Statek Briana Eno
VANESSA ROGOWSKA: Największym wydarzeniem tegorocznej edycji Festiwalu Soundedit 2016 a jednocześnie precedensem kulturalnym na europejską skalę była prezentacja najnowszej instalacji dźwiękowej Briana Eno - The Ship. Wiele zacnych miejsc, ośrodków kultury zabiega o prezentacje dokonań artysty. On wybrał Łódź i Wrocław.
Drugim polskim przystankiem dla Eno po Europejskim Kongresie Kultury we Wrocławiu w 2011 roku stała się na trzy tygodnie Łódź. A dokładnie jedno z pomieszczeń Fabryki Sztuki, którego surowa, postindustrialna przestrzeń posłużyła do kontaktu z muzyką wydaną w kwietniu 2016 roku na albumie The Ship. Płyty niecodziennej i odmiennej nawet w katalogu twórczości samego Eno w warstwie muzycznej i intelektualnej. Eno odwołuje się na niej do Titanica jako symbolu ludzkiej pychy i paranoi, który zatopił niewinne ludzkie istnienia i chęć ostatecznego triumfu człowieka nad światem. Nie tylko techniką. Myśl może być pokłosiem społecznej działalności artysty, który niestrudzenie przemawia i przekonuje do zmiany destrukcyjnych zachowań podając sztukę jako wyjątkową, unikalną i najpotrzebniejszą formę do pracy nad uformowaniem cywilizowanego społeczeństwa, przywrócenia porządku. Muzycznie 48-minutowa suita zabiera słuchacza w niełatwą podróż, której trzeba się oddać. Znaleźć dla niej czas, bo Eno to artysta cierpliwy i długodystansowy. To co najważniejsze dla odbiorcy wydarza się po wkroczeniu muzyki w jego wewnętrzne granice. Warunkiem przebycia tej niezwykłej podróży jest zaufanie jakim odbiorcę obdarza Brian Eno, który nie należy do twórców nihilistycznych. Przeprowadza słuchacza towarzysząc mu swoim głosem, którego pierwszy raz użył w najniższej dla siebie tonacji jaką podarował mu dojrzały wiek. Dźwiękowe przestrzenie towarzyszące medytacyjnym melorecytacjom nie przypominają standardowych utworów. Niosą majestatyczną i tajemniczą aurę tuż przed katastrofą. Ciszę i kaprys morza. Intymność i wyjątkowość tragicznego zdarzenia, którego zakończenia nikt nie przeczuwał, a które Eno rozwiązał paraliżującym orkiestrowym finałem na miarę energii z symfonii Henryka M. Góreckiego. Jednak finał nie zastaje nas w odmętach wody, ale wyprowadza na powierzchnię utworem pierwotnie należącym do repertuaru The Velvet Underground – I`m set free. Tu zaśpiewany zwielokrotnionym głosem Eno z akompaniamentem smyczków daje nadzieję choćby do czasu „znalezienia kolejnej iluzji...”
fot. Vanessa Rogowska
Podobnie słuchacz może oddać swoje zaufanie nad refleksją o teraźniejszości. System nagłośnienia stworzony przez „Człowieka ze Złotym Uchem” w postaci czternastu wcale nie najnowocześniejszych, ale sprawdzonych źródeł dźwięku zbudował cenną przestrzeń muzyczną, narracyjną i emocjonalną. Tak zmysłową, że powrót do nagrania z płyty jest raczej niemożliwy. Wreszcie podróży towarzyszy ciało. Wystawione na przebieg doświadczenia w ciemnym, pofabrycznym pomieszczeniu, w którym chłód nigdy nie zaznał słońca nie ma wyjścia. Odczuwa zmysłowe, namacalne szepty. Przechyły kolosa napierające fala za falą. Wchłania tajemnicę nie mając wpływu na jej przebieg, i kiedy jest u szczytu możliwości recepcji w wielkim finale, zostaje wyprowadzone recytacją głosem Petera Serafonowicza w stronę ciszy.
Instalacja The Ship korzysta z prostych środków perfekcyjnie zaaranżowanych przez empatycznego i refleksyjnego człowieka ku refleksji i odwadze innych.