„Służąca panią” znów triumfuje
„La serva padrona” („Służąca panią”) G.B. Pergolesiego to jeden hitów w repertuarze Polskiej Opery Królewskiej. Spektakl trwa około godzinę (pierwotnie opera funkcjonowała jako intermezzo), jest lekki i przyjemny w odbiorze, jak to opera buffa, a przy tym fantastycznie wykonany. W zasadzie trudno sobie wyobrazić bardziej trafioną obsadę.
W jednej z dwóch obsad w rolę tytułowej służącej Serpiny wciela się Aleksandra Klimczak. Dźwięcznym, głębokim sopranem daje popis wokalny, ale przede wszystkim doskonale, ze swadą i z humorem oddaje charakter swojej postaci. Na scenie towarzyszy jej bas Paweł Michalczuk który i pasuje do roli Uberta, i w znakomity sposób łączy umiejętności wokalne i aktorskie.
Oprócz nich na scenie widzimy: Rafała Karnickiego, Alisę Makarenko i Macieja Jana Kraśniewskiego (Vespone I, II, III), którzy realizują ruch sceniczny (według pomysłu Makarenko) i dopełniają komizmu sytuacyjnego w poszczególnych scenach. To zresztą bardzo ciekawy zabieg – widzimy służącego Vespone w trzech postaciach, co bardzo ożywiło cały spektakl.
Oczywiście nie można też zapomnieć o Zespole Instrumentów Dawnych Polskiej Opery Królewskiej – Capella Regia Polona, tutaj pod kierownictwem muzycznym Krzysztofa Garstki. Przedstawienie wyreżyserowała znana i ceniona Jitka Stokalska, scenografię zaś przygotowała Marlena Skoneczko, która kilka miesięcy temu przy okazji premiery zdradziła nam w rozmowie kulisy realizacji: „Mieliśmy bardzo mało czasu, niecały miesiąc. Kilka lat temu miałam już styczność z utworem Pergolesiego w Warszawskiej Operze Kameralnej. Graliśmy go wówczas na zamku w Pszczynie, który stanowił naturalną scenografię, i taki obraz »La serva padrona« został mi w pamięci. Spektakl na scenie Teatru Królewskiego w Muzeum Starej Oranżerii to natomiast zupełnie inne wyzwanie. Najpierw wykonałam kilkanaście telefonów, ponieważ nasz teatr nie dysponuje własnymi pracowniami, lecz korzystamy z pomocy krawców i krawcowych z zaprzyjaźnionych teatrów Warszawy. Odzew był natychmiastowy. Zabrałam się zatem do rysowania, projektowania i już po tygodniu można było wdrażać plany w życie”.
Przeczytaj cała rozmowę:
https://prestoportal.pl/marlena-skoneczko-maluje-zywe-obrazy
Scenografia w „La serva padrona” jest przemyślana i funkcjonalna, choć też nad wyraz oszczędna, z kolei kostiumy dość umowne. Można by zatem rozważyć, czy nie warto byłoby w przyszłości oprawy wizualnej spektaklu wzbogacić, aby uczynić z niego prawdziwą perłę w koronie Polskiej Opery Królewskiej, ale to już, oczywiście, kwestia gustu.
Właściwie tylko do jednego można by się tu naprawdę przyczepić – projekcje wyraźnie odstają od wspomnianej scenografii. Nie przeszkadza w teatrze brak nowatorstwa, natomiast zdecydowanie jego nadmiar czy bycie nowatorskim na siłę razi. I tak końcowa wizualizacja fajerwerków jest po prostu ordynarna. Na szczęście pojawia się dopiero w ostatnich minutach spektaklu, którego niekwestionowanej urody tak czy inaczej nic nie może zepsuć.
Ponadczasowa historia służącej, która jest gotowa na wszystko, byleby zaskarbić sobie względy i zostać panią, żoną swojego pana, niezmiennie bawi i daje do myślenia. „La serva padrona” według libretta Gennara Federica miała swoją premierę w 1733 r. i niemal od razu podbiła włoskie sceny, w Warszawie zaś, za panowania króla Stanisława Augusta, operę Pergolesiego pokazała po raz pierwszy kompania niemiecka (1774). Sukcesu tej miniatury i dziś nic nie przyćmiewa.
Maja Baczyńska