Tu mansarda, tam placyk, czyli Cyganeria w Bytomiu

06.02.2017
Tu mansarda, tam placyk, czyli Cyganeria w Bytomiu

X. ADRIAN NOWAK: W połowie grudnia Opera Śląska sięgnęła po wznowienie „Cyganerii” Giacomo Pucciniego. Piękna i prosta w treści opera jest jednym ze sztandarowych tytułów granych na całym świecie. Wielkie partie wokalne, kreowane przez dziesiątki lat, odkąd opera ta weszła na afisze, sprawiły, że melomani chętnie wybierają się do teatru, by choć na kilka chwil przenieść się w świat paryskiej bohemy.

Inscenizacja Opery Śląskiej oparta jest na premierze z 1980 r. do której scenografię przygotował Wiesław Lange, z pochodzenia Ślązak. To jego ostatnie dzieło, które do dziś wykorzystuje się w polskich teatrach. A nie zrezygnowano z niego, gdyż jest ponadczasowe. Tu mansarda paryska, tam paryski placyk, bez udziwniania, unowocześniania na siłę. Stroje stylizowane na francuskie, jakby żywcem wzięte od przedstawicieli paryskiej cyganerii. A wszystkie elementy spięte w niewidzialny sposób cudowną muzyką Pucciniego, która zapewnia wszystkim scenom klimat dni, w których dzieje się akcja. Za inscenizację odpowiedzialny był Bogdan Desoń – na co dzień także solista Opery Śląskiej.

Po spektaklu zamieniłem kilka słów z dyrygentem, Francesco Bottigliero, który już nie jedno dyrygował i nie jedną produkcję widział. Stwierdził, że produkcja bytomska jest po prostu „bella…” No i nie mogę się z nim nie zgodzić. Rzeczywiście jest piękna – właśnie przez swoją prostotę. Podkreślało to wielu widzów po spektaklu. Swoją drogą maestro okazał się być człowiekiem z poczuciem humoru. Gdy dowiedział się, że będę pisał dla magazynu Presto, stwierdził: „Mam nadzieję w związku z tym, że nie dyrygowałem za wolno…”

Muzycznie spektakl był przygotowany perfekcyjnie. Nie wiem, czy to zasługa włoskiego dyrygenta i jego zmysł interpretacyjny, czy wysoki poziom muzyczny teatru z Bytomia, ale przyznać trzeba, że miło słucha się orkiestry towarzyszącej śpiewakom. Być może jedno i drugie. Pewne jest, że Opera Śląska dba o jakość swoich przedstawień. I choć przecież nie należy do największych polskich scen, to jest to teatr liczący się, nie tylko dla melomanów, ale i dla występujących tam muzyków i śpiewaków.

Ciekawostka: Francesco Bottigliero jest także kompozytorem. Całkiem niedawno DUX wydał jego autorską płytę „Cancion”.

Obsada spektaklu to kolejny jego atut. Udało mi się zobaczyć duet, którego od ponad roku nie widziałem razem na scenie. Mogłem więc jakby na świeżo posłuchać głosów, które osobiście bardzo lubię.

Partię Mimi śpiewała Karina Skrzeszewska, a jej partnerem scenicznym tego wieczoru był Adam Sobierajski w roli Rodolfo. Cóż powiedzieć, nie zawiodłem się na tej konfiguracji. Powiem więcej… Karina Skrzeszewska, brzmi dla mnie niezwykle świeżo, inaczej zupełnie niż w „Łucji z Lammermooru” czy „Marii Stuardzie”, w których to rolach miałem możliwość poznać ją wcześniej. Jej Mimi jest serdecznie ciepła, pozbawiona figur koloraturowych, bo to przecież zupełnie inny sopran, a jednak pełna mocy i wdzięku. Skrzeszewska przebudowała swój głos na potrzeby tejże roli, zachowując przy tym krystaliczność i momentami cudownie brzmiącą delikatność. Pomyli się jednak ktoś, kto pomyśli, że jest to za mały głos dla tej roli. O nie, śpiewaczka w doskonały sposób kontroluje emocje i barwę, nadając jak najbardziej właściwy w danej scenie koloryt. Jest po prostu świetna. W swoich popisowych ariach brzmi niezwykle mocno, by już za chwilę w duetach z Adamem Sobierajskim być czułą i delikatną kobietą, lirycznie brzmiącą.

Mimi od samego początku budzi sympatię, a przecież o to chodziło Pucciniemu. Karina Skrzeszewska gra ją z wielkim wyczuciem roli i wdziękiem. Widzimy więc schorowaną osobę, przeżywającą swój dramat, który narasta wraz z kolejnymi scenami, by w przejmujący sposób zakończyć się chwilą śmierci w ostatnim akcie. Świetna gra sceniczna. Nawet udawana gruźlica w wykonaniu Skrzeszewskiej brzmi bardzo wiarygodnie.

Adama Sobierajski to tenor wszechstronny. Śpiewa zarówno Haendla, jak i Rossiniego, nie boi się repertuaru rozrywkowego, co udowodnił w projekcie z Michałem Gaszem. Rodolfo jest w jego wykonaniu poetycko szczery i zazdrosny o swą Mimi. Piękny duet z pierwszego aktu czy wcześniejsza aria „Che gelida manina…” ukazują dojrzałość, potęgę głosu śpiewaka i jego zdolność do zmian zależnie od potrzeb. Myślę, że jest to świetne dobrany duet do tej opery.

W partii Marcella zaprezentował się Szymon Mechliński, któremu jako Musetta partnerowała w niedzielnym przedstawieniu Ewa Majcherczyk. Mechliński to baryton o dość znaczącym wolumenie, może nawet momentami aż za bardzo. Jednak dzięki tej umiejętności nie odstaje głosem od Skrzeszewskiej czy Sobierajskiego nadając swej postaci wyrazistość. To głos brzmiący bardzo pewnie, głos ustawiony, a przede wszystkim odważny, mocno dramatyczny w sytuacjach, gdy trzeba podkreślić np. wzburzenie. Daje to z kolei świetne współbrzmienie z Musettą, która w osobie Ewy Majcherczyk jest kobietą o zdecydowanym temperamencie – początkowo mocno uwodzicielska, wręcz erotyczna, potem przemienia się w postać lekko wyniosłą, rządną przygód miłosnych, a w ostatniej scenie staje się wierną przyjaciółką Mimi, gotową do poświęceń. Bardzo przyjemnie ogląda się jej Musettę, widać, że jest to rola dobrze przemyślana, jeśli chodzi o przemianę postaci. A to ważne, ponieważ jest to istotna rola w spektaklu.

Nie da się ukryć, że Ewa Majcherczyk to kolejny świetny głos na deskach bytomskiej sceny tego wieczoru. Jej głos jest bardzo ciepły, co w przypadku sopranów ma raczej wielkie znaczenie. Jest to głos o wielkiej kulturze wykonawczej. Nie męczy słuchacza co często zdarza się wśród młodych sopranistek. Niewiele jest takich, które nie drażnią w wysokich rejestrach a na tej scenie i to w jednym przedstawieniu mamy aż dwa. Bo zarówno Skrzeszewska jak i Majcherczyk genialnie kontrolują swoje głosy pokazując niesamowity kunszt. Cieszy jednocześnie to, że wymienione przeze mnie osoby to nie tylko świetne głosy, ale to także równie dobrze przygotowane aktorsko postacie. Widać wielką swobodę podczas spektaklu i to robi wrażenie na widowni.

Szczerze powiem, że jestem pod ogromnym wrażeniem tego wydarzenia. To kolejna bardzo udana produkcja Opery Śląskiej. A to mnie osobiście jako Ślązaka bardzo cieszy. Ciekaw jestem jeszcze pozostałych konfiguracji obsady, gdyż i tam padają nazwiska bardzo znaczące dla współczesnej sceny operowej, że wymienię tylko Annę Wiśniewską – Schoppe jako Mimi, czy Andrzeja Lamperta w roli Rodolfo albo Ewelinę Szybilską jako Musettę. Mamy przegląd naprawdę świetnych artystów i przedstawienie godne uwagi, warte pokazania na wielu innych scenach operowych w kraju i zagranicą.

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.