Sprawność godna podziwu [koncert Jarosława Nadrzyckiego w Polskiej Filharmonii Bałtyckiej]
1 kwietnia 2022 r. w Polskiej Filharmonii Bałtyckiej na Ołowiance zagrał Jarosław Nadrzycki, który zaprezentował gdańskiej publiczności Koncert skrzypcowy d-moll op. 47 Jeana Sibeliusa.
Ten jedyny koncert w dorobku Sibeliusa, którego trzon twórczości stanowi siedem symfonii i poematy symfoniczne, został ukończony w 1904 r. Później jednak fiński kompozytor wprowadził do niego pewne zmiany. Zrobił to po oficjalnej premierze, która – jak świadczą źródła – okazała się katastrofą. To niepowodzenie nie było jednak spowodowane niedoskonałościami warsztatu najwybitniejszego przedstawiciela fińskiej szkoły narodowej. Szalenie trudne partie na instrument solowy po raz pierwszy publicznie zaprezentował skrzypek Victor Nováček, który nie był do tego właściwie przygotowany (m.in. z powodu braku czasu na przećwiczenie materiału). W roli solisty miał początkowo wystąpić Willy Burmester, któremu dzieło to początkowo było dedykowane. Jednak z powodu jakichś przeciwności nie mógł wystąpić na premierze jedynego koncertu Sibeliusa w Helsinkach. Nie mógł tego zrobić również za kolejnym razem i wtedy kompozytor w przypływie złości skreślił pierwotną dedykację i poświęcił swój utwór bardzo młodemu wówczas skrzypkowi Ferencowi von Vecseyowi.
Zostawmy jednak historię, która chociaż ciekawa, to właściwie nie jest znów tak istotna, gdy słuchamy dzieł wybitnych kompozytorów wykonywanych przez uzdolnionych muzyków. Wielka muzyka ma przecież do siebie to, że przemawia językiem uniwersalnym, a upływ czasu nie odbiera jej wartości, może jedynie przesuwa akcenty i wypełnia nas pamięcią o różnych interpretacjach, dając ciekawe pole do porównywania, zestawiania, hierarchizowania. Tak też – pod względem ponadczasowości – jest z wirtuozerskim Koncertem skrzypcowym d-moll op. 47 Jeana Sibeliusa.
Jarosław Nadrzycki ma z pewnością odpowiedni warsztat, żeby mierzyć się z tak trudnym technicznie materiałem. Absolwent Akademii Muzycznej im. I.J. Paderewskiego w Poznaniu, laureat wielu konkursów z ciekawym dorobkiem fonograficznym i scenicznym. Nie dziwi więc, że Nadrzycki pod względem technicznym poradził sobie bez większego trudu z solowymi partiami stworzonymi przez fińskiego kompozytora ponad wiek temu. Trudne pasaże wykonywał ze znakomitą szybkością, bez potknięć, z dużą dokładnością. Zabrakło w jego grze może jedynie pewnego wyczucia, które trudno określić, jakiejś delikatności czy zabawy, swoistej lekkości. Wszystko wykonane było przez tego muzyka z wielką sprawnością, ale jednocześnie poza podziwem nie wzbudzało wielu emocji. A przecież tkwi w tym dziele pełno melancholii, wyrafinowanego smutku, a obok tego tkliwości nad pięknem harmonii.
Lecz koncert Sibeliusa to nie tylko partie skrzypcowe, lecz także muzyka m.in. fletów, obojów, fagotów, rogów i innych smyczków. Z Nadrzyckim 1 kwietnia zagrała Orkiestra Polskiej Filharmonii Bałtyckiej pod batutą Manuela Lópeza-Gómeza. Gdańscy artyści wraz z wenezuelskim dyrygentem nie zawiedli i zapewnili wysoki poziom muzyczny.
Po trochę ponadpółgodzinnym Koncercie d-moll Sibeliusa i bisach wykonanych na życzenie entuzjastycznej publiczności Orkiestra Polskiej Filharmonii Bałtyckiej zagrała jeszcze ilustracyjne „Preludium” z I aktu opery „Lohengrin” Ryszarda Wagnera oraz poemat symfoniczny „Śmierć i wyzwolenie” op. 24 Ryszarda Straussa.
Szczególnie to drugie dzieło było dopełnieniem całego wieczoru na Ołowiance, gdzie wirtuozeria muzyków wzbudzała podziw publiczności, a także pozwalała obcować z wielką muzyką, którą tak trudno określić i zdefiniować jej najważniejszy element – ten wzbudzający zachwyt. I może właśnie ze względu na tę niesamowitą efemeryczność wybitne dzieła nie przestają nas zachwycać, intrygować, ciekawić pomimo upływu lat i coraz to nowszych interpretacji.