Na cześć sportu i ideałów olimpijskich [Koncert Muzyki Filmowej Sport Celebration]

21.01.2020
fot. mat. org.

Relacje między sportem, muzyką a filmem można określić jako wręcz symbiotyczne. Sport inspirował i kino, i muzykę, analogicznie zresztą i sztuka nierzadko stanowiła źródło sportowego natchnienia. 15 grudnia 2019 r. na warszawskim Torwarze odbył się kolejny koncert z cyklu Koncert Muzyki Filmowej, zorganizowany z okazji stulecia powołania Polskiego Komitetu Olimpijskiego.

Z wielkich osiągnięć muzyki do filmów sportowych organizatorzy koncertu wybrali kilkanaście perełek. Można by się zastanawiać na przykład, dlaczego nie wybrano nic z muzyki Jerry’ego Goldsmitha. „Najlepszy rzut” byłby może trudny z powodu ilości wykorzystanej elektroniki, ale z kolei „Rudy” to już niekwestionowany klasyk. Zaryzykowałbym jednak stwierdzenie, że w wypadku tego gatunku filmowego prawie każdy wybór jest dobry.

A selekcja była zróżnicowana. Wyciśnięto to, co najlepsze z Orkiestry Polskiego Radia w Warszawie i Chóru Akademickiego Uniwersytetu Warszawskiego pod batutą weterana koncertów filmowych Macieja Sztora oraz wokalistki Anny Lasoty. Koncert rozpoczął się od słynnej pieśni opartej na hymnie koronacyjnym „Zadok the Priest” Georga Friedricha Händla i zaadaptowanej na cele Ligi Mistrzów. Następnie można było doświadczyć tego, co w muzyce do kina sportowego najlepsze. Suita z „Rocky’ego” Billa Contiego była wyprawą przez pierwsze trzy filmy, zakończoną słynnym „Eye of the Tiger”. Można by się tylko zastanawiać, dlaczego nie zagrano znanego, nominowanego do Oscara „Gonna Fly Now” w oryginalnej wersji z chórem. Najważniejszych tematów jednak nie zabrakło.

Na koncercie reprezentowane były różnorakie dyscypliny sportowe. Grano muzykę z filmów o hokeju (pełne energii „Potężne Kaczory” Davida Newmana), wyścigach konnych (podobnie energiczny, choć nie bez pewnego sentymentalizmu „Niepokonany Seabiscuit” Randy’ego Newmana), koszykówce (skomponowana przez Diane Warren piosenka z „Kosmicznego meczu”), baseballu (śliczne w swej prostocie „Anioły na boisku” Randy’ego Edelmana) czy nawet kung fu („Karate Kid” nieodżałowanego Jamesa Hornera, choć tu zagrano niezbyt sportowy utwór). Na koncercie poświęconym ideałom olimpijskim nie mogło też zabraknąć legendarnych „Rydwanów ognia” Vangelisa w bardzo ciekawej i bliskiej istocie oryginału orkiestracji. Za aranżację i wykonanie należą się brawa!


fot. mat. org.

Na koncercie pojawiła się też mroczniejsza strona wydarzeń sportowych. Mieliśmy więc historię skandalu w amerykańskim łyżwiarstwie figurowym (minimalistyczna „Jestem najlepsza. Ja, Tonya” Petera Nashela, przygotowana specjalnie na koncert), brutalny i tragiczny realizm wyścigów Formuły 1 („Wyścig” Hansa Zimmera, gdzie niestety ginęła czasem solowa wiolonczela, bardzo istotna dla tej muzyki) oraz zderzenie z rasizmem w licealnej lidze futbolowej (porywający „Tytani” Trevora Rabina).

Jednym z najlepszych utworów wieczoru była przygotowana specjalnie przez kompozytora Jamesa Petersona wersja utworu „Ballet for Brawlers” z „The Red Canvas”. Aranżacja grana na koncercie jest przede wszystkim o kilka minut krótsza. Trzeba powiedzieć, że Orkiestra Polskiego Radia w Warszawie poradziła sobie z nią znakomicie. Kompozytor osobiście pojawił się na koncercie i na koniec został zaproszony na scenę.

Drugą część wieczoru stanowiły utwory niefilmowe. Pięknie wypadły, docenione także przez osoby niesłuchające muzyki filmowej na co dzień, trzy olimpijskie suity Johna Williamsa. Pochwalić należy nie tylko orkiestrę, lecz także chór, który z wielkim entuzjazmem i godną pochwały precyzją wyśpiewał olimpijskie motto „Citius! Altius! Fortius!” (Szybciej! Wyżej! Mocniej!). Jeśli ktoś jeszcze nie czuł pozytywnego przypływu energii, to wtedy na pewno musiał.

A na koniec trzy klasyczne piosenki, niekoniecznie sportem inspirowane, choć na pewno z nim kojarzone. We wszystkich trzech udział brał cały zespół (orkiestra i chór), choć wyśpiewywał tylko krótkie fragmenty refrenu (entuzjastyczne „Jump!” grupy Van Halen lub znane z piosenki zespołu Europe „The Final Countdown”). Cały wieczór został podsumowany przepięknie zaśpiewanym przez Annę Lasotę „We Are the Champions” Queen. Muzycy nie musieli dać się długo prosić i powtórzyli ten utwór na bis.

Wspaniała atmosfera, świetny dobór repertuaru i wykonanie. Bardzo staranna oprawa, bez uciekania w tani banał czy płytką komercję. Świetna Anna Lasota – zaśpiewała wielki przebój Queen całkowicie po swojemu, ale w sposób, który absolutnie nie obruszyłby fanów oryginału. Widoczna była wielka radość wykonawców, szczególnie gdy ujrzeli latarkowy doping publiczności podczas bisu. I nie ukrywajmy – oglądając na ekranie zdjęcia polskich sportowców czy ukochanych bohaterów filmowych, uświadamiamy sobie coś ważnego – nie o zwycięstwa tu chodzi, ale o pokonywanie trudności, a sport nas do tego nieustająco inspiruje. Cieszy fakt, że koncerty Trinity z roku na rok są coraz lepsze!

Paweł Stroiński, Maja Baczyńska

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.