Wywiad z Jyotsną Srikanth
O tajnikach gry na skrzypcach indyjskich, o muzyce karnatycznej i o wrażeniach płynących z pobytu w Warszawie, z Jyotsną Srikanth rozmawiają Karolina Kolinek, Paweł Siechowicz i Michał Wieczorek.
Karolina Kolinek: Zacznijmy od twojej muzyki i instrumentu, na którym grasz - twoich skrzypiec. Czym różnią się skrzypce europejskie od indyjskich? Jaka jest różnica w sposobie gry, strojeniu i budowie?
Jyotsna Srikanth: Skrzypce, jako takie, nie różnią się między sobą - podróżowały z zachodu na wschód. W XVIII w. zostały przystosowane do muzyki indyjskiej, więc jeśli chodzi o budowę, skrzypce indyjskie i europejskie niczym się od siebie nie różnią. Odnośnie stroju: indyjskich skrzypiec nie stroi się kwintowo czyli E-A-D-G, tak jak na Zachodzie, ale stosuje się strój kwartowo-kwintowy, np. H-E-H-E, G-D-G-D.
K.K. Czyli strój nie jest ustalony na stałe?
J.S. Dokładnie. Jeśli chcę zagrać solo, zazwyczaj stroję skrzypce E-H-E-H. W innym wypadku, np. jeśli grze towarzyszy śpiew, dostosowuję się do wysokości głosu śpiewaka. Kiedy toniką jest G, wtedy decyduję się na strój G-D-G-D. A jeśli chodzi o pozycję gry: pochylamy się do przodu, trzymając skrzypce między kostką a podbródkiem. W ten sposób łatwiej grać glissanda, które w muzyce indyjskiej określa się mianem gamakas. Kiedy siedzi się w ten sposób, chwyt skrzypiec ułatwia wykonywanie takich glissand. Ale największą różnicą jest oczywiście sama muzyka. Wywodzę się z południowo-indyjskiej tradycji nazywanej muzyką karnatyczną, która jest niesamowitą mieszanką muzyki komponowanej i improwizowanej.
K.K. Jaka jest zatem różnica między muzyką karnatyczną a muzyką indyjską?
J.S. Muzyka karnatyczna to muzyką indyjską. Klasyczna muzyka indyjska dzieli się na dwa rodzaje: muzykę hindustani i karnatyczną. Hindustani to muzyka północno-indyjska, muzyka karnatyczna jest z kolei południowo-indyjska. Główne cele, założenia - wszystko to jest wspólne dla muzyki karnatycznej i hindustani. Różnice są drobne. W systemie muzyki karnatycznej jest więcej matematyki, więcej synkopowania. W tym roku, podczas olimpiady, byłam dyrektorem artystycznym London International Arts Festival, na który sprowadziliśmy szereg artystów z 11 krajów i skoncentrowaliśmy się właśnie na muzyce karnatycznej. Za rok chcemy zorganizować kolejną edycję tego festiwalu i zaangażować do niej dobrych artystów.
K.K. Słyszałam, że stosujesz specjalną oliwę do natłuszczenia palców przed grą. Dlaczego to robisz?
J.S. Stosuję odrobinę olejku kokosowego, żebym mogła lepiej ślizgać się po strunach podczas wykonywania glissand. Bez tego można utknąć, zaciąć się i stracić płynność gry. Stosuję więc olejek, żeby móc łatwiej grać glissanda.
K.K. Jaka jest rola improwizacji w twojej muzyce?
J.S. Improwizacja odgrywa w niej ogromną rolę. Wystarczy, że wskażesz mi jakiś dźwięk, jakąś melodię, a ja mogę zaimprowizować na jej podstawie. Grając muzykę karnatyczną stajesz się bardzo biegły w muzycznej matematyce, rytmie i improwizacji. To niezwykle bogaty ocean możliwości. Lwia część muzyki indyjskiej opiera się na improwizacji.
Paweł Siechowicz: Jak czułaś się dzisiaj na próbie, grając z tak wieloma różnymi, wspaniałymi muzykami wywodzącymi się z tak odległych niekiedy tradycji i kultur muzycznych?
J.S. To było wspaniałe! To zupełnie nowe doświadczenie. Możemy pochodzić z różnych części świata, z Afryki, z Indii, skądkolwiek, ale od razu można wyczuć, że cel jest jeden - muzyka. Ja mogę interpretować siedem dźwięków jako sa-ri-ka-ma-pa-da-ni, Ormianin może interpretować je inaczej. Interpretacje się różnią, ale gdy spotykamy się, by zagrać razem, wszyscy jesteśmy w stanie to zrobić. To naprawdę niesamowita sprawa.
P.S. To prawda. Wiem, że jesteś także lekarzem, patologiem klinicznym, łączysz więc medycynę i muzykę…
J.S. Kiedyś rzeczywiście byłam lekarzem patologiem, ale od 2004 roku jestem już zupełnie pogrążona w muzyce. Ona była moją pasją, ale wymagała tak dużo mojego czasu, że w pewnym momencie powiedziałam sobie: „Ok. Wystarczy. Od tej pory zajmuję się tylko muzyką”. Poza tym, często uczestniczę w sesjach terapii muzycznej w londyńskich szpitalach.
P.S. Myślisz, że muzyka może faktycznie pomagać, może leczyć?
J.S. Tak, oczywiście. Staram się robić użytek zarówno z mojej medycyny, jak i mojej muzyki.
P.S. Plan zajęć podczas Festiwalu jest bardzo napięty. Znalazłaś odrobinę czasu, by rozejrzeć się nieco po Polsce, po Warszawie?
J.S. Tak, byłam w pięknym parku i pałacu, w muzeum i na wielkim moście, z którego widać było stadion. Odwiedziłam jeszcze dwa kościoły. To naprawdę piękne miejsca. Tak naprawdę, to niektóre z nich przypominają mi Indie. Niektóre miejsca w Polsce, w których byłam, były zupełnie takie jak Delhi! Dokładnie takie jak Dehli! A jeśli chodzi o kulturę – jesteście tradycjonalistami, podobnie jak Hindusi. Podobało mi się to.
K.K. Na Festiwalu poprowadziłaś warsztaty z gry na skrzypcach indyjskich. Uczestnicy zrobili postępy, przykładali się?
J.S. Uczestnicy warsztatów byli na bardzo wysokim poziomie. Kiedy tu przyjechałam, miałam przygotowany materiał na sześć dni warsztatów – oni nauczyli się go w ciągu dwóch dni! Wszyscy byli profesjonalistami, pracowali w orkiestrach albo jako muzycy jazzowi. Bardzo szybko się uczyli. Musiałam więc usiąść i napisać dla nich, zanotować im dodatkowe fragmenty muzyczne, żeby mieli czym się zajmować podczas moich warsztatów. Naprawdę szybko się uczyli. Jestem z nich bardzo zadowolona.
P.S. A jak poradzili sobie z nauką improwizacji?
J.S. Uczyłam ich także tego. Pokazywałam im pewne schematy, uczyłam podstaw muzyki karnatycznej, pokazywałam wiele ćwiczeń na skrzypce w różnych skalach. W muzyce zachodu są dwie główne skale: durowa i mollowa, w systemie muzyki karnatycznej mamy 72 skale, więc musiałam pokazać im ćwiczenia, które mogły nauczyć ich gry w różnych skalach. Udało im się uchwycić główną ideę, więc byliśmy zadowoleni. Nauczyłam ich też kilku prostych piosenek, więc w zasadzie mogą zagrać 20-minutowy koncert muzyki karnatycznej.
Michał Wieczorek: Poza muzyką klasyczną grasz też Jazz i Fusion. Dlaczego łączysz te wszystkie gatunki?
J.S. Gram na skrzypcach również klasyczną muzykę zachodnią. Podczas egzaminu do Royal School of Music w Londynie grałam muzykę kompozytorów zachodnich, więc radzę sobie dobrze w obu systemach. Jednak moje korzenie są indyjskie i gram także muzykę indyjską. Mogę więc bardzo łatwo je ze sobą łączyć. W 2004 roku przeprowadziłam się z Indii do Londynu, ponieważ mój mąż zaczął pracować tam w branży informatycznej – oprogramowaniu. Wcześniej, będąc w Indiach, nagrywałam muzykę do ponad 200 bollywoodzkich filmów. Grałam dużo muzyki filmowej, komponowałam wiele muzyki baletowej, do filmów dokumentalnych, fabularnych itp. Mam małe studio nagrań w własnym domu. Spotkałam się w ten sposób właściwie z wszystkimi rodzajami muzyki. Zaczęłam też wszystkie je wykonywać, rozwijając swoją wiedzę. Współpracowałam z wieloma różnymi muzykami, co zainspirowało mnie do tworzenia prawdziwej muzyki fusion. W Indiach wygląda to w ten sposób, że wszyscy chcą robić fusion, ale wychodzi z tego tylko confusion – zamieszanie. Ty grasz, to co chcesz, ja gram, co chce – to nie jest fusion, to nie jest właściwe połączenie. Trzeba to zrobić we właściwy sposób. Nawet w Indiach moja muzyka fusion jest dość popularna. Raz chciałam na przykład połączyć tradycyjną melodię Irlandzką, z indyjskimi raga – moje fusion różni się od tego, co w Indiach określa się tym mianem.
M.W. A jaki jest twój ulubiony styl europejski?
J.S. Ulubiony… Nie mam ulubionych stylów. Kiedy czegoś słucham, wtedy wiem czy mi się podoba czy nie. Na przykład, kiedy Maria [Pomianowska – przyp. red.] grała polską muzykę na suce, bardzo mi się spodobało. Ktoś grał coś rumuńskiego – też mi się to spodobało. Każde miejsce ma swoją tradycję i swoją historię muzyki. Doceniam każdą z nich.
M.W. Kto jest twoim ulubionym hollywoodzkim kompozytorem?
J.S. Ilayaraja – to wielki kompozytor.
M.W. Słyszałem o nim. Ostatnio została wydana składanka jego muzyki symfonicznej z lat 70.
J.S. To naprawdę wielki kompozytor. A teraz będę miała okazję z nim współpracować jako solistka w jego koncercie na skrzypce indyjskie razem z London Philharmonic Orchestra w Royal Festival Hall. To świeża informacja, dopiero niedawno zostało to ustalone.
M.W. Co przygotowałaś na dzisiejszy koncert?
J.S. Na dzisiaj przygotowałam utwór w hamsadwani. Hamsadwani oznacza głos łabędzia. Oparte jest na skali pentatonicznej. Skomponowałam synkopowany rytm, który będę wykonywać razem z muzykami z Iranu, z północnych Indii i z Madagaskaru, którzy bardzo szybko się go nauczyli. Drugi utwór skomponowałam na podstawie indyjskiej ludowej opowieści, a trzeci skomponował Kilema – muzyk z Madagaskaru. Gram więc w tych trzech kompozycjach. Poza tym gram jeszcze utwór solowy, który nazywa się raguamsha. Utwór ten, napisany przez indyjskiego kompozytora, zainspirowany jest okresem, w którym Indie pozostawały pod panowaniem brytyjskim. Aż do tego momentu, hindusi nigdy nie mieli okazji usłyszeć zachodniej muzyki. Gdy to się jednak stało wraz z przybyciem Brytyjczyków, zaczęli komponować muzykę karnatyczną w zachodnim stylu. Ta kompozycja nazywa się raguamsha, gram ją w formie instrumentalnego solo.
M.W. Poza tym jesteś także nauczycielem. Lubisz uczyć? Kiedy zaczęłaś zajmować się pedagogiką?
J.S. 10 lat temu. Poza tym dużo występuję, dużo podróżuję. Podczas mojej nieobecności mój mąż przejmuje obowiązki nauczyciela. Dzięki temu zachowujemy ciągłość nauczania.
M.W. Ale czy twój mąż nie pracuje jako informatyk?
J.S. Pracował. Teraz, już od 2 lat, pomaga mi, bo sama po prostu nie zdążyłabym ze wszystkim. Gdy ma się dzieci, wszystko staje się trudniejsze. Ktoś musi zostawać w domu…
http://www.youtube.com/watch?v=LH8-OYkhwCA