Ta piękna muzyka rozrywkowa. Sprzed 300 lat. [Energa Sopot Classic]
– Już po pierwszych doświadczeniach zauważyliśmy, że dużą popularnością cieszą się zespoły barokowe – mówił w wywiadzie dla Presto Wojciech Rajski, dyrektor Polskiej Filharmonii Kameralnej Sopot. Nie mogło więc zabraknąć muzyki Baroku podczas Energa Sopot Classic.
Koncert odbył się w idealnym wnętrzu – kościele garnizonowym pw. Św. Jerzego na sopockim Monciaku. Technicznie – świetna akustyka. Estetycznie – piękna neogotycka budowla sprzed ponad stu lat. socjologicznie – miejsce, które zawsze zapełnia się na czas muzycznych wydarzeń. Kościół jest idealnie położony – na turystycznym szlaku przyjeżdżających do Sopotu rodzin, kuracjuszy, biznesmenów, zakochanych par...
Nie mogę pominąć żadnego aspektu wydarzenia, które stanowiło trzecią muzyczną atrakcję festiwalu. Koncert odbył się w sobotę, 6 sierpnia. Kościół był pełny. O wykonawstwo się nie martwiłam, bo dyrektor Wojciech Rajski, własnym nazwiskiem ręczył za artystów, którzy tego wieczoru pojawili się na estradzie w prezbiterium kościoła.
La Stagione Frankfurt tworzą Michael Schneider – kierownik muzyczny, dyrygent, który także tego wieczoru sięgnął po flet prosty; Karl Kaiser – solista wieczoru grał na flecie traverso, skrzypkowie Annette Wehnert, Zsuzsanna Hodasz, Katka Ozaki, Katrin Ebert, Hajo Baess, altowiolista Klaus Bundies, wiolonczelistka Annette Schneider, Christian Zincke grający na violi basowej, Marita Schaar (flet i fagot) oraz klawesynistka Sabine Bauer. Pozwalam sobie wymienić wszystkich muzyków wieczoru, ponieważ cały zespół, wraz z solistą był dla mnie odkryciem. Choć działają od 1988 roku i w tym czasie wydali ponad 30 płyt, do tej pory nie miałam okazji posłuchać ich na żywo. Świetnie, że taką okazję stworzył Wojciech Rajski. Tak zresztą widzę rolę festiwalu – miejsca odkryć i nowych artystycznych przeżyć.
Jak większość zespołów muzyki dawnej, La Stagione Frankfurt, nie tylko wykonuje szlagiery sprzed wieków, ale odkrywa zapomniane arcydzieła. W Sopocie Słuchaliśmy więc utworów kompozytorów bardziej znanych Georga Phillipa Telemanna, Antonia Vivaldiego ale i trochę rzadziej wykonywanych – Sinfonii B-dur na smyczki i basso continuo Johanna Gottlieba Grauna oraz Concerto na flet smyczki i basso continuo G-dur QV 5:174 „Pour Sans Souci” Johanna Joachima Quantza.
Nie dziwię się publiczność Festiwalu, że tak sobie ceni koncerty muzyki barokowej. La Stagione Frankfurt w wybranym repertuarze uwzględnili to, co w muzyce baroku pociąga najbardziej – wirtuozerię partii solistycznych (na fletach prostym i traverso), lekkość wykonania, dialog między muzykami.
Dzięki prowadzeniu Cezarego Nelkowskiego zapewniony mieliśmy dodatkowo transcendentny kontakt z twórcami dzieł, które usłyszeliśmy. Z lekkością i wirtuozerią porównywalnymi do gry zespołu zastępca dyrektora Filharmonii Pomorskiej, z wykształcenia muzykolog, a także dyplomowany manager kultury, dzielił się z nami swoją wiedzą nie tylko o wykonawcach, ale także o kompozytorach i instrumentach.
Ostatnio, podczas swobodnej „pozabranżowej: rozmowy, usłyszałam pytanie, czy zajmowanie się muzyką dawną nie jest naiwne. Naiwne? Ciekawe słowo… Zaczęłam się zastanawiać nad pracą, którą wykonują muzycy z zespołów barokowych. Wyszukiwanie utworów, rekonstruowanie partytur sprzed dwustu, trzystu i więcej lat porównywalne może być ze zmaganiem z wymyślnymi schematami muzyki współczesnej. Porównywalne, choć zwykle znacznie trudniejsze – z prostej przyczyny – kompozytor muzyki dawnej nie żyje, nie da się go zapytać o szczegóły wykonawcze. Trzeba cierpliwie studiować traktaty, poznawać instrumenty, umieć odróżnić oryginał od dość wiernej, ale dużo młodszej kopii… Nie, z pewnością zajmowanie się muzyką dawną nie jest naiwne. Pozwala za to na zachowanie historycznej ciągłości, na wzbogacanie artystycznego dziedzictwa. Niewykluczone, że może być także inspiracją dla artystów tworzących tu i teraz.
Koncert nie bez powodu miał tytuł „Czar fletu”. Może nie jest to nazwa wysublimowana, za to bardzo konkretnie odnosi się do brzmienia, które dość jednoznacznie kojarzy się z rozrywkową muzyką XVIII wieku. Nie da się ukryć, że muzyka, którą usłyszeliśmy, miała przede wszystkim służyć przyjemnemu spędzeniu czasu w dobrym towarzystwie. Dziś grę żywych muzyków zastąpiliśmy radiem, odtwarzaczem CD lub playlistą z serwisu streamingowego. Trzysta lat temu musielibyśmy zaprosić przynajmniej kilkuosobowy zespół, aby zabrał nam tę niezręczną ciszę, która czasem zapanuje podczas spotkania. Dziś pomagają nam w tym organizatorzy takich festiwali jak Energa Sopot Classic. W takich chwilach jednak cisza prosi się sama, a my możemy delektować się utworami w wykonaniach najwyższej próby. Jak to dobrze, że niektórym z nas nie wystarcza tapeta dźwiękowa z radia czy laptopa i szukamy muzyki tak prawdziwej i pięknej, jaka zabrzmiała u św. Jerzego w Sopocie.
{Kinga A. Wojciechowska}