Typologia Polaków w Muzeum Etnograficznym
Wraz z odwilżą w polskiej kulturze otworzyło się i Państwowe Muzeum Etnograficzne w Warszawie. Jest to jedno z bardziej lubianych stołecznych muzeów z uwagi na jego różnorodność tematyczną i otwartość na wielokulturowe tradycje. Tym razem jednak dość mocno nas zaskoczyło…
…bo najwyraźniej postanowiło się na siłę i konsekwentnie uwspółcześnić i osadzić w popularnym dyskursie społecznym. I tak na jednej z ekspozycji znalazła się twórczość artysty wizualnego i projektanta, członka grupy artystycznej Dom Mody Limanka, Tomasza Armady (ur. 1994). „Równorodność” to jego artystyczna interpretacja aktualnej kondycji Polaków. Jak czytamy we wstępie do wystawy: „Kolekcja strojów Tomasza Armady ma oderwać Polaków od codziennego, wydawałoby się przezroczystego, obrazu nas samych. Artysta potraktował modę jako język opowieści o nowej polskości ostatnich 30 lat”. I z jednej strony cieszy niekonwencjonalne podejście do sztuki i dialogu z tradycją, jej swoista reinterpretacja i osadzenie w kontekście aktualnych społecznych przemian, z drugiej – trudno oglądać tak powierzchowną wypowiedź artystyczną. Jeśli miał to być autorski komentarz do obserwowanej i poddanej krytycznej analizie rzeczywistości, to wielka szkoda, że ograniczył się do powielania spostrzeżeń na poziomie internetowych dyskusji. Być może zresztą o takie ogólne, maksymalnie przystępne i czerpiące z kultury masowej ujęcie tematu artyście chodziło, niemniej ja jako stała bywalczyni Muzeum Etnograficznego i odbiorca ambitny, choć i znowu nieprzeintelektualizowany, poczułam się dość mocno zawiedziona. Przy tym sam pomysł (współczesna typologia Polaków) bardzo mi się spodobał, jego realizacja także zaimponowała mi wysokim poziomem profesjonalizmu (Tomasz Armada jest absolwentem Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi), rozczarowały mnie natomiast wnioski artysty zawarte w przydługich opisach prac (domyślam się, że w tym wypadku każdy projekt funkcjonuje jedynie wraz z notą o nim) oraz negatywne emocje, które we mnie wzbudziły. Na szczęście po wyjściu z muzeum po prostu o całej ekspozycji zapomniałam aż do chwili, gdy zaczęłam pisać tę recenzję.
13 typów polskich
Na wystawie można obejrzeć 13 typów polskich (Fajnopolak, Emerytka z Gazetką Dyskontu, Autorytet z Wykształciuchem, Beneficjent 500+, Kiepski, Modni Geje, Korpolaska, Alternatywka, Tradycyjna Pani Domu, Patusiara, Prawdziwy Mężczyzna, Ukrainiec i Odmieniec) na wzór dawnych podręczników etnografii. Wszystkie stanowiące swoistą karykaturę, niestety mniej dając do myślenia, a bardziej zniechęcają do wszystkiego, co nas otacza. Już same określenia użyte w typologii do złudzenia przypominają akcję ZTM-u, w której porównywano poszczególne typy pasażerów do różnych potworów, w nazewnictwie nawiązując do naszych najczęstszych przywar. W istocie oglądamy 13 typów wyeksponowanych tu niczym w zoo, tyle że z uwięzionymi na wyznaczonych metrach kwadratowych i „karmionych” przez tłumy Polakami. Polskość jest tu potraktowana skrótowo niczym w komiksie i niewiele ma wspólnego z rzeczywistością, na którą patrzy się przez pryzmat życzliwości i zrozumienia. Jest to zatem „polskość” wyłącznie taka, jaką jest w stanie uchwycić i rozpoznać Tomasz Armada, a nie jej pełnia, wieloaspektowość, niejednoznaczność. I artysta ma do tego oczywiście prawo, co sama potwierdzam jako artystka, tylko że tutaj mówi się o „Polaków portrecie własnym”, a należałoby w takim razie napisać: „Jak Polaków widzi czy raczej nie chce widzieć Tomasz Armada”. Dla mnie nie ma tu piękna pomimo brzydoty czy brzydoty mimo piękna – jest tylko brzydota, prowokacja, wyostrzenie takich czy innych prymitywizmów, które choć mają swoje miejsce w każdej ojczyźnie, to przecież nie stanowią jej esencji, a już w żadnym wypadku nie stanowią budulca tożsamości zwiedzających, dla których została przeznaczona tego rodzaju ekspozycja. Ponieważ miłośnik sztuki, a zwłaszcza tradycji różnych kultur (a takim niewątpliwie zazwyczaj jest bywalec Muzeum Etnograficznego), nie odnajdzie w sztuce Armady nic sobie bliskiego, można zaryzykować stwierdzenie, że przyjdzie na wystawę obśmiać się z tych, którzy na nią z założenia nie przyjdą. Pytanie tylko, czy o takich odbiorców chodzi Muzeum Etnograficznemu, które jak dotąd było symbolem otwartości na to, co inne.
Stereotypowo o stereotypach
„Równorodność” prezentuje nam świat płytki i ponury rodem z „Drogówki” Wojciecha Smarzowskiego, a to przecież zaledwie wycinek Polski. Tymczasem wciąż są wśród nas tacy, którzy choć są gotowi zauważać usterki rzeczywistości i traktować je żartobliwie, ale i bez pobłażliwości, to przecież pozostają dla niej czuli niczym Krzysztof Kieślowski dla bohaterów swojego „Dekalogu”. Cóż, być może taką czułość osiągają artyści dopiero po przeżyciu więcej niż 30 lat w kraju. „Równorodność” nie jest więc wbrew pozorom „głęboką refleksją”, która „daje nam narzędzia do poznania i zrozumienia siebie” (jak jest rekomendowany cały projekt „Rzeczy kultowe” realizowany w PME w latach 2018–2020, a którego pokłosiem jest wystawa Armady właśnie), ani „lustrem prawdy”, w którym pod płaszczykiem uprzejmości ukrywamy wzajemną wrogość i nareszcie ktoś konfrontuje to, jak sami o sobie myślimy z tym, jak jest naprawdę. Zgodzę się jedynie, że Tomasz Armada zachęca do tego, aby się zmierzyć ze stereotypowym myśleniem o nas samych, które często wpajają nam media. Byleby tylko skłoniło nas to do pogłębionej refleksji.
(MB)