Muzyka znosi granice

30.09.2012

Szósty dzień festiwalu pokazał, że w muzyce nie ma granic. Zniknęły jakiekolwiek podziały narodowe czy religijne. Prawdziwe skrzyżowanie kultur.

W muzyczną podróż po Indiach, Maroku i Turcji zabrał publiczność Titi Robin z Riverbanks Sextet. Sekstet i instrumentarium nietypowe, bo pochodzące tych trzech krajów. Grali na nich brazylijski perkusista oraz dwóch Francuzów. Każdy z nich wniósł do muzyki coś własnego i odmiennego. Mistrz gry na kavalu wprawiał w zamyślenie matową, „piaskową” barwą - podkreślały to przejmujące dźwięki arabskiej sarangi. Ciepłe brzmienie guembri (trzystunowego basu prosto z Afryki) i niesamowita energia perkusisty ożywiły publiczność. W tę różnorodność ciekawie wkomponował się także akordeon. Całość spajał sam Titi Robin wirtuozowską grą na buzuku i gitarze.

Było zaskakująco. Od spokoju, melancholii, melodii w wolnym tempie do pulsującego rytmu, radości i żywiołowych improwizacji. Nie zabrakło także sporej dawki humoru. Titi w przerwach pomiędzy utworami bawił festiwalowiczów, łamaną angielszczyzną przedstawiał poszczególnych muzyków. Wiele kultur, różne charaktery, oryginalne połączenie instrumentów - muzyka była ponad podziałami.

W drugiej części koncertu także zniknęły granice - tym razem religijne i wokalne. Raza Khan, zapowiedziany jako „posłaniec nowej ery”, „muzyk, który jest ponad skalami, ponad dźwiękami”, sam o sobie mówi, że jest ponad muzyką. Koncert w Warszawie był jego pierwszym występem zagranicznym. Śpiewak i kompozytor z Indii połączył muzykę suficką, teksty biblijne z elementami improwizacji. W ten sposób zespolił Islam, chrześcijaństwo, muzykę hinduską i zachodnioeuropejską. Oprócz tradycyjnego dla muzyki sufickiej sposobu wykonywania i instrumentarium (fisharmonia i tabla), jak mówi: - komponuję teksty, które są inspirowane tekstami biblijnymi i dodaję bardzo dużo improwizacji, charakterystycznej dla muzyki sufickiej. Wychodzę nawet poza tradycyjne improwizacje, jak w jazzie.

Nie był to występ ani łatwy, ani przyjemny. Część osób wyszła, lecz większość słuchała do samego końca (koncert trwał około dwóch godzin). Nie chodziło tu jednak o doznania estetyczne: - Muzyka jest dla mnie modlitwą. W muzyce sufickiej najważniejszym aspektem jest poddanie się Bogu, Wyższej Sile - tłumaczył Raza Khan. Artysta operował głosem od najniższych dźwięków (w rejestrze piersiowym) po wysoki krzyk. Wychodził od cichych pomruków, aby stopniowo, poprzez sekwencyjne powtarzanie całych fraz, dojść do ekstatycznie wykrzykiwanych sylab. Wszystko przy akompaniamencie fisharmonii, czasami tabli i innych śpiewaków. Jak mówi jego menadżerka - On nigdy niczego nie planuje. Nigdy nie jesteśmy w stanie ustalić, jaka będzie struktura tego występu. Najważniejsze są emocje i inspiracja pochodząca od Boga w trakcie śpiewu. Rzeczywiście, artysta dał z siebie wszystko, wpadając w coraz większe religijne uniesienie. Nie chciał zejść ze sceny - gdyby mógł, śpiewałby jeszcze przez wiele godzin…

Koncertu wysłuchała Adriana Borowska,

porozmawiała także ze słuchaczami: sonda 28.09

Geograficzno-muzyczną rewolucję dokumentował Marek Relich: [gallery]358[/gallery]

 

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.