kipi skrajnymi uczuciami, hula po najciemniejszych zakamarkach ludzkiej psychiki i przebija emocjonalnymi ładunkami dźwiękowymi. Wszystkiemu temu sprostała Joanna Woś, która wcieliła się w rolę kobiety – dogłębnie zranionej po rozstaniu z ukochanym. Jest to ich ostatnia rozmowa telefoniczna. Odejście jest uwolnieniem się bohaterki od psychicznego ciężaru.
fot. arch. TWŁ
Pójście do teatru to pewnego rodzaju rytuał, zresztą nie ma w tym nic dziwnego, gdyż teatr wywodzi się z rytuału. Sam widz musi wejść w rolę, włożyć odpowiedni „kostium”, usiąść we właściwym miejscu, by stać się nierozerwalną i niezbędną częścią teatru – publicznością. Teatr bez publiczności przestaje istnieć. Wiele ostatnio się w tej kwestii dzieje, artyści tworzą i grają do „pustych krzeseł”. Reżyser spektaklu Michał Znaniecki postanowił pokazać widzom, czym są z perspektywy artysty rzędy purpurowych foteli po drugiej stronie kurtyny i odwracając porządek teatralnego świata, umiejscowił publiczność na scenie, a dokładnie w jej kieszeniach. Kolejnym powodem takiego usadzenia widzów była kwestia samego zrozumienia tak trudnej bohaterki. W jednym z wywiadów Joanna Woś wspomniała, że aby dostrzec wartości monodramu, nie można oglądać go z daleka. I rzeczywiście, pojawiła się tu aura intymności, której nie sposób wyłącznie obserwować. Każdy, kto się znalazł na scenie, stał się częścią relacji widz–aktor. Dostrzec myśli aktora, usłyszeć go i zrozumieć to podejść o krok bliżej do sztuki. Dodatkowym elementem budującym napięcie była scena obrotowa. Tego typu rozwiązanie zapewnia ciągłą fluktuację perspektywy odbiorców. Dodatkowo każdy z widzów mógł czuć się, jakby zajmował najlepsze miejsce za sprawą spotkań oko w oko z główną bohaterką wraz z kolejnymi obrotami sceny.
fot. arch. TWŁ
Ten sam spektakl – raz na żywo, raz w TV. To nie tylko ciekawe doświadczenie, eksperyment, lecz także szokujące odkrycie, jak bardzo sposób przekazu potrafi zdeformować odbiór. W tym przypadku nie tylko w szczegółach tkwił diabeł. Nikomu nie trzeba tłumaczyć, że spektakl na żywo i online to zupełnie inne kosztowanie sztuki. Jednak dobra realizacja może pomóc dotknąć wizji twórców. Niestety niedzielna transmisja pozostawia wiele do życzenia. Kamera połknęła dowolność wyboru i interpretacji, w zamian za to wypluła złą jakość. Realizatorzy nie uwzględnili żadnego innego planu, skupili się jedynie na głównej bohaterce. Każdy, kto zdecydował się obejrzeć spektakl, był zmuszony do nieustannego regulowania głośności dźwięku, gdyż został on bardzo źle zmiksowany Wszystko, co się udało uzyskać reżyserowi, by zbliżyć się do widza, zostało „umiejętnie” pozbawione wyrazu na ekranach telewizorów. Czara goryczy przelała się kilka minut przed przewidywanym finałem. Widzowie zamarli, ale nie było to spowodowane wydarzeniami na scenie, ale... nieoczekiwaną reklamą tabletek na ból gardła. Niestety publiczność zgromadzona przed telewizorami nie miała okazji dowiedzieć się, jak brzmią i co wyrażają ostatnie sceny opery „Głos ludzki”. Czas antenowy się skończył, finału nie będzie, by telewizja mogła wyemitować blok reklam i kolejny odcinek popularnego muzycznego programu rozrywkowego. I w ten oto sposób transmisja stała się jedynie rozmytym echem „Głosu ludzkiego”, któremu nie pozwolono wybrzmieć do końca, a który naprawdę miał wiele do powiedzenia. Jak widać, niewiele trzeba, by „zabić” nawet najlepszy spektakl.
Wywiad z reżyserem przeczytasz TUTAJ
Maria Krawczyk