Paella zamiast sushi
Dwa japońskie nazwiska całkiem pokaźnych rozmiarów. Wybitni twórcy i wykonawcy muzyki klasycznej. Ale muzyka taka jakby swojska…
Oczekiwania były spore. Atmosferę podgrzali już na początku prowadzący – Wojciech Wieczorek i Paweł Jędrzejko. Pierwszy w kimonie, drugi – w prawie kompletnym stroju gejszy:
fot. Adrian Nowak [gallery]368[/gallery]
Powitali nas japońskim „dobry wieczór” i dalej w wesołym tonie opowiadali o wykonawcy, kompozytorce jego utworów i repertuarze. Kto nie znał ich wcześniej, pewnie nastawiał się na porządną dawkę japońskiej muzyki klasycznej. W końcu autorka kompozycji, Keiko Fujiie skończyła Tokijską Akademię Muzyczną, jest uznaną w swoim kraju artystką. Do tego – zajmuje się także dawną japońską muzyką dworską „gagaku” i komponuje na instrumenty, na których wykonuje się ten rodzaj muzyki. Wykonawcą utworów był jej mąż Kazuhito Yamashita – idol Marka Pasiecznego, który już w sobotę serdecznie polecał poniedziałkowy koncert i oczywiście sam także został w Tychach, aby posłuchać swojego guru.
Jedynym europejskim akcentem wydawała się orkiestra AUKSO Marka Mosia.
Tymczasem cały koncert zabrzmiał bardzo europejsko. Pierwsza kompozycja już w zapowiedzi brzmiała niepokojąco znajomo: Sonata. Sonata Nr 1 na gitarę solo „Niebieski kwiat” Op. 75. W dodatku nazwy jej części: Allegretto, Grave, Scherzo, Moderato. Jakby żywcem wzięte z europejskiej literatury muzycznej. I faktycznie, kompozytorka poszła nawet o krok dalej – zainspirował ją utwór niemieckiego poety romantycznego Friedricha von Hardenberga ukrywającego się pod pseudonimem Novalis. Z jego wiersza pożyczyła sobie tytuł. Kompozycja była bardzo przejrzysta, prosta. Zapytałam laureata poprzedniej edycji Śląskiej Jesieni Gitarowej, Tomasza Kandulskiego. Stwierdził, że znając umiejętności Yamashity, podejrzewa, że mógłby ten utwór zagrać a vista, bez przygotowania.
Lekkość sonaty, jej powtarzalne, wpadające w ucho motywy, rzeczywiście ciężkie, żałobne Grave, przesadnie żartobliwy charakter Scherza, do tego ruch sceniczny artysty, który jakby tańczył ze swoją gitarą, sprawiały jednak, że chwilami można było wpaść w trans, zasłuchać się, nie myśląc już, skąd ta muzyka pochodzi i kto ją gra. Ale w tym utworze było coś jeszcze, a o czym mówi sama kompozytorka:
– Niemiecki romantyzm kojarzy się z błękitnym kwiatem (Die blaue Blume), choć kwiat ten to także symbol smutku.
To skojarzenie doprowadziło Keiko do Holocaustu i do nieszczęść wojny, których doświadczył jej rodzinny kraj. Czytając Goethego, zastanawiała się, jak można być tak kulturalnym narodem jak Niemcy i popełniać tak straszliwe zbrodnie. I szukając odpowiedzi, sięgnęła po zupełnie obcą jej kulturze formę kompozycji – próbując przybliżyć sama sobie kulturę europejską, a także oddając hołd jednemu ze swoich ulubionych europejskich kompozytorów romantyzmu, Franciszkowi Schubertowi.
Po przerwie na scenie pojawiła się orkiestra AUKSO. A wraz z nią – soliści: gwiazda wieczoru Kazuhito Yamashita i Jan Kotula, pierwszy kontrabasista NOSPR. Zmierzyli się z nowoczesną trzyczęściową kompozycją Keiko Fujiie napisaną na zamówienie prefektury Kioto, która została wykonana podczas trzeciej konferencji stron ramowej konwencji ONZ w tym mieście. Ze względu na ekologiczny wymiar utworu podczas jego wykonania wyłączono ogrzewanie. Sprawa niebagatelna, ponieważ konferencja odbywała się w grudniu. Fujiie podkreślała, że ten manifest – nie tylko muzyczny – miał na celu zwrócenie uwagi na zagrożenia, które płyną z chęci łatwego i wygodnego życia. Apel trafił wtedy na podatny grunt, bo większość uczestników konferencji, świadoma ekologicznych zagrożeń przybyła na konferencję pieszo lub środkami komunikacji miejskiej. Utwór miał, według Keiko, przywrócić słuchaczom pamięć o przyjemności, jaką daje zbliżenie do natury, obcowanie z żywiołami – wiatrem, deszczem, lasem. Chciała także przypomnieć, że wszystkie elementy świata oddziałują na siebie, pozostając ze sobą w głębokim związku.
Wrócę jednak do Tychów i samego utworu. „Kyoto; Reverberation for doublebass, guitar and orchestra” Op. 52. Było to europejskie prawykonanie kompozycji. Przyznam szczerze, trochę się w tym utworze pogubiłam. Miałam wrażenie, że kompozytorka bawi się z nami w chowanego – między frazami abstrakcyjnej współczesnej kompozycji chowa muzyczne onomatopeje. Sugerując się tytułami, szukałam odgłosów przyrody, szumu wiatru, deszczu, kropel muzyki na pędach bambusów… Każda z części miała bardzo japońskie, obrazowe nazwy: cz 1: Góry i wody brzmią czystą muzyką (dosł. the mountains and waters have a pure music), cz 2: Gęsty las naturalnie szumi żałobnie (dosł. the dense forest naturally has a mournful hum) i cz 3: A bambusowe liście ociekają muzyką rosy (czyli: and bamboo-leaves drip with a music of dew…). Jednak żaden z muzyków nie dał się zwieść, a partie solowe kontrabasu szczególnie mnie urzekły. Kompozytorka wykorzystała chyba wszystkie możliwe rejestry tak, że kontrabas brzmiał chwilami prawie jak skrzypce. Marek Moś doprowadził utwór do finału z ogromną radością i zaangażowaniem. Na zakończenie na scenie pojawiła się Keiko Fujiie i serdecznie dziękowała orkiestrze, wyraźnie zadowolona z wykonania swojego utworu.
fot. Adrian Nowak [gallery]369[/gallery]
Ale mnie znów brakowało w nim Japonii, mimo pięknego kimona Keiko w prawdziwych "japonkach", na obcasach.
Jednak dzięki Śląskiej Jesieni Gitarowej bliżej przyjrzałam się obu artystom i bardzo mnie zaciekawili a nawet zachęcili do dalszych poszukiwań.
Jedną z kompozycji Keiko można znaleźć na Youtubie:
Można także podziwiać wirtuozerię Kazuhito:
(kaw)