Muzyczne krople Mieczysława Karłowicza [Rozmowa z Szymonem Morusem]

Szymon Morus, dyrektor Polskiej Filharmonii Kameralnej Sopot w rozmowie z Grzegorzem Szczepaniakiem o najnowszym projekcie orkiestry pod nazwą „Destination: Karłowicz” opowie m.in., na czym polega wyjątkowość twórczości Mieczysława Karłowicza i dlaczego orkiestry tak rzadko po nią sięgają oraz zaprosi na sopocki koncert: „Zaskakujące dla wszystkich, którzy zdecydują wybrać się na nasz koncert, będą niezwykle barwne opracowania pieśni w transkrypcji na baryton i orkiestrę smyczkową”.

 

Polska Filharmonia Kameralna Sopot to orkiestra, której korzenie sięgają 1982 roku, ale dopiero dwa lata później Zespół przyjął obecną nazwę. Jak scharakteryzowałby pan dzisiejszą PFK Sopot? 

 

Szymon Morus: Zespół PFK Sopot, nad którym opiekę artystyczną sprawuję od 1 stycznia tego roku, to orkiestra, którą tworzą wyjątkowi kameraliści. Zespół dzięki wieloletniej intensywnej działalności koncertowej posiada rzadko dziś spotykaną własną tożsamość brzmieniową. Z sopockimi filharmonikami współpracuje mi się bardzo pomyślnie i czuję, że z każdym kolejnym koncertem coraz lepiej się rozumiemy. Tym bardziej nie mogę doczekać się nadchodzącego projektu „Destination: Karłowicz”, podczas którego pracować będziemy nad bardzo bliską memu sercu muzyką tego wybitnego polskiego kompozytora. Muzycy PFK Sopot, o czym przekonałem się już wielokrotnie, mają podobnie jak ja słabość do głęboko emocjonalnej muzyki, zapowiada się więc czas wspaniałych, wspólnych muzycznych uniesień.  

 

Mieczysław Karłowicz nie ma współcześnie wielkiego szczęścia do częstych wykonań swych utworów, choć przecież jest artystą ważnym i uznanym. Usłyszałem kiedyś taką opinię, że Karłowicz to taki kompozytor, który tym bardziej jest doceniany, im bardziej „niegrany”. Wydaje mi się, że rzeczywiście w salach koncertowych za często nie słyszymy jego muzyki. Z czego to może wynikać?

 

Jest to sprawa bardzo złożona. Twórczość Karłowicza to dla mnie przykład muzyki wysoce emocjonalnej, płynącej z głębi serca. Wykonywanie dzieł tego kompozytora daje mi więc wielką satysfakcję i poczucie spełnienia. W szczególności jego poematy symfoniczne charakteryzują się wielkim rozmachem. Zespoły, z którymi przygotowuję dzieła Karłowicza, z jego muzyki czerpią równie wiele przyjemności, a publiczność daje temu wyraz poprzez gorące i długie owacje. Skąd więc wciąż zbyt skromna obecność jego muzyki w żelaznym repertuarze filharmonicznym w szczególności poza granicami kraju? Wydaje się, że odpowiedzią na to pytanie może być nagła i zdecydowanie zbyt szybka śmierć twórcy, którego język kompozytorski zaczynał się dopiero krystalizować. Jego motor twórczy nabierał rozpędu, a język kompozytorski pierwotnie nasiąknięty fascynacją twórcami niemieckimi (Strauss, Wagner) zdawał się przyjmować indywidualne oblicze, charakteryzujące się szeroką, otwartą frazą. Życie napisało jednak inny scenariusz – pierwsze poważne kompozytorskie kroki Karłowicza stały się jednocześnie jego testamentem, a owoce jego talentu w kluczowym momencie nie doczekały się należnej sobie międzynarodowej promocji.

 

 

Współcześni nie rozpieszczali kompozytora komplementami. Zmagał się raczej z nieprzychylnymi recenzjami, nawet ostracyzmem środowiska. Zarzucano mu modernistyczny chaos, eklektyzm, a nawet naśladownictwo. Wydaje mi się, że powód był taki, iż jego muzyka to wówczas była awangarda. Zaryzykuję twierdzenie, że Karłowicz wyprzedził nieco swoje czasy. Nie bardzo, ale trochę tak. Jak dzisiaj znajduje pan tę twórczość? Czy nadal czuje się w niej awangardową odwagę, czy już tylko taką pomnikową stateczność twórczości niepodważalnie uznanej za istotną?

 

Charakterystyka twórczości Mieczysława Karłowicza nie jest prosta. Tym bardziej ocena jego dorobku, który w całości mógłby zmieścić się na kilku płytach CD. Warszawscy krytycy rzeczywiście widzieli w jego twórczości „modernistyczny chaos”, zarzucali kompozytorowi eklektyzm. Brak przychylności jemu współczesnych może być dowodem na to, że zdecydowanie wyprzedzał swoje czasy, a jego twórczość wymykała się ich percepcji. Stołeczna publiczność nie była gotowa na odważny powiew świeżości, na karłowiczowską bezkompromisowość i otwartość, które zdecydowanie otworzyły muzykę polską na świat. Wciąż zastanawiam się, jak rozwinąłby się jego język kompozytorski, czy udoskonalałby formę poematu, a może miał w planach popełnić dzieło operowe? Analizując jego pieśni, wyczuwam wielką swobodę, z jaką kompozytor buduje napięcie, podsycając warstwę tekstową, i za każdym razem podziwiam łatwość, z jaką przychodzi mu cudownie tkać kolejne frazy… W moim odczuciu muzyce Karłowicza niczego nie brakuje. Jest absolutnie kompletna. Przemawia do mnie w pełni niezależnie od tego, czy biorę na warsztat młodzieńcze pieśni, czy też przygotowuję się do wykonania jednego z ostatnich poematów symfonicznych.

 

Bardzo zastanawiające jest dla mnie to, że choć sięga po elementy ludowe – tak w warstwie lirycznej swych pieśni, jak i w kompozycjach – to jednak nie dominuje to w jego twórczości. A przecież ogromny wpływ na jego życie – i jak się okazało także śmierć – miały góry. Zamieszkał w Zakopanem, ale – jak to często bywało i nie tylko w tamtych czasach – nie dał się uwieść muzyce góralskiej, choć z nią chwilami flirtował. Był mocno uwikłany w moniuszkowskie myślenie o muzyce, w to, że ma trafiać pod strzechy i być tam czytelna. A jednak zachowuje jako kompozytor raczej dystans do ludowości. I to jest pewna zagadka. Spróbujmy ją rozwikłać.

 

Karłowicz był samotnikiem. Poza Rapsodią litewską op. 11 w swą twórczość nigdy nie implementował elementów ludowych w czystej postaci. W pieśniach jedynie ocierał się o nie, troszcząc się o bardzo czytelnie prowadzoną linię wokalną i niezaburzanie rymów tekstu. W tym aspekcie, dbając o możliwość domowego wykonania, rzeczywiście można by stwierdzić, że był orędownikiem moniuszkowskiej „funkcjonalności”. Karłowicz góralski folklor szanował, jak to pan ujął – chwilami nawet z nim flirtował, ale góry traktował jako zwierciadło własnej duszy. Tam odnajdywał wewnętrzny spokój i szukał inspiracji. W tatrzańskie wędrówki wybierał się w poszukiwaniu estetycznych wzruszeń.

 

Dlaczego zdecydował się pan na wybór kompozycji z początkowego periodu twórczości artysty?

 

Biorąc pod uwagę tak krótkie życie kompozytora, można zaryzykować stwierdzenie, że wszystkie jego dzieła to juwenilia. Koncepcję koncertu oparłem więc na młodzieńczych pieśniach kompozytora, gdyż paradoksalnie to właśnie one cieszą się największą estradową popularnością i do dziś żyją własnym życiem. „Destination: Karłowicz” to próba przybliżenia publiczności niezwykle uduchowionych pieśni kompozytora w opracowaniu na baryton i orkiestrę smyczkową, które stworzyli gdańscy kompozytorzy: Maciej Zakrzewski oraz Piotr Kasiłowski. Ponieważ twórczość Mieczysława Karłowicza jest mi niezwykle bliska, części transkrypcji z niekłamaną przyjemnością dokonałem osobiście. Wybór pieśni uzupełniłem niezwykle barwną, wirtuozowską Serenadą op. 2 na orkiestrę smyczkową, która w moim mniemaniu jest zapowiedzią narodzin wielkiego talentu.

 

Co zdecydowało o doborze pieśni, które zostaną zaprezentowane?

 

Program koncertu uformowałem jako pewnego rodzaju muzyczną podróż w poszukiwaniu zapisu uczuć i myśli dogłębnie osobistych w twórczości tego wybitnego polskiego kompozytora. Mając na uwadze lokalizację siedziby naszej orkiestry (Sopot), każdy z dwóch bloków (przedzielonych Serenadą) otworzą pieśni opisujące bezkresne, morskie odmęty. Ich ładunek emocjonalny trafnie opisała dr Agnieszka Topolska: „(...) jego pieśni niosą potężny ładunek uczuć. To tak, jakby w kropli wody zamknąć całe morze. Pieśni Karłowicza są właśnie takimi kroplami, w których, jeśli się zanurzyć, otworzą się głębie (...)”.

 

Serenada na smyczki op. 2 to pierwszy utwór skomponowany przez Karłowicza, który nie był pieśnią. Serenada nie jest uważana za dzieło odkrywcze, choć kompozytor udowadnia w nim, że mimo młodego wieku dobrze operował już fakturą orkiestrową i warsztatowo radził sobie więcej niż dobrze. To utwór, w którym wyraźnie pobrzmiewa twórczość Czajkowskiego czy Dvořaka, z licznymi ukłonami w stronę form tanecznych. Tak się jednak zastanawiam, czy nie kusiło pana, by skonfrontować pieśni, czyli początek twórczości Karłowicza, z nieco późniejszym Koncertem skrzypcowym A-dur op. 8, który wydaje się po prostu znacznie ciekawszą pozycją w dorobku artysty? Ten wybór, którego pan dokonał, jest nieco zaskakujący i zdecydowanie nieoczywisty.

 

Koncert skrzypcowy A-dur op. 8 to dzieło, które jest mi szczególnie bliskie i które niezwykle cenię. Wybór programu zdeterminowała jednak proweniencja naszego zespołu. Polska Filharmonia Kameralna Sopot to orkiestra smyczkowa. Epizodycznie powiększamy skład do symfonicznego, tak więc Serenada op. 2 to wybór nieprzypadkowy. Natomiast zaskakujące dla wszystkich, którzy zdecydują wybrać się na nasz koncert, będą niezwykle barwne opracowania pieśni w transkrypcji na baryton i orkiestrę smyczkową. Solistą wieczoru będzie wybitny polski baryton Robert Gierlach. Gwarantujemy więc Państwu wyjątkowy, wypełniony cudowną muzyką wieczór. Serdecznie zapraszamy do Sopotu.

 

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.