OSCARY 2020 – co mówi branża?
Emocje po oscarowej gali jeszcze wcale nie opadły, tegoroczny nieoczekiwany przebieg wydarzeń nadal rozbrzmiewa w środowisku szerokim echem. Posłuchajcie naszych branżowych głosów, a pod adresem: redakcja [at] prostoomuzyce.pl podzielcie się i Waszymi opiniami!
Swoje komentarze przekazali nam zaprzyjaźnieni krytycy filmowi, filmoterapeuci oraz dziennikarze, miłośnicy kina...
Tegoroczna gala rozdania Oscarów jeśli nie była rewolucją, to przynajmniej wielkim wydarzeniem. Jestem pewien, że za dziesięć, piętnaście lat będzie się wracało do tego roku jako do roku przełomu.
Koreański »Parasite« rozbił bank, zdobywając wszystkie najważniejsze nagrody, co każe się zastanowić nad aktualnymi mechanizmami wyboru. Oglądałem ten film w Korei, był tam odbierany jako opowieść o dwóch Koreach lub o okresie, gdy w Korei Południowej triumfowała generalicja. Na to u nas by nikt nie wpadł!
Mnie osobiście ucieszyła nominacja dla »Bożego Ciała«. Towarzyszyłem filmowi od początku i nawet ja nie spodziewałem się takiego sukcesu, Jan Komasa nie miał potężnego budżetu reklamowego, a mimo to znalazł się w piątce najciekawszych filmów zagranicznych. Ale to przypadek podobny do »Parasite« – film znalazł się na odpowiednim festiwalu w odpowiednim czasie. To rozpoczyna nową erę w życiu Komasy, a dla nas jasno wskazuje, jak niezwykłą dekadę mamy w polskim kinie, nasz film po raz kolejny został dostrzeżony przez Akademię.(Łukasz Maciejewski, krytyk filmowy)
Parasite
Dla mnie były to Oscary radosne, przede wszystkim z uwagi na sukces »Parasite«, nikt się chyba tego nie spodziewał, to rewolucja w 92-letniej historii ceremonii; mimo że akademicy musieli film oglądać z angielskimi napisami, to jednak zwyciężył. Zresztą wśród nominowanych także pojawiło się sporo zagranicznych nazwisk. Tymczasem ja spodziewałem się ułożonej, nudnej gali. »Parasite«» to film wybitny, jeden z najlepszych filmów tego roku.
(Michał Oleszczyk, krytyk filmowy)
Oscary pokazują najczęściej, że w kinie chodzi przede wszystkim o rozrywkę. Tymczasem z filmoterapeutycznego punktu widzenia to nie jest tak ważne. Nie liczy się nawet wartość estetyczna filmu. Kluczowe jest to, czy porusza on nasze emocje. Tymczasem wybory oscarowe mają więcej wspólnego z chłodnymi kalkulacjami niż z naszymi prawdziwymi emocjami. Tylko jak się do nich dobrać? Trzeba zdjąć maskę i pogrzebać w sobie głębiej. Pokazuje to niedoceniony w tym roku »Ból i blask«, w którym Almodovar za pomocą swojego alter ego Antonia Banderasa zagląda w siebie i tym samym właśnie bada własne emocje. To czysta autoterapia reżysera na ekranie. Bez nagrody została także cudowna »Kraina miodu« Kotevskiej i Stefanowa, w której główna bohaterka Hatidze kieruje się zasadą: »biorę z życia połowę, ale połowę zostawiam innym«. Czyli inaczej, niż mówi nam współczesny przebodźcowany świat: »biorę wszystko«. Pytanie, w jaki sposób to, co zobaczyliśmy na ekranie, możemy przełożyć na nasze przyspieszone życie? Co czujemy, gdy widzimy główną bohaterkę? Która scena nas porusza? »Kraina miodu« może być głęboko terapeutycznym filmem dla kobiet (szczególnie u nas, w Polsce!), żyjących w pojedynkę, bez męża i dzieci, które mimo to są w życiu szczęśliwe...
Szczerze mówiąc, najbardziej cieszy mnie wyróżnienie dla Laury Dern, filmowej prawniczki z »Historii małżeńskiej« Baumbacha. To nagroda dla nas wszystkich, niedoskonałych kobiet – żon – matek, którym nieustannie wmawia się, że mogą więcej i lepiej! Filmy są dla nas lustrem, zawsze projektujemy własne doświadczenia, wiedzę i emocje na ekran kina. Dlatego tak ciekawe jest, kogo w tym akurat filmie obarczamy winą za rozpad związku – Nicole czy Charliego? To ważne kino, które odpowiada na nasze problemy i potrzeby, tu i teraz... Tak naprawdę żadne nagrody filmowe nie są tak ważne, jak nasze wybory serca. To, co nas porusza tu i teraz – i dlaczego. Dlatego laureaci z mojej głowy są inni niż ci faktyczni. Aczkolwiek oczywiście doceniam Joaquina Phoenixa za rolę w filmie »Joker« i za piękną oscarową przemowę o wybaczeniu i przemianie. Chociaż martwi mnie to, że ten film z kolei trochę utwierdza stereotyp: »chory psychicznie równa się niebezpieczny, a system opieki psychiatrycznej nie jest skuteczny w leczeniu chorób psychicznych«. Mam obawy.(Martyna Harland, autorka Filmoterapia.pl, psycholog Uniwersytetu SWPS, dziennikarka filmowa )
1917
Obserwuję Oscary od kilkunastu lat jako widz, ale także jako dziennikarz. Z dziennikarskiego punktu widzenia wciąż jest to ekscytujący moment, szczególnie ze względu na mocną obecność polskiej kinematografii. W tym roku nominacja dla »Bożego Ciała« nie zamieniła się w statuetkę, ale nikt nie ma wątpliwości, że to wielki sukces twórców i powód do dumy. Oni zresztą tak właśnie się czuli, radośni, dumni i młodzi, miło było obserwować ich pozbawione patosu przygotowania i słuchać, co mają do powiedzenia tam na miejscu. Nadal wśród nominowanych jest też po prostu wiele dobrych filmów. Kategorie muzyczne w ogóle w tym roku mnie zachwyciły, nie było tu naprawdę ani jednej fałszywej nuty. Mogę żałować, że Oscara nie dostał mój faworyt, czyli Thomas Newman (»1917«), ale rozumiem decyzję Amerykańskiej Akademii Filmowej i wiem, że to kobieta w tym roku zachwyciła świat. Bo Akademia to jest trochę taki świat właśnie – rozproszony, różnorodny. Decyzje oscarowe bywają demokratyczne, ale też ulegają modom, polityce, idą na kompromisy. Myślę, że tego się nie uniknie. Czas był, aby Oscara za najlepszy film dostał obraz spoza Hollywood, to się czuło już jakiś czas temu. Tu też przegrał mój faworyt, bo uważam, że »1917« jest filmem wielkim i zasługiwał na główną nagrodę, ale cieszę się, że te drzwi dla innych kinematografii zostały otwarte. Wracając do słów reżysera »Parasite«, rzeczywiście za granicą napisów kryją się cuda i świetnie, że Hollywood to dostrzega. Muszę jednak przyznać, że jako widz co roku mam mniejszą wolę zarwania tej nocy. Ta gala nie jest ciekawa jako widowisko. Wydaje mi się, że część muzyczna traktowana jest jako zło konieczne, a to właśnie te momenty w ostatnich latach są najpiękniejsze. Takie było wykonanie »Shallow« rok temu i takie było »Into The Unknown« w tym roku, z udziałem Els z całego świata, w tym Katarzyny Łaski. Ani jedna, ani druga piosenka nie zostały wykonane perfekcyjnie, ale mamy do czynienia z show na żywo, nie czuję tu takiej potrzeby. Było w tym za to jakieś życie. Bez prowadzącego i bez pomysłu oscarowa gala jest dziś serią krótkich monologów wręczających i nagrodzonych, mniej lub bardziej udanych. Nie odczuwam tu spójności, magii widowiska. Od wielu lat nie kładę się spać tylko ze względu na filmy. I pewnie za rok też tak będzie.
(Magdalena Miśka-Jackowska, RMF Classic)
Joker
Uważam, że Oscary w tym roku były nad wyraz nudne i przewidywalne. Praktycznie większość głównych kategorii dało się łatwo przewidzieć na podstawie trendów w innych nagrodach, takich jak Złote Globy albo BAFTA. Trzy zwycięstwa były dla mnie najważniejsze. Po pierwsze wygrana Joaquina Phoenixa, który od lat pokazuje, że jest jednym z najwybitniejszych aktorów swojego pokolenia i nareszcie doczekał się należnego mu uznania. Po drugie triumf »Parasite« w aż czterech kategoriach – doprawdy piękny moment, gdy tak nietuzinkowy, artystyczny film z Dalekiego Wschodu pokonuje w wyścigu takich tuzów, jak Tarantino albo Scorsese. Po trzecie Oscar dla Hildur Guðnadóttir za muzykę do »Jokera« – z dość słabej ogólnie stawki w tym roku zasługiwała na tę nagrodę zdecydowanie najbardziej i cieszę się, że artystka o tak unikatowym głosie, kontynuująca poniekąd ścieżkę nieodżałowanego Jóhanna Jóhannssona, dostała szansę, aby się wykazać i w pełni ją wykorzystała!
(Daniel Krause, Filmmusic.pl)
Zapytaliśmy o opinię także pianistę, improwizatora i kompozytora, Aleksandra Dębicza oraz Roberta Piaskowskiego, Dyrektora artystycznego Festiwalu Muzyki Filmowej w Krakowie.
Uważam, że miniony sezon filmowy, który wczorajsza gala olllscarowa uroczyście podsumowała, był niezwykle bogaty i obfitował w dzieła wybitne. Wielokrotnie wzruszałem się i ekscytowałem podczas seansów kinowych. Przyznam, że akurat zwycięski »Parasite« w ogóle do mnie nie trafił, co powinienem chyba zrzucić na karb niedostatecznego uwrażliwienia na koreańską estetykę filmową. Obejrzę film Bong Joon-ho ponownie i — mam nadzieję — zrewiduję swój pogląd. Miło było jednak oglądać, z jakim szacunkiem i podziwem koreański reżyser, odbierając statuetkę, zwracał się do swoich wielkich konkurentów: Martina Scorsese, Sama Mendesa, Quentina Tarantino i Todda Philipsa. Szkoda, że podobnego respektu nie potrafi okazać wielu komentatorów, którzy ze zdumiewającym lekceważeniem zbywają takie filmy jak »1917« czy »Irlandczyk«. Czytałem np., że »1917« jest filmem sztampowym, a »Irlandczyk« ramotą stetryczałego reżysera, z kolei »Pewnego razu w…Hollywood« to niepotrzebny i nudny film. Komentarzy na temat twórczości Johna Williamsa czy Thomasa Newmana nie będę nawet przytaczał. Cieszę się, że mogłem obejrzeć tyle wspaniałych filmów, które przypominają, czym jest magia kina. Z podziwem patrzyłem na artystów, zgromadzonych w Dolby Theatre, będących dla mnie nieustającym źródłem inspiracji. Sobie i wszystkim widzom życzę, żeby żadne nagrody nie stępiły naszej miłości do kina.
(Aleksander Dębicz, pianista, improwizator, kompozytor)
*
Oscar dla Hildur Guðnadóttir ucieszył nas – w gronie najbliższych współpracowników FMF – jakby to była nagroda dla członka bliskiej rodziny. Może dlatego że grono twórców, z którymi kompozytorka jest związana, to ludzie, którzy odwiedzali Kraków w ostatnich latach, a te przyjaźnie zainicjowane w Krakowie zawsze rozkwitają na lata. Była związana z Múm (świętowaliśmy jubileusz tego kolektywu na Sacrum Profanum; debiutowała z nimi już w wieku 15 lat). Grała w nagraniach Bena Frosta, Nico Muhly'ego (byli wiele razy na UNSOUND), Pan Sonic, Jamie Lidella, The Knife i Davida Sylviana, a także na ścieżkach dźwiękowych Jóhanna Jóhannssona do »Arrival« i »Orphée« oraz »The Revenant« Ryuichiego Sakamoto, Alvy Noto i Bryce'a Dessnera (Sacrum Profanum). Obserwowałem rozwój kompozytorki i pamiętam, jak podczas naszej ostatniej wspólnej rozmowy w jednej z zacisznych krakowskich kawiarni Jóhan Jóhannsson mówił o niej z szacunkiem, jak mistrz, który widzi wartość rosnącej w siłę u jego boku znakomitej artystki. Jej kontynuacja jego pracy przy »Sicario 2: Soldado« była naturalną konsekwencją. Kompozytorka była naturalną spadkobierczynią muzycznych idei Jóhanna. Zatem decyzja Akademii nas wszystkich poderwała. Wygrała w finalnej rozgrywce z Johnem Williamsem i Alexandre'em Desplatem. Jest to znaczące zwycięstwo, które można porównać do Oscara dla Anne Dudley za muzykę do »Goło i wesoło« w 1998 r., gdy o statuetkę rywalizowali z nią w finale Hans Zimmer i Danny Elfman. Kompozytorka muzyki do »Jokera« jest więc siódmą kobietą, którą nominowano w historii 92 lat przyznawania statuetki i czwartą z Oscarem. Ten pochód po najważniejsze zdobycze w świecie muzyki filmowej robi wrażenie. Jest pierwszą Islandką z Nagrodą Akademii, za muzykę do »Czarnobyla« zdobyła Grammy, Złoty Glob, BAFTA... A wszystko to w ciągu kilku zaledwie tygodni. Podobnie bank wszystkich nagród rozbiła tylko Lady Gaga, choć porównanie pod każdym względem jest nieudane. Zastanawiam się, jak ta krucha dziewczyna, którą poznaliśmy w Krakowie przy okazji jej koncertu na UNSOUND, unosi to pasmo sukcesów, tę wydłużającą się listę najważniejszych branżowych wyróżnień, eksplozję zainteresowania, setki wywiadów. Miałem szczęście poznać kompozytorkę po koncercie w opuszczonej fabryce Telpodu na UNSOUND. Byłem urzeczony jej skromnością, nieschodzącym z twarzy uśmiechem, a potem rozmową z nią na temat Krakowa w Gandawie, otwartością na propozycje, ale i świadomością tego, co się chce w muzyce osiągnąć. Pomimo stosunkowo młodego wieku (37 lat) Guðnadóttir jest artystką kompletną, która nie potrzebuje wielkiej aparatury ani efektów.
(Robert Piaskowski, dyrektor artystyczny Festiwalu Muzyki Filmowej w Krakowie)
A oto fragmenty naszej redakcyjnej dyskusji:
W tym roku uderzyła mnie niewiarygodna liczba dobrych, ciekawych filmów – tak w Polsce, jak i za granicą, także w Stanach. Nominację dla »Bożego Ciała» uważam za bardzo zasłużoną, w głębi serca marzyłam o Oscarze dla tego filmu, niezwykle świeżego, trafnego, oryginalnego, a przy tym dobrze opowiedzianego, momentami zabawnego i niejednoznacznego. Jan Komasa ma talent do pokazywania nośnych tematów w sposób inny niż wszyscy, bardzo go za to cenię. »Parasite« to z kolei kino z podwójnym dnem, pełne »uzasadnionego« okrucieństwa wobec swoich bohaterów. Komediodramat, który na długo pozostanie w pamięci – także dlatego, że rozpoczyna nową epokę w historii nagrody amerykańskiego przemysłu filmowego. Ale geneza zła, jaką w »Parasite« odnajduję, kryje się dla mnie także w na pozór całkiem innym i pochodzącym z innej kultury obrazie – »Jokerze«. Przede wszystkim uwielbiam subtelne elektroniczno-wiolonczelowe eksperymenty islandzkiej kompozytorki, zachwyciła mnie już muzyką do fascynującego serialu »Czarnobyl«. Ale choć »Jokera« obejrzałam z zapartym tchem, to wzbudził mój niepokój. Współczujemy głównemu bohaterowi (także za sprawą poruszającego w tej roli Joaquina Phoenixa), rozumiemy, w jaki sposób stał się potworem, podczas seansu możemy być wściekli na świat i… czuć się raczej bezsilni wobec zastanej na ekranie rzeczywistości. Podobną bezsilność czułam ostatnio podczas projekcji całkiem innego obrazu, który obejrzałam już niezależnie od oscarowych nominacji. »Błąd systemu« ukazuje jednak człowieka jako istotę bardziej spragnioną miłości niż zemsty, okrucieństwa nie uznajemy tu za wytłumaczalne. Takie też wydały mi się w większości filmy nominowane do Oscarów, a pozostające bez statuetki w głównych kategoriach. I takiego kina nadal potrzebujemy, nawet jeśli na pierwszy rzut oka wydaje się nam przewidywalne. To zauważone głównie za sprawą Laury Dern »Historie małżeńskie« stawiają dla mnie poprzeczkę naprawdę wysoko – tam, gdzie najprostsze sceny ogląda się z fascynacją, dzięki kunsztowi aktorskiemu, precyzji reżysera w konstruowaniu historii i jeszcze pewnemu tajemniczemu impulsowi, który każe nam ufać oglądanym na ekranie bohaterom i ich podstawowemu dobru, z którym pragniemy się utożsamić.
(Maja Baczyńska, redaktor naczelna Presto Filmowego, muzyk, reżyser)
„W najbardziej interesującej mnie kategorii (najlepsza muzyka) obyło się bez niespodzianek. Sięgając po Oscara, Hildur Guðnadóttir osiągnęła właściwie wszystko, co mógłby osiągnąć kompozytor muzyki filmowej. Spektakularny nokaut!”.
(Tomasz Goska, Filmmusic.pl, Presto Filmowe)
Mimo wszystko Oscary były i przewidywalne, i nieprzewidywalne. Choć sercem byłem za »Bożym Ciałem«, zwycięstwo »Parasite« jest historycznie bardzo ważne, ze względu na docenienie innego kręgu kulturowego. Jego podziękowanie swoim współnominowanym za reżyserię mistrzom było wręcz ujmujące. Bardzo ważne było też zwycięstwo Hildur Guðnadóttir jako pierwsza od ponad dwudziestu lat wygrana kompozytorki za najlepszą muzykę filmową.
(Paweł Stroiński, Filmmusic.pl, Presto Filmowe)
Historyczne zwycięstwo »Parasite« w kategorii najlepszy film jest przypieczętowaniem zmian, które dokonują się w Akademii od kilku lat, a zarazem przyznaniem, że Hollywood ma problem z zaproponowaniem oryginalnych konceptów. Ostatnie lata pokazują też, jaką siłę mają europejskie festiwale filmowe, zwłaszcza w Cannes i w Wenecji – wiele oscarowych tytułów właśnie tam rozpoczęło swoją drogę po złote statuetki. Również polskie kino ma się świetnie, gdyż nominacja dla »Bożego Ciała« jest czwartą w tej dekadzie, przez co jesteśmy oscarowym gigantem w kategorii najlepszy film międzynarodowy (wcześniej zagraniczny).
(Jarek Zawadzki, Presto Filmowe)
Tegoroczne rozdanie Oscarów nie powinno nikogo szokować. Wśród nagrodzonych znaleźli się praktycznie sami faworyci i kwestia przyznania statuetek rozstrzygała się między produkcjami świetnymi a genialnymi. Warto podkreślić, że dawno nie mieliśmy tak dobrego zestawienia w kategorii najlepszy film, a »Parasite« w pełni zasłużenie wyszedł z gali z wieloma tytułami. Pomimo braku Oscara dla »Bożego Ciała« cieszy fakt rozwoju polskiej kinematografii i największej liczby nominacji w kategorii filmów nieanglojęzycznych w ciągu ostatniej dekady. Miejmy nadzieję, że dobra passa będzie trwała jak najdłużej.
(Kamila Tarnawska, Presto Filmowe)
Oscarowa kategoria główna – pomijając »Irlandczyka« – była wypełniona po brzegi kinem na najwyższym poziomie, a zasłużone zwycięstwo »Parasite« nie oznacza, że pozostałe tytuły znalazły się w tej grupie przypadkowo. Cieszą mnie nagrody dla Joaquina Phoenixa i Brada Pitta, smuci natomiast brak wyróżnienia dla Scarlett Johansson, której chętnie oddałabym statuetkę Laury Dern za rolę drugoplanową. Natomiast triumf Hildur Guðnadóttir i Rogera Deakinsa to sprawa oczywista. Czy jednak rzeczywiście piosenka Eltona Johna zasłużyła na Oscara? Mam co do tego duże wątpliwości....
(Anna Józefiak, Klub Filmowy „Obraz i Dźwięk”, Presto Filmowe)
Historyczne zwycięstwo »Parasite« w kategorii najlepszy film i najlepszy film międzynarodowy, mimo że cieszy docenieniem świetnej produkcji i potencjalnym zachęceniem mainstreamowej (głównie amerykańskiej) widowni do sięgania po kino spoza anglojęzycznego obszaru kulturowego, każe się zastanawiać nad kryteriami przyznawania nominacji. Cieszą nagrody dla Pitta i Phoenixa, chociaż tutaj są to raczej nagrody za poprzednio niedocenione role, przynajmniej w przypadku tego pierwszego. Interesujący jest też fakt, że drugi raz z rzędu Oscara za muzykę otrzymało kino komiksowe (czyżby nowy gatunek otrzymujący statuetkę w tej kategorii w ramach »nagrody pocieszenia?«), smuci natomiast, że jeden z najlepszych filmów roku – »The Lighthouse« Roberta Eggersa, który wyrasta na jednego z najbardziej obiecujących reżyserów młodego pokolenia (jeśli można tak powiedzieć o roczniku 1983) – nie został doceniony za nic poza zdjęciami. Sama gala była jedną z nudniejszych, a miejscami wręcz żenujących w ostatnich latach.
(Wojciech Wieczorek, Filmmusic.pl, Presto Filmowe)
Przygotowała MB