Wieczna podróż Marie Fredriksson [1958-2019]
Gdy odchodzi idol czasu młodości, to jakby umierała w nas jakaś część - właśnie ta z czasów, w których byliśmy młodsi, piękniejsi, wszystko było łatwiejsze i ciekawsze...
Bo właściwie dlaczego jest nam tak smutno? Mieszkała w dalekiej Szwecji, od pewnego czasu już nie występowała, bo w 2016 roku lekarze odradzili jej forsowanie na scenie. Od 2002 roku chorowała na raka mózgu. I choć lekarze nie dawali jej szans ("kilka miesięcy życia w najlepszym wypadku" - mówili po diagnozie), ona dzielnie radziła sobie z chorobą przez następne 17 lat. W tym czasie wydała płytę i pojechała w tournee z Perem Gessle, swoim artystycznym partnerem z duetu Roxette. Miała męża, dwójkę dzieci. Miała piękne, szczęśliwe, choć na ostatniej prostej dość trudne życie. To dlaczego nam tak smutno? Czy to dlatego, że śmierć idola uświadamia nam nasze własne przemijanie?
Marie. Fredriksson. Będziemy pamiętać. I choć świat znał ją najbardziej z przebojów "The Big L." "It must have been love" "Listen to your heart" czy "Spending my time", my przypomnimy intymną, piękną balladę z jednego z jej solowych albumów nagranego w języku szwedzkim. Den ständiga resan. Wieczna podróż. Żegnaj, Marie.