Nie można osiągnąć szczęścia bez prawdy [Biała Róża – Weisse Rose na Opera Rara]

27.01.2020
rys. Dorota Pietrzyk

Biała Róża – Weisse Rose to opera w której nie królują Kolombiny i Pierroci, ani perypetie miłosne, lecz… śmierć.

Widzimy ostatnie chwile przed egzekucją pary studentów – brata i siostry, Sophie i Hansa Schollów. To historia prawdziwa – 18 lutego 1943 r. gestapo aresztowało członków antynazistowskiej organizacji Weisse Rose, tworzonej przez pięcioro studentów i prof. Kurta Hubera z Uniwersytetu Ludwiga Maximiliana w Monachium. W hitlerowskich Niemczech szanse powstania jakiekolwiek opozycji wobec narodowego socjalizmu były nikłe. W totalitarnym państwie wszystkie środki komunikacji podlegały kontroli, a wszystkie niekorzystne wiadomości skrupulatnie ukrywano. Kłamali wszyscy – od partyjnych szczytów, przez nauczycieli i dziennikarzy, po prowincjonalnych szpicli. Innymi słowy, panowało zbiorowe, tanie kłamstwo.

Kompozytor Udo Zimmermann podchodził do tej opery trzy razy. W 1967 r. napisał ją po raz pierwszy do libretta swojego brata Inga Zimmermanna. Kolejna wersja powstała już w następnym roku.

W 1986 r. miał dokonać w dziele przeróbek, lecz skomponował nową operę na ten sam temat, tym razem do libretta Wolfganga Willaschka. Powstał zupełnie inny utwór, bez fabuły, próbujący oddać muzyką i słowem nastroje ostatnich chwil życia bohaterów. Utwór zaczyna się bardzo ilustracyjnie – szczękiem zamykanych więziennych krat. To flet piccolo i preparowany fortepian przygotowują nas do modlitwy, którą rodzeństwo rozpoczyna wspólną arią. Modlą się, by nie zaginąć w mrokach nocy i śmierci.

Młodzi niemieccy wykonawcy śpiewają wspaniale! Zarówno sopranistka Marion Grange, jak i baryton Wolfgang Resch potrafią doskonale wyrazić ból i niewyobrażalny strach przed śmiercią. Często więc zmieniają skale, śpiewając duety i sola prawie ponad i poniżej swoich głosów. Kompozytor wprowadza harfę, która pomaga solistom wyśpiewać miłość dla Boga, żal z powodu opuszczenia rodziców, tęsknotę za światem, który trzeba pożegnać... Sophie, początkowo przerażona ciemnością więziennej celi, walczy ze strachem, przywołując wspomnienia pięknych pejzaży, słońca, kwiatów i lasu. Hans natomiast wspomina widzianą kiedyś scenę zastrzelenia głodnej, zmarzniętej dziewczyny. Nie potrafi, jak Sophie, wyzwolić się z koszmaru, który go otacza. Dręczą go halucynacje, pełne krzyków i jęku umierających ludzi. Wokaliście pomaga w oddaniu tych przeżyć grający w niezwykły sposób puzon. Hans upatruje źródeł zwycięstwa faszyzmu w ignorancji i milczeniu. To ono jest być może ilustrowane nieco monotonnie powtarzającymi się schematami ostinatowych partii smyczków. Niestety pojawiające się co jakiś czas głośne instrumentalne „wybuchy” nie kreują dramaturgii spektaklu, lecz przypominają efekty z horrorów klasy B. Natłok dysonansów natomiast chwilami daje wrażenie taniego dokumentu, a nie głębokich przeżyć bohaterów. Dobre libretto i świetni wokaliści ratują dzieło. Wspaniała była aria Sophie, którą artystka wykonała leżąc. No i ostatni, wspólny krzyk rodzeństwa wzywający do przerwania milczenia i przeciwstawienie się faszyzmowi. Niezwykła aktualność tego wyznania, odnosząca się do wzrastającej we współczesnym świecie ksenofobii, szowinizmu lub nacjonalizmu. Bardzo aktualne są też przywołane przez Hansa słowa ojca: „Nie można osiągnąć szczęścia bez prawdy”…

W odbiorze spektaklu bardzo pomaga doskonała scenografia – proste, długie pasy białego papieru, które opadają z sufitu, gdy Sophie śpiewa o dzieciach, które w podmuchach letniego wiatru, uśmiechnięte i rozśpiewane, wsiadają do wagonów śmierci. Kolejne papierowe wstęgi opadają, gdy dziewczyna wspomina rzekę. Gdy zasłonią całą scenę, białe pasy stają się ekranem, na którym pojawia się górski pejzaż, a w scenach końcowych galopujący, naiwny, jak z dziecięcej książeczki, szkielet konia. Czy to może mała apokalipsa? W końcowych ariach duetu scena niepostrzeżenie się zwęża dzięki wielkim, czarnym prostokątom do wąskiego pasma światła – ostatniej, wspólnej modlitwy rodzeństwa, które błaga, by Boska światłość rozproszyła mrok i nie pozwoliła wrogom pokonać ich ducha.

Niezwykłe jest zakończenie utworu – fałszywie grany jeden z nazistowskich marszów (fałszywa doktryna faszystów?) i przerwany, odtworzony być może z patefonu z tubą „Pstrąg” Schuberta (koniec cierpienia?).

Dorota Pietrzyk

 

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.