Najpierw słowa, potem muzyka…

14.11.2012

Od wczesnego baroku po XX wiek, czyli jak w sobotni wieczór festiwalowy (10. listopada) Francuzi wykonali włoskie arie miłosne, a duński kwartet smyczkowy odświeżył dzieła powszechnie znane.

W pierwszej części koncertu Marco Horvat i jego Ensemble Faenza zahipnotyzowali publiczność śpiewem. Ariami nieznanych kompozytorów włoskich z początku XVII wieku (Giovanni Ghizzolo i Giulio San Pietro dei Negri) opowiedzieli o radości, tęsknocie, smutku, czyli typowych rozterkach miłosnych. Momentami brzmiało jednak znajomo, bo przypominało twórczość Claudia Meruli czy Monteverdiego. Nie starano się chwycić słuchaczy za serce, a raczej z wyczuciem i typową dla Francuzów elegancją wprowadzić w klimat ówczesnych pieśni.

Czwórce śpiewaków towarzyszyło ciekawe instrumentarium barokowe- pokaźnych rozmiarów teorba, arpa tripla i malutka gitara barokowa. Popisywano się biegłością techniczną- usłyszeć można było bogate, typowe dla tego okresu melizmaty. Te bardziej ozdobne, rozbudowane arie przeplatano utworami prostymi, krótkimi, z taneczną rytmiką. Słowa płynęły przy akompaniamencie jednego lub kilku instrumentów, zmieniał się również skład śpiewaków. Pojawił się nawet efekt echa (śpiew zza sceny), szept i elementy choreografii - tak więc, nikomu nie dano się nudzić. Na bis postanowiono uśpić czujność rozentuzjazmowanej publiczności…kołysanką.

Po przerwie, raźnym krokiem na scenę weszli członkowie The Danish String Quartet. Wszyscy blondyni, większość z brodą (mniej lub bardziej zapuszczoną)- nie da się uniknąć porównania z wikingami. Będąc w wieku nastoletnim, trzech Duńczyków spotkało się na obozie muzycznym, zaprzyjaźniło i założyło zespół (potem do tego grona dołączył Norweg). Od tego czasu, dobrze się dogadują, cały czas grają razem i, jak mówią: „Tak, granie kwartetów smyczkowych jest naszą pracą i to ciężka robota, ale przede wszystkim robimy to dla przyjemności, jak jak zawsze do tej pory” . Ta wieloletnia znajomość i wspólna praca dały wymierne efekty- są niesamowicie zgrani.

W tym przypadku idealnie sprawdza się utarte już porównanie kwartetu smyczkowego do rozmowy czterech przyjaciół. Każdy z nich wnosił coś innego do kompozycji Haydna, Janáčka i Beethovena, a jednocześnie tworzyli spójną całość. Znane utwory zabrzmiały w ich wykonaniu świeżo, z dużym ładunkiem nowej energii i rozwiązań. Zaskoczyli tempem i precyzją w ostatniej części kwartetu najstarszego klasyka wiedeńskiego (D-dur op.64 nr 5), ujęli skupieniem w przygnębiającej, wolnej części jednego z ostatnich kwartetów Beethovena (a-moll op.132). Bis był tym razem sprytnie przemyślany- w tradycyjną duńską melodię weselną młodzi muzycy wpletli motyw z piosenki „Dni, których nie znamy” Grechuty. Dobry chwyt, panowie!

 

 

AB

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.