Przyjaźń wytrzymuje wszystko, przekonuje Wojtek Golec

31.08.2012

O muzyce folkowej Beskidu Żywieckiego, o pracy w zespole i o poszukiwaniach melodii, z Wojtkiem Golcem, jednym z założycieli Grupy Besquidians, po koncercie na Festiwalu Viva il Canto rozmawia Ewa Chamczyk

Gracie ze sobą trzy lata. Wciąż się docieracie czy znacie się już jak łyse konie?

Prawda jest taka, że znamy się już bardzo długo, od kilku, kilkunastu lat. Z Marcinem Pokusą, z którym wspólnie rozpoczynaliśmy ten projekt, mieszkaliśmy w wiosce Ślemień w odległości 50 metrów, razem się wychowywaliśmy. Wyrośliśmy wśród gór i wśród tej muzyki. Prawie trzy lata temu, spotykając się w czasie Świąt Bożego Narodzenia, zaproponowałem Marcinowi projekt – powiedziałem, że mam parę pomysłów w głowie, że chciałbym naszą przyjaźń utrwalić muzycznie. I tak się stało. Zawsze miałem zapędy, żeby łączyć muzykę z formami improwizowanymi, stąd współpraca z Marcinem Żupańskim. Ustaliliśmy, że będzie nam pomagał właśnie w tej kwestii. Chcieliśmy, żeby było to oparte na muzyce autentycznej, muzyce Beskidów czyli na skrzypcach i dudach. Stąd w naszym składzie Przemek Ficek, który z Marcinem tworzy archaiczny duet Fickowo-Pokusa, grający muzykę dudziarsko-skrzypcową. No i Rafał Bałaś, który gra na kontrabasie, jest to tzw. naturszczyk, mieszka w Żywcu, od dzieciństwa wychowywany jest w duchu góralskim.

Wszyscy więc łączycie to, co macie w sercu, czyli muzykę beskidzką z grą profesjonalną.

Wszyscy – ja, Marcin Żupański i Marcin Pokusa chodziliśmy do liceum muzycznego w Bielsku-Białej, potem była akademia muzyczna. Wykształcenie muzyczne nie przeszkodziło nam w graniu, tylko pomogło. Wszystko więc robimy z pełną świadomością – korzystając z melodii archaicznych, doskonale wiemy, skąd one się wzięły, z jakiej miejscowości pochodzą. Przeczytałem na plakacie, że koncert był „nową odsłoną”. Teraz już trudno jest wymyślić coś nowego w muzyce. Cóż wymyślisz nowego? Muzyka ma tylko 12 dźwięków, no i wymyślaj… Nasza muzyka jest nieudawana – to jest coś, co od dziecka słyszeliśmy na wiejskich festynach.

Jak szukacie melodii?

Bardzo dużo tych melodii znamy z dzieciństwa, z wielu jeszcze nie skorzystaliśmy. Głównie staramy się odkopywać te ciekawe, ładne melodie żywieckie, które chcemy, by przetrwały w obiegu. Żeby ci młodzi ludzie, którzy zajmują się „góralszczyzną” byli świadomi tego, co grają. Nie mam zapędów pedagogicznych, ale przez muzykę powinno się też trochę edukować – jak słyszałaś, to nie jest prosta muzyka. My sobie stroimy żarty, ale gdyby analiza dzieła muzycznego podjęła się tego, to na pewno znalazłaby kilka zagadek.

Niejeden etnomuzykolog mógłby mieć dzisiaj ciężki orzech do zgryzienia…

Etnomuzykolog na pewno miałby problem, jak to wszystko rozwikłać. Mógłby spróbować rozwiązać tajemnicę melodii autentycznych, bo reszta to jest nasz wkład autorski.

No właśnie, było dzisiaj tango, swing, blues… Mam wrażenie, że Wasza kreatywność nie ma granic!

Interesują nas formy improwizowane. A wiadomo, muzyka swingowa, czy ten żart tangowy z muzyką Piazzolli, daje możliwość puszczenia wodzy fantazji. Cieszę się, że ludzie rozpoznają te wzorce, że nie jest to tylko muzyka „po górze”.

Wspomniałeś o improwizacji. Rozumiem, że jest próba, coś ustalacie… Czy ten utwór za każdym razem brzmi choć trochę podobnie?

Każdy utwór ma jakąś formę – tak jakbyś robiła rysunek: głowa, szyja, ręce, tułów, nogi. I każdy utwór ma taki szkielet, na którym bazujemy. To wszystko jest usystematyzowane, ale jeśli chodzi o fragmenty improwizatorskie, one mają tzw. formę otwartą – jeśli ktoś improwizuje, dajemy mu wolność, a potem znowu wchodzimy na wspólny tor. Każdy za każdym razem gra inaczej.

Gracie w piątkę. Na scenie jest mnóstwo instrumentów. Nie mieścicie się w jednym samochodzie?

Jeżeli jest duży, to się mieścimy. Ale dzisiaj przyjechaliśmy trzema (śmiech).

Podczas koncertu Marcin Pokusa grał w sumie na trzech parach skrzypiec. To nie było przypadkowe, prawda?

Absolutnie. Jedne skrzypce to skrzypce sześciostrunowe i one uzyskują specyficzne, troszkę arabskie brzmienie. Chociaż nie mamy zbyt dużo wolnych utworów, to one w tych „chmurach” dają więcej dźwięku. Masz wrażenie jakby grało dwóch skrzypków. Kolejne skrzypce są nastrojone w tonacji F-dur. Jest tak z prostego powodu – dudy grają w F-dur. Na zwykłych skrzypcach, które mają struny g, d, a, e2, to brzmienie jest zupełnie inne. Oczywiście, da się zagrać, ale to nie brzmi po góralsku. I są jeszcze trzecie skrzypce – „normalne”, nastrojone klasycznie.

Dzisiaj na koncercie publiczność bawiła się świetnie, wy, w czasie grania także. Tak samo wesoło jest na próbach?

Jest wesoło, bo wszyscy bardzo się lubimy. Często spotykamy się nie na próbach, ale tak po prostu, by coś ugotować, porozmawiać… Ale nie, nie spotykamy się bez instrumentów. Nawet jeśli są to czyjeś urodziny i umawiamy się po prostu, żeby posiedzieć, to i tak kończy się to wspólnym graniem. Ale to tak z miłości do muzyki. Oczywiście, kiedy są koncerty, to są normalne próby. Zawiaduję tym wszystkim i jestem raczej ciężki w obejściu, jeśli chodzi o punktualność i organizację pracy. Na scenie jestem takim niby żartownisiem, ale w pracy nie ma litości. Przyjaźń wytrzymuje wszystko!

Dzisiaj podczas koncertu powiedziałeś, że jedna z kompozycji powstała podczas spotkania w jednej z bielskich restauracji. Jak dzieje się z pozostałymi? Pomysły same przychodzą, czy czasem trzeba usiąść i ruszyć głową?

Pierwsza płyta powstała bardzo szybko – miałem w głowie kilka melodii, które na pewno chciałem zrealizować, Marcin także. Od razu zrobiło się 9 czy 10 utworów czyli prawie całe płyta. Obserwujemy tez publiczność na koncertach. Zauważyliśmy, że było za dużo utworów „mollowych”, a publiczność „odjeżdżała”. Stwierdziliśmy, że nie chcemy grać jakichś „potupaj”, ale warto słuchaczy trochę obudzić, pod boczek dzióbnąć paluszkiem. Na tej podstawie konstruujemy program koncertu. Dzisiaj było prawykonanie utworu „Nessun dorma”, który przygotowaliśmy specjalnie na Festiwal „Viva il canto”. Myślę, że jest to piękna aria, a połączona z koniakowską melodią „Ciemna noc” daje na prawdę ciekawy efekt.

Połączenie tradycyjnego folkloru beskidzkiego z nowymi formami – czy to nie jest, może trochę na przekór, próba pokazania, że folklor jednak wychodzi do współczesności? Że jednak górale żyją współcześnie?

Oczywiście, że górale żyją współcześnie. Gdy jedziemy w Polskę, to niektórzy myślą, że my mieszkamy w lepiankach, na klepiskach i palimy ogniska w domu. A tak nie jest. Jesteśmy już nowocześni – korzystamy z tych wszystkich zdobyczy współczesnego świata zupełnie świadomie i pełną parą. Bez tego nie nadążysz za tym strasznym biegiem. Ale potrafimy też przekazać nasze myśli bez prądu, korzystając z kilku guziczków i klapek w instrumentach. Jesteśmy zmotoryzowani, mobilni i gotowi do koncertów. I życzymy sobie, by grać ich jak najwięcej!

wróć do spisu relacji (klik)

 

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.