Jadąc japońskimi drogami [o filmie „Drive my car”]
„Drive my car” to film w odbiorze niełatwy. Jego tempo jest wolne, dopiero w połowie opowieści pokazują się na ekranie nazwiska twórców (!), może się dłużyć. Mimo to pozostaje bardzo ciekawym i oryginalnym japońskim laureatem Oscara.
To zarazem kino poetyckie, choć inspirowane prozą światowej sławy pisarza Harukiego Murakamiego, a konkretnie jego opowiadaniem z tomu „Mężczyźni bez kobiet”. Książki tego autora mają wciągającą, ale i dość skomplikowaną fabułę. Jednak reżyserowi Ryūsuke Hamaguchiemu udaje się wyciągnąć z opowiadanej historii esencję i nie zagubić tego, co w niej najważniejsze. Opowieść dotyka najbardziej intymnych obszarów ludzkiej psychiki – poczucia winy, straty, braku odwagi w zmierzeniu się z samym sobą, niechęci do akceptowania sytuacji dwuznacznych i skłonności do idealizowania tego, co dla nas ważne.
Yūsuke (Hidetoshi Nishijima) jest aktorem i reżyserem teatralnym, zaś jego żona Oto (Reika Kirishima) telewizyjną scenarzystką, która na najlepsze twórcze pomysły wpada w łóżku, zupełnie jakby głównym natchnieniem był dla niej seks albo jak gdyby nadmiar skądinąd „typowych” dla artystki emocji znajdywał ujście w seksualnym spełnieniu. Łącząca małżonków więź wydaje się piękna, lecz także niepozbawiona niedomówień. Nagłe zniknięcie Oto pozostawi w mężczyźnie wiele pytań, na które nie od razu sam będzie gotów sobie odpowiedzieć. Dopiero po dwóch latach, gdy wyjedzie, co znamienne, do Hiroszimy, aby realizować warsztaty z wieńczącym je spektaklem „Wujaszek Wania”, będzie miał okazję skonfrontować się z bolesną przeszłością. A to za sprawą młodego Kōji (Masaki Okada), jednego z dawnych kochanków Oto. Pozna też dziewczynę, która mogłaby być jego córką, pochodzącą z marginesu społecznego Misaki (Tōko Miura), która jest tu wynajętą dla niego przez teatr szoferką – zgoda na kierowcę to warunek organizatorów: niegdyś zaprosili do siebie artystę, który spowodował groźny w skutkach wypadek, stąd ich przezorność. Odtąd to Misaki prowadzi czerwonego saaba, którego dotychczas Yūsuke niechętnie komukolwiek powierzał, nawet żonie; ponadto mężczyzna ma zwyczaj uczenia się na pamięć w aucie tekstów sztuk odczytywanych głosem Oto na nagranych wcześniej kasetach... Cóż, być kierowcą Yūsukego to wyzwanie, ale Misaki umie temu sprostać. W ten sposób tę dwójkę zaczyna łączyć niebanalna więź, odkryją, że mają ze sobą nadspodziewanie wiele wspólnego, mimo że na pozór dzieli ich niemal wszystko. Misaki prowadzi auto Yūsukego tak, że on sam zaczyna patrzeć inaczej na swoją życiową drogę. To właśnie w samochodzie odbywają się najważniejsze rozmowy bohaterów dramatu, samochód jest tu zresztą jako taki symboliczny, co odrobinę przypomina „Taxi–Teheran” (2015) Jafara Panahiego czy „Gran Torino” (2008) Clinta Eastwooda. Samochód jako konfesjonał, ślad dawnego życia albo łącznik pomiędzy przeszłością a przyszłością, przekazywane dalej dziedzictwo czy szansa na oczyszczającą podróż i nowy etap.
Na festiwalu w Cannes film Hamaguchiego zdobył aż trzy nagrody, w tym za najlepszy scenariusz. Kolejne szczególnie istotne wyróżnienie to Złoty Glob dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego, teraz Oscar dla najlepszego pełnometrażowego filmu międzynarodowego. Czy obraz ten na niego zasłużył? W moim odczuciu w tegorocznym zestawieniu znalazły się mocniejsze propozycje, jednakże trzeba pamiętać, że kino azjatyckie ma specyficzną estetykę, można się w nim pomimo pewnej jego europeizacji dopatrzeć symboliki nie do odczytania dla nieprzygotowanego zachodniego widza, bo przecież nie jedynie samochód jest tutaj symboliczny. Niemniej przesłanie zawarte w „Drive my car” jest uniwersalne i głębokie, a kilka scen odmienia nasze spojrzenie na kino, a zarazem też na teatr – sceny „Wujaszka Wani” zagrane z udziałem aktorki posługującej się językiem migowym pozwalają nam odświeżyć nasz stosunek nie tylko do klasyki, lecz także do sztuki w ogóle.
ZOBACZ TRAILER „DRIVE MY CAR”: