Tam i wtedy [refleksja w 76. rocznicę wyzwolenia obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau]
Na rok 2021 przypada 76. rocznica wyzwolenia obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Miejsca, które stało się złowrogim symbolem śmierci, zniszczenia, bestialstwa i… nadziei ponad wszystkimi wymienionymi.
To, co się wydarzyło za sprawą nazistowskich Niemiec i ich popleczników podczas II wojny światowej, wpłynęło na całe pokolenia. Wojenna trauma towarzyszyła tym, którzy ocaleli, a także kładła się cieniem na życiu osób wrażliwych, które przeżywały losy pokolenia swoich rodziców i dziadków tak, jakby miały one miejsce„tu i teraz”. Z „tu i teraz” jest zresztą ciekawa sprawa – bardzo szybko staje się przeszłością, dlatego oddzielanie jej grubą kreską od teraźniejszości jest jedynie działaniem chwilowym, z gruntu formalnym.
Wesprzeć w depresji
Zdarza się, że ktoś w rodzinie wcale nie miał „specjalnie” zasłużonych postaci, że jego przodkowie „jakoś” przetrwali wojenną zawieruchę. Może jednak bohaterstwo było udziałem także tych, którzy po prostu zachowali ludzką twarz i przeżyli bądź zginęli lub którzy cudem uniknęli śmierci. W obozach koncentracyjnych bardzo trudno było cudem uniknąć śmierci, chociaż czasem się to zdarzało. Udało się to na przykład urodzonemu w żydowskiej rodzinie w Warszawie Szymonowi Laksowi, kompozytorowi, pisarzowi, publicyście, tłumaczowi. W 1941 r. został aresztowany w Paryżu, w lipcu 1942 r. deportowany do KL Auschwitz, gdzie aż do końca 1944 r. był członkiem i dyrygentem więźniarskiej orkiestry w obozie męskim w Birkenau, co opisał w swojej autobiograficznej książce „Gry oświęcimskie”, po raz pierwszy wydanej w 1979 r. „…uważam za swój obowiązek spróbować opowiedzieć i jakoś uwiecznić ten skądinąd znamienny rozdział »historii muzyki«, którym chyba się nie zajmie żaden zawodowy historyk tej gałęzi sztuki” – wyjaśniał autor na jej kartach. Podobna intencja przyświecała Victorowi E. Franklowi – profesorowi neurologii i psychiatrii Uniwersytetu Wiedeńskiego, twórcy szkoły logoterapii, gdy jeszcze w 1945 r. zasiadał do pisania swojej książki „Człowiek w poszukiwaniu sensu”:
- Napisałem ją w ciągu dziewięciu dni, wielce zdeterminowany, aby została wydana anonimowo – wyjaśnia Frankl. – Tak też się stało i na okładce pierwszego, oryginalnego niemieckiego wydania brak jest mego nazwiska, chociaż w ostatniej chwili, tuż przed publikacją, dałem się wreszcie przekonać przyjaciołom, którzy naciskali, aby nazwisko autora znalazło się przynajmniej na stronie tytułowej pierwszego wydania. Nie ulega jednak wątpliwości, że pisałem ją z głębokim przekonaniem, iż jako dzieło anonimowe nigdy nie przyniesie ona swemu autorowi literackiej sławy. Zależało mi przede wszystkim na tym, aby posługując się konkretnym przykładem, przekazać moim czytelnikom, że życie ma sens w każdych okolicznościach, nawet tych najbardziej nieludzkich. Sądziłem, że jeśli przedstawię moje przemyślenia w kontekście sytuacji tak skrajnej, jaką jest pobyt w obozie koncentracyjnym, zyskam dodatkowy posłuch. Czułem, że moim obowiązkiem jest wierne odtworzenie swoich doświadczeń, uważałem bowiem, że może to pomóc ludziom skłonnym do depresji. Jest więc dla mnie czymś zaskakującym i wyjątkowym zarazem, że spośród kilkudziesięciu książek, które wyszły spod mego pióra, właśnie ta jedna, którą zamierzałem wydać anonimowo, aby za jej ewentualnym sukcesem nie stała konkretna osoba autora – że to właśnie ona stała się bestsellerem – konkluduje.
Cuda, ślady i trwanie
Nie wszyscy jednak mieli taką możliwość jak Laks czy Frankl, aby po wojnie podzielić się swoimi przeżyciami – choćby z czytelnikami. Wśród więźniów żydowskich przewożonych z różnych krajów Europy byli też np. kompozytorzy Viktor Ullmann i Pavel Haas. Pierwszy z nich studiował muzykę w Wiedniu, choć żył i pracował w Pradze, i to właśnie stąd wywieziono go do Terezína, a następnie zamordowano w 1944 r. w KL Auschwitz. Paradoksalnie większa część jego twórczości powstała właśnie w tym końcowym okresie jego życia. Z kolei Haas pochodził z Brna, gdzie siękształcił muzycznie m.in. pod okiem Leoša Janáčka. On również został deportowany do Terezína, a potem podobnie jak Ullmann zginął w KL Auschwitz, nie doczekawszy wyzwolenia 27 stycznia 1945 r., którego dokonali żołnierze radzieccy, a które poprzedzały przeprowadzane przez żołnierzy niemieckich deportacje więźniów, niejednokrotnie kończące się śmiercią. Po każdym z nich został istotny ślad – twórczość muzyczna, która w ten sposób zapewniła im wieczną pamięć zarówno o talencie, jak i o przedwcześnie przerwanym życiu.
Nie tylko więźniowie żydowskiego pochodzenia ginęli w KL Auschwitz-Birkenau, bo i wielu innych, w tym Romowie oraz Polacy, od których tragiczne transporty w 1940 r. w ogóle się rozpoczęły. „Polska zostanie wyludniona i zasiedlona przez Niemców” – przemawiał 22 sierpnia 1939 r. w Obersalzbergu Adolf Hitler. „Jest rzeczą konieczną, by wielki naród niemiecki widział swe główne zadanie w zniszczeniu wszystkich Polaków” – apelował z kolei Heinrich Himmler w przemówieniu z 15 marca 1940 r., skierowanym do komendantów obozów w okupowanej Polsce.
fot. Paweł Sawicki, źródło: http://www.auschwitz.org
O tym, że doświadczenia pokoleń nieuchronnie naznaczają naród, może świadczyć twórczość polskiego poety, eseisty, dramaturga i filozofa Bohdana Urbankowskiego, którego ojciec był więźniem obozu koncentracyjnego Buchenwald. Jego „Głosy” to imponujących rozmiarów poetyckie dzieło, w którym do rangi poezji urastają nawet nagrobne napisy, donosy czy dokumenty przewozowe. Ten wstrząsający dokument zbrodni to zarazem świadectwo, jak pokoleniowe traumy przenikają do świata sztuki i jak sztuka stara się z nimi uporać oraz znaleźć dla nich należne im miejsce. W cyklu Urbankowskiego każdy wiersz uosabia inną postać, stąd jego tytuł. Intencje, które przyświecały powstaniu tego dzieła, zostały określone już na pierwszych stronach książki: „Każdy wiek, każde pokolenie ma swoich umarłych. Mają oni do powiedzenia żywym tylko tyle, ile żywi odważą się pojąć z ich śmierci” – Urbankowski stara się pojąć więc jak najwięcej, choć granice obozowego okrucieństwa siłą rzeczy pozostaną niepojęte dla wszystkich, którzy z nim się nie zetknęli. Jeżeli jednak pragniemy prawdy, a przynajmniej rzetelnego odtworzenia zdarzeń, w których można upatrywać przyczyn tego, co następuje później , to niech nas nie dziwi, że ani indywidualnego sumienia, ani sumienia artysty nie da się odciąć od źródła, jakim są dzieje ojczyzny, świata, a ogólniej - pamięć.
Jednym z najbardziej przejmujących bohaterów „Głosów” jest Karolek, chłopiec w wieku lat trzech, który symbolizuje dziecięcą naiwność, czystość i niezrozumienie przeżywanego koszmaru, który zarazem zadaje pytania, na które żadna matka nie chciałaby odpowiedzieć, a jednak jedna musi… Do czasu.
Karolek
Wiem, jak stąd uciec
każdej chwili:Pierwszy sposób: zacisnąć oczy
nawet kiedy ciągnę gałęzie
jesteśmy znów razem, mamo
i znów jest słoneczny ranek
i lato
póki kapo nie zacznie wrzeszczeć
czasem uderzyDrugi sposób: zagrzebać się w siennik
gdy innych gnają do pracy
znów możemy być razem, mamo
Jeśli nie pobiegnę na obiad
to tak długo
jakbyśmy szli za miasto, aż nad rzekę
gdy jeszcze żyłaś.Trzeci sposób
to robią tylko dorośli
gdy jest już bardzo źle
zaczynają coś mamrotać albo krzyczeć
i idą prosto na drutyJa bym się bał
ale kiedy zobaczę, że ktoś idzie
poproszę: weź mnie za rękę
i ucieknijmy razem
Takich dzieci jak Karolek w obozach koncentracyjnych było mnóstwo, niektóre urodziły się już za drutami, wiele z nich poddawano okrutnym eksperymentom medycznym dr. med. Josefa Mengelego. Jeszcze więcej nie przeżyło: „W Auschwitz zamordowano ponad 200 tys. dzieci. Zupełnie niewinnych, dobrych, ciekawych życia, kochających swoich najbliższych, ufnych dzieci. Nigdy świat dorosłych – przecież tak często niesprawiedliwy i okrutny – nie objawił tak bardzo swojej bezduszności, swojego zła. Tego się nie da usprawiedliwić żadną ideologią, żadnymi rozliczeniami, żadną polityką” – wypowiedział się w kontekście tegorocznej rocznicy dyrektor Muzeum Auschwitz-Birkenau dr Piotr M.A. Cywiński. Choć znane są też nieprawdopodobne historie, gdy to wówczas małoletni świadkowie historii żyją po dziś dzień, a pamięć o rzeczywistości obozowej, w której przyszło żyć ich rodzicom, nadal pozostaje istotnym elementem kształtującym ich tożsamość i niekoniecznie należy to traktować wyłącznie jako obciążenie psychiczne. Bo dzięki tym „cudom” oraz „śladom” z „tam i wtedy”, możemy trwać w pozornie niedorzecznej nadziei, w ciągłym i pomimo wszystko nieubłaganym poszukiwaniu sensu, o którym pisał Victor E. Frankl lub po prostu w pełnym wdzięczności umiłowaniu trwania dla trwania. W innym wierszu z „Głosów” Bohdan Urbankowski pisał: „Czwartek. Znowu ksiądz Jan./Rany po chłoście wciąż krwawią, ale nie mówił o bólu/opowiadał z radością: jeszcze raz/udało się ocalić Karolka – dziecko obozu – /z sali, gdzie je wściełano jak kupkę szmat w siennik/do magazynu – między ubrania po zmarłych i buty. Jan dał chłopcu na drogę różaniec zrobiony z chleba. Chłopiec zaczął się od razu modlić – zjadając kolejne kulki”. Karolek trwał i każdy kolejny darowany mu dzień był zwycięstwem tych, którzy z tych czy innych względów zdołali go ochraniać, nie musiał wypowiadać słów modlitwy, jego wdzięczność już była modlitwą, zaspokojony głód – pewnego rodzaju błogosławieństwem, podobnie jak i jego obecność dla niektórych tym błogosławieństwem być mogła (o ile jeszcze całkiem ich sumienia nie otępiały... bo: „…tym, którzy widząc tyle bólu, tyle zła/odrzucają wiarę/ksiądz nie wybaczy./Wybaczy Bóg”). I w tym wszystkim zasmuca to, że szczęśliwe dni dla kogoś tak niewinnego wreszcie się „tam i wtedy” mogły skończyć, a nawet jeśli nie, to – jak w przypadku Witolda Pileckiego, który pragnął stworzyć w KL Auschwitz ruch oporu, choć ostatecznie musiał z obozu uciec – mogły zakończyć się zaraz po wojnie, pod jarzmem nowego, radzieckiego totalitaryzmu. I gdy się o tym pomyśli, chce się dać życie choćby wspomnieniom, z jakiegoś „tam i wtedy” uczynić „tu i teraz”. I tak co roku.
Maja Baczyńska
Posłuchaj na kanale YouTube Austriackiego Forum Kultury I kwartetu smyczkowego cis-moll op. 3 (1920) Pavla Haasa oraz III kwartetu smyczkowego op. 46 (1943) Viktora Ullmanna w wykonaniu zespołu Feniks Ensemble (Karolina Gutowska – skrzypce, Stanisław Dziąg – skrzypce, Marek Czech – altówka, Anna Markiewicz – wiolonczela)