Przerwana cisza. O co w tym chodzi?
Musical ze swoją przystępną formą, melodyjnością piosenek, prostotą tekstów jest całkiem niezłym nośnikiem ważnych treści. Nieraz bywa zaangażowany – politycznie lub społecznie. Właściwie gdyby się tak głębiej zastanowić, musical jest poważniejszy od niejednej opery, w której pan zdradza panią albo pani pana, albo ona umiera, bo on kocha inną, w której kobieta zmienną jest, a mężczyzna skacze z kwiatka na kwiatek.
Oczywiście nie każda opera jest błaha, a nie każdy musical wyłącznie poważny. „Przerwana cisza” z librettem prof. Henryka Skarżyńskiego wpisuje się jednak w kanon musicali zaangażowanych. Zanim jednak Warszawska Opera Kameralna pokazała nam w Basenie Artystycznym, na swojej nowej scenie, tę sztukę, musiało się zdarzyć to wszystko, co zobaczyliśmy i usłyszeliśmy w artystycznym ujęciu i – oczywiście – dużym fabularnym uproszczeniu.
Dekady temu młody wtedy naukowiec Henryk Skarżyński po raz pierwszy w Polsce wszczepił osobie niesłyszącej implant ślimakowy, urządzenie, dzięki któremu pacjent odkrywał świat dźwięków. Pierwsza euforia związana z tym osiągnięciem, z tym cudem techniki i ludzkiej determinacji, ustąpiła refleksji, że świat ludzi słyszących dla tych, którzy do tej pory nie słyszeli, bywa obcy i nieprzyjazny. To świat uprzedzeń, strachu przed nieznanym, a dla ludzi z implantem ślimakowym – świat nowych, niespotykanych trudności – bo choć słyszą, ciągle są inni…
Wrażliwość prof. Henryka Skarżyńskiego pozwalała mu widzieć to wszystko. Nie tylko więc chciał pomagać niesłyszącym. Chciał także, aby ci, którym przywrócił słuch, mogli normalnie funkcjonować w świecie. Wielkim wyzwaniem okazało się udowodnienie temu światu, że osoba, która kiedyś nie słyszała, może rozwijać swoje zainteresowania i talenty w dziedzinach, które – utarło się – wymagają bardzo dobrego słuchu: w sztukach muzycznych.
Z tej wrażliwości profesora powstały różnorodne inicjatywy, w tym festiwal dla osób z implantem ślimakowym, podczas którego byli już pacjenci prof. Skarżyńskiego mogli zaprezentować swoje umiejętności wokalne i instrumentalne.
![]()
Prof. Henryk Skarżyński i jego musical, fot. arch. WOK
Lata mijały, aż pojawił się pomysł musicalu „Przerwana cisza”. I jak w wypadku wielu wartościowych inicjatyw – wokół profesora pojawili się też ludzie, którzy pomogli mu ideę urzeczywistnić: kompozytor Krzesimir Dębski, który napisał muzykę; Alicja Węgorzewska, która zrozumiała potencjał artystyczny, ale przede wszystkim – społeczny, edukacyjny, misyjny tego projektu i zaproponowała najlepszego realizatora tego pomysłu – reżysera Michała Znanieckiego, który ma już na koncie projekty zaangażowane, tworzone z udziałem osób z różnych powodów wykluczonych społecznie.
I tak powstał spektakl „Przerwana cisza”. Piękny, mądry, wzruszający do granic wytrzymałości. Wypunktowałam sobie kilka niezwykłości tego przedsięwzięcia. Kolejność jest dość przypadkowa, ale jakąś przyjąć trzeba.
![]()
fot. arch. WOK
Po pierwsze więc scenografia Luigiego Scoglio. Nie pierwszy już raz współpracuje on ze Znanieckim i nic dziwnego, bo panowie – odnoszę wrażenie – świetnie się rozumieją, nie wchodząc sobie w kompetencje, a raczej wzajemnie się wzmacniając. Tym razem Scoglio twórczo przetworzył zasadniczy temat spektaklu – scenografia wprost nawiązuje do ucha i tego, co powoduje utrata słuchu – zmienia topografię przestrzeni, po której porusza się osoba niesłysząca i taka, która słuch odzyskała. Niepełnosprawność utrudnia życie i sprawia, że każdy musi się dostosować do świata, którym osoba z niepełnosprawnością żyje – obojętne – przed czy po operacji wszczepienia implantu ślimakowego.
Po drugie brak taryfy ulgowej podczas selekcji artystów. Michał Znaniecki deklaruje, że specjalnie nie chciał wiedzieć, kto z uczestników castingu ma implant, a kto nie. Wszystkim dał równe szanse a właściwie – nikogo nie postawił w pozycji uprzywilejowanej z uwagi na stan zdrowia. Albo dobrze śpiewasz, tańczysz, masz czym się pochwalić na scenie, albo nie – to było najważniejsze kryterium doboru. Okazało się, że osoby z implantem są równie zdolne, jak te od urodzenia słyszące dobrze – w obsadzie mamy rozkład pół na pół.
![]()
Tego tancerza polecamy <3, fot. arch. WOK
Po trzecie forma musicalu pozwoliła na pokazanie pełnego spektrum umiejętności artystów dawniej niesłyszących – śpiewali, grali na perkusji czy flecie, tańczyli. Grali role drugoplanowe i główne. Jednak być może nie pokazaliby tego tak pięknie, gdyby twórczo nie uruchomił ich reżyser. Na scenie obok profesjonalnych artystów (w spektaklu, który widziałam, np. brawurowo swoje role zagrały Bogusia Dziel-Wawrowska i Ewelina Rzezińska) wystąpili też amatorzy. Podobno. Bo tego w ogóle nie było widać. Za to zaangażowanie wszystkich uczestników przedsięwzięcia było ogromne. Zresztą nie tylko zaangażowanie sceniczne, bo za kulisami i oficjalnie wszyscy zgodnie mówili, że przede wszystkim udział w tym przedsięwzięciu angażował wszystkie emocje i na próbach nieraz po prostu płakali.
Po czwarte i chyba najważniejsze – musical w pył obraca wszelkie obawy i uprzedzenia związane z niepełnosprawnościami, oswaja trudne tematy. Jednocześnie uczula na błędy, które często sami popełniamy, a przez co nie dajemy sobie czasem szansy i marnujemy potencjał. I tu treść musicalu bardzo nam się uniwersalizuje. Bo wielokrotnie mamy dużo bardziej błahe wymówki niż znaczący ubytek słuchu, by czegoś w życiu nie zrobić. „Przerwana cisza” wybija nas z tego komfortowego poczucia niemocy. Bohaterowie pokazują, że jeśli się bardzo chce, jeśli się nie pozwala złamać i jeśli ma się życzliwych ludzi obok siebie, to da się pokonać wszelkie trudności i beznadzieje. Są przekonujący, bo ich historie są oparte na faktach. Choćby Maciej Miecznikowski, grający głównego bohatera Piotra, otwarcie mówi, że jest byłym pacjentem profesora Skarżyńskiego i przeszedł sześć operacji.
![]()
Na zdjęciu Olaf Kaca. Gra samego siebie. I na perkusji. fot. arch. WOK
Jego przykład pokazuje, że problemy ze słuchem mogą dotknąć każdego. I to jest ostatnia niezwykłość. Uwrażliwieni na historię bohaterów, nie uciekniemy od refleksji, że stracić słuch może każdy – jak nie teraz, to w przyszłości, w podeszłym wieku. Dzieje się tak dlatego, że uszy pracują cały czas, nie da się ich zamknąć jak oczu. Cały czas słuchamy, a jesteśmy eksponowani na coraz wyższe poziomy hałasu – szczególnie w miastach, w których prawie wszyscy mieszkamy. Szkodzi nam wszystko: słuchawki douszne, głośne sygnały w autobusach i tramwajach, nadmiar decybeli na koncertach, dyskoteki. Słuchamy coraz więcej i coraz głośniej.
O co więc chodzi w spektaklu „Przerwana cisza”? Właściwie nie tylko o to, żeby poznać i zrozumieć świat ludzi niesłyszących. Myślę, że chodzi także o to, żeby zrozumieć nasz świat – pełen zbyt wielu dźwięków. I żeby może w końcu – przerwać hałas.
Kinga Wojciechowska
Kolejne spektakle:
29.09.2019 godz. 19:00
17.11.2019 godz 18:00
18.11.2019 godz 19:00
19.11.2019 godz 18:00