Nie staraj się zrozumieć. Chłoń sztukę [„Wehikuł czasu” w Operze Bałtyckiej]
Muzyka operowa nigdy nie była mi szczególnie bliska, choć szans, by się do niej przekonać, miałem w końcu sporo. Raz że trochę już żyję, a dwa – w Trójmieście okazji ku temu nie brakowało i chyba brakować nie będzie, nawet podczas epidemii. Nie będzie to więc relacja kogoś, kto o operze ma jakieś pojęcie, choćby nawet mgliste.
Dzielę się z Wami pewnym odkryciem, którego nigdy bym nie dokonał, nie będąc akurat na tym premierowym wydarzeniu w Operze Bałtyckiej. Otóż odkryłem i zrozumiałem, że nie powinienem tu nic rozumieć, a nawet próbować zrozumieć czegokolwiek. Był to mój błąd, który popełniałem od wielu lat nie tylko w przypadku muzyki czy spektakli operowych, lecz także wobec muzyki poważnej generalnie. Ów błąd oczywiście rutynowo popełniłem także i tym razem, ale na szczęście tylko na wstępie, bo po chwili, już w trakcie spektaklu udało mi się wreszcie od niego uwolnić. Po krótkim czasie od rozpoczęcia wydarzenia zaczęło mnie absorbować to, co się działo wokoło, czułem, jak coraz bardziej pochłania mnie przestrzeń sztuki, która objęła nie tylko mnie, lecz także całą widownię. Widocznie inni widzowie zrozumieli to, co ja już wcześniej.
A co najbardziej pomogło mi w tym odkryciu?
Pewnie gdyby nie pandemia, nie zdecydowano by się tu na zabieg wyprowadzenia znacznej grupy muzyków z kanału orkiestrowego i usadzenia ich w tej części widowni, która z przyczyn obostrzeń sanitarnych została widzom zabrana. Dzięki możliwości obserwacji pracy dyrygenta i muzyków odbiorcy zyskali nową perspektywę. Muzycy stali się w ten sposób łącznikiem miedzy aktorami a widownią, co wyeliminowało naturalne bariery, typowe dla takich spektakli w „zdrowych czasach”. Podwyższenie sceny i kanał orkiestrowy oddzielający ją zazwyczaj od widowni jak średniowieczna fosa, skłaniają widza prawie wyłącznie do koncentracji na tym, co się dzieje na scenie. Tym razem jednak my – widzowie staliśmy się niejako członkami rodziny, uczestnikami raczej spotkania niż spektaklu, wspólnej zabawy.
Myślę więc, że ten manewr z „uwolnieniem” orkiestry pozwolił nie tylko mnie zwrócić właściwą uwagę na całość, tzn. pozwolił skoncentrować się na jedności spektaklu, którą tworzyło wiele jego elementów.
fot. Krzysztof Mystkowski
Na pytania postawione w zapowiedzi spektaklu: „Czy w operze może występować fizyka?”, „Czy da się podróżować w czasie?” „Czy karaluch może być postacią operową, a piętnastoletni Antek, wspólnie z Moniką, zrozumieją pozostawione im wskazówki, aby odnaleźć lekarstwo, czym zdołają uratować profesora Teofila i czy im się uda?” brzmi – tak, zdecydowanie tak, o ile zupełnie nie będziemy do tych pytań przywiązywali wagi.
Bo nie to tak naprawdę jest istotą sztuki operowej. Libretto tej opery, to przecież nie film akcji – jest ono tu tylko pretekstem i równorzędnym środkiem przekazu piękna całości formy. Libretto banalne więc jako wyizolowany element – w tej całości nie przeszkadza, bo zostało uzupełnione bardzo sprawnie wykreowaną i zrealizowaną scenografią, także przy zastosowaniu nowoczesnych form wizualizacji skutecznie powiększających przestrzeń sceny i spektaklu, a przy tym i wyobraźni widza. Wszystko to wspólnie z muzyką tworzy intrygującą całość. Tak należy chyba kreować każdą operę, po prostu perfekcyjnie pod względem wykonania.
Jeszcze słowo o podtytule mającym być w zamierzeniu i wyjaśnieniem, i chyba zachętą – „opera naukowa dla dzieci i młodzieży”. Jeśli to zabieg marketingowy, to rozumiem i wybaczam. Jeśli to przekora – to też OK. Jednak w moim odczuciu takie stawianie sprawy jest tu niepotrzebne. „Wehikuł czasu” to opera ani naukowa, ani dla młodzieży, a dla dzieci…
Czy dzieci to „kupią”, skoro to opera specjalnie dla nich? Myślę, że tak – kiedy dziecko przez cały spektakl nie mówi ani słowa, nie pyta: „Mamo, kiedy wreszcie wyjdziemy”, to znaczy, że jest dobrze, a nawet lepiej.
A czy młodzież to „kupi”?
Obawiam się że nie, zwłaszcza z uwagi na ów chybiony marketingowo chwyt w podtytule, że przedstawienie to jest adresowane do dzieci i młodzieży. Młodzież nie chodzi na spektakle dla dzieci i młodzieży, ani tylko dla młodzieży, za to dla dorosłych owszem, chętnie. Chciałbym się tu mylić, doświadczenie jednak podpowiada mi coś innego.
Dla kogo więc jest „Wehikuł czasu”? Moim zdaniem to opera dla wszystkich.
Jan Rezner
PS. Tylko co, u licha, robił w tym spektaklu Karaluch, rola świetnie zresztą zagrana przez Marcina Marca?
A, no właśnie, już zapomniałem – miałem nawet nie starać się zrozumieć. Walka ze złymi przyzwyczajeniami jednak łatwa nie jest…
Wehikuł czasu
Kompozytor: Francesco Bottigliero
Libretto: Justyna Skoczek
Reżyseria: Tomasz Man
Scenografia i kostiumy: Zuzanna Kubicz
Obsada:
Antek Sebastian Mach/Tomasz Tracz
Monika: Magdalena Wachowska
Pan Teofil/Witelon Piotr Płuska
Ochroniarz Paweł Faust
Karaluch Marcin Marzec