Muzyka z pierwszych stron gazet [inauguracja festiwalu Warszawska Jesień]

28.09.2020
Materiały promocyjne festiwalu Warszawska Jesień, fot. Grzegorz Mart

Wspólnym mianownikiem wielu dzieł wykonanych podczas koncertu z 18 września w Filharmonii Narodowej, inaugurującego Warszawską Jesień, była informacja. Artyści, rozpoczynając festiwal, którego tematem przewodnim jest relacja języka i muzyki, skupili się dodatkowo na wiadomościach które docierają do nas z mediów, ze sztuki czy zza okna.

Koncert rozpoczęła Agata Zubel „Płatkami kukurydzianymi” z cyklu „Pubs-Reklamen”. Znając nawet pobieżnie twórczość Georges'a Aperghisa oraz możliwości i styl wokalistki, pewne było, że ta niespełna trzyminutowa „pieśń” będzie idealnym rozpoczęciem festiwalu. Zubel, wykonując dzieło dokładnie, choć z wielką swobodą i aktorską manierą, doskonale oddała jego charakter. Utwór interpretuje i komentuje reklamę płatków śniadaniowych. Agata Zubel zdawała się wczuwać w reklamową aktorkę, a później imitować ją zgryźliwie. Zachwycała techniką, ale i wdechami czy szeptami, które wydawały się dopracowane, jakby były złożone z pojedynczych nut.

„Synergie” François'a-Bernarda Mâche wytworzyły kompletnie inną atmosferę w sali koncertowej. Odtwarzane dźwięki obiegały widownie, brzmiąc z głośników wykorzystujących technikę stereo. Nakładały się one na muzykę wykonywaną przez katowicką NOSPR, pod batutą Moniki Wolińskiej. Muzyka brzmiąca z głośników i ta, którą tworzyła orkiestra, współbrzmiały ze sobą, kooperowały, będąc jednocześnie kompletnie niezależne. Szumy nakładały się na puste odgłosy naciskanych klap, elektroniczne brzmienia na dźwięki instrumentów dętych, a gdy orkiestra cichła, ujawniała wszystko, co kryły nieoczywiste dźwięki z głośników. Synergia między tymi dwiema materiami ukazywała się również w ich relacji w przestrzeni. W wyraźny sposób dzieło zaznaczało bowiem odmienność rozchodzenia się dźwięków w stereo i tych wydobywanych na żywo z instrumentów na scenie. W różnych miejscach sali odbiór dzieła musiał więc być inny. Dzięki temu zabiegowi automatycznie tworzyła się w mojej głowie mapa terytorium, które poszczególne dźwięki sobie zagarniały. Wszystkie te nieustanne zmiany brzmień nie pozwalały na dłuższy czas oderwać się od dzieła.

Podczas prawykonania utworu „Widzimisię na fonotyzator semantochłonowy” duetu ElettroVoce (Agata Zubel i Cezary Duchnowski) nie dowiedziałem się dokładnie, czym jest i jak działa ten tajemniczy instrument. Usłyszałem natomiast dzieło, które zrobiło na mnie (a po brawach zakładam, że i na reszcie słuchaczy) piorunujące wrażenie. Krótkie, lecz niezwykle zróżnicowane emocjonalnie dzieło rozpoczęło się śpiewem Agaty Zubel, która zamiast nut na pulpicie postawiła festiwalową gazetę. Śpiewając informacje i wiadomości z prasy przy akompaniamencie fortepianu i wśród zniekształconych elektronicznie ech tych dźwięków, artystka w skupieniu poruszała przed ustami dłonią, do której był przywiązany fonotyzator. W zależności od ułożenia ręki słyszalny był głośny, jakby przesterowany dźwięk o niskich częstotliwościach lub przypominający radiowe zakłócenia szum. Dźwięki te niezwykle działały na emocje, fizycznie atakując swoimi wibracjami moje ciało. Ponownie również dźwięk poruszał się po sali, tym razem jednak zwinnie skacząc po jej przestrzeni. Niektóre fragmenty dzieła były pełne uczuć, inne natomiast wywoływały modyfikowanymi komputerowo dźwiękami silne emocje. Niezwykłym momentem było wyłamanie czwartej ściany, gdy Agata Zubel zaczęła śpiewać informacje z gazety o koncertach Warszawskiej Jesieni i ich gwiazdach – m.in. duecie ElettroVoce. Był w tym dziele lekki komizm, któremu towarzyszyło poczucie niepewności, a ilość treści, która na mnie spływała, przytłaczała i jednocześnie budziła zachwyt. Wszystko to przypominało mi okładkę tabloidu w niezwykle artystycznym wydaniu (i mówię to w najlepszym możliwym znaczeniu).


Materiały promocyjne festiwalu Warszawska Jesień, fot. Grzegorz Mart

Następnie został wykonany premierowo w Polsce utwór Juliany Hodkinson na gitarę elektryczną i orkiestrę – „…can modify completely / in this case / not that it will make any difference...”. Dzieło skupiało się na przekazach, które docierają do nas z miasta lub mediów. Dało się słyszeć sygnały przekazane alfabetem Morse'a, syreny, zakłócenia radiowe czy kończący cały utwór klasyk „When i fall in love”. W kompozycji Juliana Hodkinson eksploruje możliwości gitary elektrycznej. Tom Pauwels nie tylko rozstrajał gitarę, jednocześnie na niej grając, lecz wykorzystywał też dźwięki, które wydaje podłączanie instrumentu do wzmacniacza. Utwór ten według mnie był jednak najmniej interesującą częścią koncertu. Brakowało mi w nim wielości informacji z mediów, które zdawały się pojawiać pojedynczo. Nie odnalazłem w dziele również deklarowanego w opisie utworu „badania granic muzyki”. Działania gitarzysty były oczywiście niezwykle interesujące i wpasowywały się w dzieło i jego zamysł, ale nie wiem czy ktoś na 63. edycji festiwalu muzyki współczesnej wątpi, że dźwięki rozstrajanej przed widownią gitary mogą być muzyką. Była to dla mnie raczej eksploracja możliwości muzyki i instrumentu, a nie poszukiwanie granic.

Wykonanie dzieła Krzysztofa Pendereckiego „Ecloga VIII” poprzedziło krótkie nagranie jego wypowiedzi o celu tworzenia i drodze twórczej, która często „stawała się labiryntem”. Sekstet proMODERN, wchodząc na scenę, szedł właśnie taka zawiłą ścieżką – każdy członek zespołu przechodził inną drogą, omijając krzesła i pulpity orkiestry. W moim odczuciu było to naprawdę małym, ale niezwykle pomysłowym i wieloznacznym ukłonem w stronę jednego z artystów, których koncert upamiętniał (drugim był zmarły tydzień temu Jan Krenz). Sam występ natomiast spełnił moje oczekiwania względem zespołu. To, co napisał Krzysztof Penderecki na kanwie tekstu pieśni Wergiliusza, sekstet zaśpiewał, choć oczywiście nie było to zwykłe „przeczytanie nut” – już sam kształt zespołu odbiega od pierwotnego przeznaczenia utworu na sześć głosów męskich. Nie będę ukrywał, że słuchanie pochłonęło mnie na tyle, że nie zrobiłem notatek.


Materiały promocyjne festiwalu Warszawska Jesień, fot. Grzegorz Mart

Na zamówienie Warszawskiej Jesieni powstał utwór, który zabrzmiał chwilę później – „rilievo”. Spodziewałem się, że inspirowane cyklem „Reliefs Palnétaires” Yves'a Kleina dzieło będzie, podobnie jak prace artysty, wyciszone i choć zróżnicowane pod kątem faktury (tak jak prawie rzeźbione płótna Kleina) to mimo wszystko jednostajne (jak obrazy całe pokryte jednolitym błękitem) z pojawiającymi się jedynie niuansami brzmieniowymi. Dzieło Aleksandry Kacy faktycznie było kojące i intrygujące. Wbrew moim oczekiwaniom często stawało się jednak nieokiełznane wraz ze swoimi szybkimi crescendami. Tło brzmieniowe, które tworzyła elektronika, było natomiast stałe w swoim brzmieniu i gdy orkiestra cichła, pozwalała mi dostrzec w tych dźwiękach umuzycznione dzieła Kleina.

Drugi utwór duetu ElettroVoce – „Widzimisię na werbafon desemantryczny” konstrukcją przypominał pierwsze „Widzimisię”. Rozpoczął się wspólnym działaniem fortepianu, głosu i modulatorów. Później do wykonawców przyłączyła się orkiestra. Ciekawym fragmentem była swoista kłótnia na głosy miedzy śpiewem Agaty Zubel a Cezarym Duchnowskim, który obsługiwał modulator.

Dało się niestety odczuć już w tym momencie pewne zmęczenie treścią. Było to przecież blisko półtorej godziny słuchania muzyki współczesnej bez dłuższej przerwy. Oczywiście sytuacja pandemiczna nie pozwala na rozdzielenie koncertu na dwie części, a organizatorzy i tak dość mądrze ułożyli program z krótszych form, o dość wyrazistych środkach wykonawczych. Na szczęście ostatnie dzieło, choć emanowało poczuciem marazmu i smutku, korzystało często z tradycyjnych środków wyrazu i harmoniki. Dzięki temu jego odbiór nie był tak wymagający (choć oczywiście treść na tym nie traciła i niczego jej to nie ujmowało). W „Vox humana?” Mauricia Kagela na dramatyzm i emocje mocno wpływała sekcja instrumentów dętych i chór żeński, który znajdował się po obu stronach pierwszego balkonu sali koncertowej. Dodatkowo nastrój kreował prosty, acz ujmujący tekst opisujący cierpienie kobiet-matek, które bezskutecznie stara się ukoić narrator zaznaczający swoją obecność na scenie jedynie w formie głosu z głośnika. Te proste zabiegi sprawiły, że moje skupienie nie uciekało, a wrażenie, które pozostawił po sobie koncert trwało jeszcze kilka dni później.

Wojciech Gabriel Pietrow

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.