Nie sposób się z tym pogodzić [wspomnienia o dr hab. Paulinie Sokołowskiej]
Początek wiosny odebrał nam nie tylko nestora światowej muzyki Maestro Krzysztofa Pendereckiego, lecz także wybitną polską skrzypaczkę młodszego pokolenia, dr hab. Paulinę Sokołowską.
Była związana z Uniwersytetem Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie, odeszła po długiej chorobie w Belgii. Do końca pozostawała aktywna artystycznie, w grudniu występowała m.in. z Januszem Olejniczakiem w Filharmonii Narodowej. Do ostatnich chwil wspierała także wartościowe inicjatywy i swoich studentów, rozumiejąc, że muzyka to przede wszystkim jedno z narzędzi, które służą wyrażaniu naszego potencjału, refleksji, emocji. Przeczytajcie, jak ją wspominają...
Pałka, Pałeczka. Gdy dostałam SMS-a, że umarła Paulina, w pierwszej chwili nie zrozumiałam, o kogo chodzi. Poznałyśmy się lata temu na Krasińskiego, w szkole, która nas wszystkich ukształtowała, stworzyła z nas wspólnotę bliskich sobie ludzi. Ja byłam nauczycielem i wychowawcą, ona, oni uczniami, ale dla mnie przede wszystkim Artystami, których koncertów słuchałam z zapartym tchem, nie do końca ogarniając ich ciężką pracę. Ale też nawet jej nie ogarniając, bardzo ją szanowałam, bo nigdy wcześniej z czymś takim się nie spotkałam. Po latach usłyszałam Pałkę w telefonie. Akurat była w Polsce. Nie można było nie rozpoznać tego głosu, tej intonacji, przeciągniętej, lekko flegmatycznej. Ogromnie dumna zabrałam swojego męża na Jej koncerty – w Łazienkach i na Zamku Królewskim. Przed koncertem opowiadała publiczności o muzyce, którą będzie grała. No i była to opowieść typowa dla Pałki, gawędziarska, prosta, prześmiewcza, wzruszająca. Trudno było się w nią nie wciągnąć. A potem wzięła do rąk instrument i zagrała. Zjawiskowo, magnetycznie, obezwładniająco. Powiedziała mi, że pisze doktorat. Myślałam, że doktorat muzyczny polega przede wszystkim na zagraniu koncertu. Ale dla Niej to było też wytrwałe poszukiwanie w najrozmaitszych archiwach, w różnych językach, dokumentów o zapomnianym skrzypku Feliksie Janiewiczu. Pałka była materiałem na rasowego naukowca. Tropiła, badała, analizowała, wydobywała z zapomnienia fascynujące materiały. Jak ją pamiętam? Mam dwa wspomnienia – licealne i to późniejsze, koncertowe. W tym pierwszym jest właśnie Pałką, luzaczką z tą swoją łobuzerską miną. W tym drugim jest Wirtuozem, Artystką, ale nadal bardzo zwyczajnym, normalnym człowiekiem, bez nawet śladowej domieszki zarozumialstwa. Pałeczko – zawsze tak do Ciebie mówiłam – a może jednak można to wszystko cofnąć? Może możesz jakoś, choć na chwilę, do nas wrócić?
(Monika Kostaszuk-Romanowska, nauczycielka)
*
Znałyśmy się z widzenia ze szkoły muzycznej na Krasińskiego i ze studiów na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina. Pamiętałam ją jako genialną skrzypaczkę, zaprzyjaźnioną z naszą wspaniałą polonistką Moniką Kostaszuk-Romanowską. Siedem lat temu, kilkanaście dni po moim ślubie, Paulina Sokołowska napisała mi spontanicznie piękne życzenia. Wtedy okazało się, że dzielimy te same wartości. Potem – jak Anioł – pojawiała się nagle w wiadomościach, zawsze z sercem, troską i modlitwą za naszego chorego synka Wojtka i za mnie, bo w pewnym momencie zaczęła martwić się także moimi problemami z arytmią, chociaż sama miała dolegliwości sercowe o wiele większe. Tego swojego kochanego, przepełnionego dobrocią serca miała dla wszystkich nieskończenie wiele. Gdzieś, kiedyś, między słowami, nieśmiało zaczęła wspominać o swojej chorobie i że nie wie, czy jej serce to wytrzyma. Nie wytrzymało. Poleciało stęsknione do Pana Boga, któremu tak zaufała. Dziękuję Ci z całego serca za serce, Aniele; spoczywaj w pokoju, choć wiem, że nadal będziesz nad nami wszystkimi czuwała, bo »coś Ci każe tak robić«, jak mi kiedyś pisałaś.
(Karolina Marchlewska-Trzmiel, pianistka)
*
Nasze rodziny znały się od lat, byliśmy też razem w klasie skrzypiec. Zawsze pomocna, uśmiechnięta, z wyjątkowym poczuciem humoru i dystansem do życia. Po prostu dobra, piękna dusza, która odeszła o całe życie za wcześnie. Na zawsze pozostanie w naszej pamięci.
(Piotr Gadzina, skrzypek)
*
Składam najszczersze wyrazy współczucia Rodzinie i Przyjaciołom Pani Profesor. Nie ma słów na to, by opisać, jak wielka jest to strata. Z Panią Profesor pracowałyśmy razem tylko pięć miesięcy, ale był to inspirujący w każdym aspekcie czas. Pani Profesor żyła, grała i uczyła pięknie. Odkryła przede mną własne możliwości i nowe przestrzenie muzyki do dalszej eksploracji. Wymagała ode mnie coraz więcej i pokazywała, jak to osiągnąć. A przy tym była po prostu sympatyczna, ciepła, szczera i zawsze dostępna, wiedziałam, że mogę z nią o wszystkim porozmawiać. Lekcje u niej były dla mnie zawsze ogromną przyjemnością. Chciała, byśmy my, jej studenci, byli spełnionymi muzykami, a przede wszystkim – szczęśliwymi ludźmi. Mam nadzieję, że jej nie zawiodę. Nie mogę jeszcze uwierzyć, że już się z nią nie zobaczę, nie pogadam z nią przez telefon, nie będę mogła do niej napisać na Messengerze z »randomowym« pytaniem. Bo to nigdy się nie mieści w głowie, kiedy odchodzi osoba tak mi bliska, a jednocześnie jeden z największych autorytetów. Szukam w sobie wdzięczności, że miałam zaszczyt być studentką artystki takiego kalibru. Świadomość, że dałam z siebie wszystko w ciągu tego semestru, znam kierunek, w którym miałyśmy pójść we dwie, koi ból, choć tylko na chwilę. Tyle mi zostało – e-mail z uwagami do nagrania utworu sprzed tygodnia, zapiski z lekcji i postanowienie, żeby nasza wspólna praca nie poszła na marne. Pani Paulino, zmieniła Pani moje życie. Na zawsze.
(Kaja Michałowicz, studentka w klasie skrzypiec dr hab. Pauliny Sokołowskiej i prof. Krzysztofa Bąkowskiego na UMFC)
*
Paulina... Piękny muzyk, pełna pasji skrzypaczka, z pomysłem na siebie i wyjątkowym umysłem. Gdy byłam mała, zapatrzona w klasę mojej o osiem lat starszej siostry i plątałam się po budynku naszej wspólnej szkoły, Paulinę polubiłam szczególnie. Pogodna, dowcipna, otwarta... I gdy po wielu latach się spotkałyśmy i przypadkowo powiedziała mi, że w szpitalu czytała na moim wallu na Facebooku »mm.« i moje anegdotyczne opowiadania, dodała mi skrzydeł jak nikt. W tamtym czasie niektórzy uważali, że za dużo piszę, że zbytnio o sobie, że czasem trudno mnie zrozumieć, a tu Ktoś, kto z uśmiechem na ustach znosił tak potężne trudności i kto w ogóle nawet nie musiał pamiętać, kim ja jestem, co robię i dzielić się ze mną czymkolwiek, powiedział mi coś, co mnie zainspirowało prawdopodobnie na zawsze. Bo pomyślałam, że jeśli choć jedna Osoba, w tak trudnym położeniu i o tak szerokich horyzontach, mówi ci, że rozpogadzają ją twoje autorskie teksty, to naprawdę warto dzielić się swoimi przemyśleniami, twórczymi ideami i przeżyciami, a nie tylko pisać do szuflady i na co dzień udawać, że nie jest się wrażliwym i refleksyjnym. Nigdy nie usłyszałam niczego ważniejszego, mimo wielu egzaminów, konfrontacji, recenzji itd. Paulino – dziękuję Ci, że powiedziałaś mi coś, co było dla mnie Światłem w chaosie, który czasem zmusza nas do bycia obojętnym i twardym na zewnętrzne sugestie, jeśli nie chcemy zaprzeczyć własnemu głosowi serca. W takich momentach czyjeś szczere, dobre słowo jest jak łyk chłodnej wody na pustyni. Dziękuję, dziękuję, dziękuję... Jestem przeszczęśliwa, że mogłam usłyszeć Cię po raz ostatni na koncercie w Filharmonii Narodowej – jaśniałaś. Czasem jedno, na pozór błahe spotkanie wystarczy, aby człowiek zamieszkał w czyimś sercu i dodawał ducha. Byłaś takim Człowiekiem!
(Maja Baczyńska, muzyk, reżyser, autorka tekstów)
*
Nie mogę uwierzyć, że Paulina już od nas odeszła... Uczyłyśmy się razem w jednej klasie, przezywaliśmy ją w szkole »Pałka«. Mam w oczach jej uśmiech i wymowne niebieskie oczy. Miała duże poczucie humoru, inteligencję i wiele fantastycznych powiedzeń. Zawsze koleżeńska, pomocna, przyjazna, o barwnej osobowości i o bardzo dobrym sercu, a do tego wyjątkowa, skromna, bardzo wartościowa dziewczyna. Pięknie grała. Ostatnie lata ciężko ją doświadczyły chorobą. Głęboko wierzyłam i miałam nadzieję, że jej stan zdrowia się poprawi. Wiadomość o jej śmierci była szokiem. Nie sposób się z tym pogodzić...
(Dagny Baczyńska-Kissas, pianistka, kompozytorka)